Kłamiemy, by nie ranić cudzych uczuć, by wypaść nieco lepiej niż w rzeczywistości, by uniknąć kary czy wyjść z twarzą z kłopotliwej sytuacji, a czasem po prostu dla żartu.
Kłamstwo przychodzi nam lekko, a im częściej je powtarzamy, tym bardziej sami w nie wierzymy. Niektórzy z nas w kłamstwie osiągają taką wirtuozerię, że wygląda na to, iż muszą mieć do tego wrodzone predyspozycje. Kłamstwo to prawdziwy fenomen komunikacyjny. Trudno się zatem dziwić, że zajęli się nim naukowcy.
Uciec przed karą
Kłamstwa ciężkiego kalibru wymyślamy najczęściej po to, by uniknąć kary – mówi profesor Paul Ekman, psychiatra z University of California w San Francisco badający ludzkie kłamstwa od ponad 30 lat. Jako przykład takiego zachowania Ekman podaje przypadek kobiety, która zabiła troje swoich dzieci, ukryła ich ciała, a potem zgłosiła się do telewizji, mówiąc, że dzieci zaginęły, i prosząc wszystkich o pomoc w ich odnalezieniu.
Choć mało kto dokonuje czynów tego rodzaju, każdy zna chyba tę nerwową gonitwę myśli, podczas której usiłujemy wymyślić przekonującą historyjkę, mającą uchronić nas przed przykrymi konsekwencjami tego, co zrobiliśmy (lub czego nie zrobiliśmy).
– Często kłamiemy po to, by w oczach innych (a z czasem i własnych) poprawić swój wizerunek – mówi profesor Charles Ford z University of Alabama School of Medicine.
Zdarza się, że zmieniamy swoje oblicze w zależności od widowni. Pokazujemy albo ukrywamy niektóre swoje cechy, kompetencje, szczegóły życiorysu czy marzenia.
Oszukujemy się, że palimy mniej papierosów niż w rzeczywistości, że pożarte przed chwilą ciastko ma mniej kalorii, niż napisane jest na opakowaniu. Oszukujemy się, że ważymy mniej, niż pokazuje waga (no przecież ważyliśmy się w butach i ubraniu – z pewnością trzeba odjąć ze trzy kilogramy). Utrzymujemy sami przed sobą, że od przyszłego tygodnia zaczniemy się odchudzać, oszczędzać lub że zapiszemy się na angielski, choć w głębi duszy wiemy, że to nigdy nie nastąpi. Żyjemy w świecie złudzeń na swój własny temat.
– Paradoksalnie takie "okłamywanie siebie" podnosi naszą samoocenę – mówi Ekman. – Bez takich kłamstw bylibyśmy na pewno mniej szczęśliwi i znacznie mniej efektywni – wyjaśnia psychiatra.
Kłamstwo jak śnieżna kula
Ile razy zdarzyło się wam, że niewinne kłamstewko raz puszczone w obieg zaczęło żyć własnym życiem, często wracając do nas w całkiem odmienionej wersji, "poszerzonej" w stosunku do startowej? Psychologowie nazywają to efektem kuli śnieżnej.
Jak stajemy się kłamcami? Często pierwsze niewinne kłamstewko robi z nas nałogowych łgarzy. Bo skoro raz się udało, dlaczego ma nie udać się drugi?
– Zdarza się też, że musimy wymyślać kolejne kłamstwa, by ukryć to pierwsze – mówi Ekman – Prowadzi to do dość paradoksalnej sytuacji, kiedy kłamiemy, by nie wydało się, że kłamiemy.
Z czasem też możemy zacząć wierzyć w wymyśloną przez siebie historię.
– Wystarczy, że powtórzymy ją dostatecznie wiele razy – mówi Ekman – by zaczęła przekonywać nas samych. Wtedy fałszu nie wychwyci u nas nawet wykrywacz kłamstw.
Ta maszyna jest bezradna jeszcze w jednej sytuacji. Wobec ludzi, którzy z jakichś przyczyn chcą wyprzeć ze swojej świadomości prawdę. Jest dla nich zbyt bolesna lub niebezpieczna do tego stopnia, że wolą zastąpić ją fikcją. W takich wypadkach do tego, jak było naprawdę, można często dojść dopiero za pomocą głębokiej analizy psychologicznej lub nawet hipnozy.
Jednak metody te nie byłyby chyba skuteczne wobec osób, które po prostu rodzą się kłamcami. Tak, tak – są i tacy. Kłamstwo mają we krwi. No, może raczej w mózgu.
Bardzo mały płat
Jan był młodym, zdolnym chłopakiem. Nie miał kłopotów z nauką, a nawet wyróżniał się w szkole spośród swoich rówieśników. Nie tylko jednak inteligencja czyniła go widocznym. Jego zachowanie budziło prawdziwą grozę. Jan oszukiwał, kłamał i kradł. Na przykład pewnego razu pożyczył od kolegi rękawiczkę, by się do niej załatwić. Takie zachowania stanowiły u niego normę. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy z czasem stał się permanentnym pensjonariuszem różnego rodzaju zakładów karnych i wychowawczych. W jednym z nich zwrócili na niego uwagę prowadzący tam badania neurolodzy – Arthur Benton i S.S. Ackerly.
Odkryli, że chłopak nie jest zdolny do oceniania własnych czynów, niczego się nie boi i kary niczego go nie uczą. Gdy posługując się dostępnymi im, niezbyt jeszcze doskonałymi metodami, zbadali mózg Jana, spostrzegli, że jego lewy płat czołowy był bardzo mały, a prawego brakowało.
Jan praktycznie nie miał części mózgu, o której dziś wiadomo, że jest siedliskiem moralności i sumienia. I choć takie uszkodzenie tych obszarów zdarza się niezwykle rzadko, znacznie więcej osób, niż myślimy, ma w tym rejonie mózgu niewielkie, ale znaczące zmiany.
Zrobieni na szaro
U niektórych z nas z nieznanych, być może genetycznych, przyczyn w przedniej części płatów czołowych – w tak zwanych płatach przedczołowych – znajduje się wyraźnie więcej istoty białej i mniej istoty szarej. Co to znaczy?
Nasz mózg składa się z miliardów komórek nerwowych (neuronów). Każdy taki neuron jest zbudowany z centrum zwanego ciałem komórki, od którego odchodzą liczne wypustki – tak zwane aksony i dendryty.
Na wierzchu naszego mózgu leżą właśnie ciała neuronów – tę warstwę nazywa się istotą szarą (lub korą mózgową). Z niej w głąb wypuszczone są miliardy długich "korzonków", tworzących drogi nerwowe, którymi komórki wymieniają się informacjami. To właśnie istota biała, sieć połączeń służąca do przekazywania sygnałów między oddalonymi od siebie komórkami. Pozwala na szybkie, złożone myślenie.
Istota szara zaś odpowiada za podejmowanie decyzji moralnych oraz hamowanie różnych impulsów. Dlatego osoby, które mają jej niedobory, rzadziej przeżywają dylematy moralne. Tak jak patologiczni kłamcy.
Mniej sumienia
Potwierdzają to najnowsze badania naukowców z Uniwersytetu Kalifornii Południowej w USA. Przebadali oni mózgi 49 osób, które na podstawie testów psychologicznych i wywiadów podzielono na osoby patologicznie kłamiące, osoby przejawiające cechy aspołeczne, ale nie kłamiące chorobliwie, oraz osoby normalne.
Łatwo było dokonać takiego podziału, bo patologiczni kłamcy nie potrafią opowiedzieć wyłącznie prawdy i często sobie zaprzeczają. Nie wstydzą się też przyznać, że manipulują ludźmi celowo, dla czystej przyjemności lub zysku.
Mózgi osób z każdej grupy zostały poddane badaniu z użyciem techniki rezonansu magnetycznego. I co? Okazało się, że patologiczni kłamcy w porównaniu z ludźmi prawdomównymi mają wyraźnie mniej istoty szarej.
– To dlatego – wyjaśniają autorzy badań – nie mają zahamowań, by kłamać – kłamstwo nie budzi u nich tak silnych wyrzutów sumienia, bo sumienia mają oni jakby fizycznie mniej.
Z drugiej strony większa objętość istoty białej zapewnia im lepszą wymianę informacji między neuronami. A to pozwala zdobyć większe mistrzostwo w sztuce kłamania, która jest ciężką, wielozadaniową pracą dla mózgu.
– By dobrze łgać, trzeba mieć zdolność "czytania w umyśle innych", oceniać, co druga osoba wie, a czego nie wie na dany temat – komentuje prowadzący badania Adrian Raine – Z drugiej strony zaś należy umiejętnie blokować albo regulować własne emocje, by się nie zdradzić, no i mieć świetne zdolności językowe. To wszystko umożliwia duża ilość istoty białej w mózgu – dodaje specjalista.
Rezonans polityka
A więc, by schwytać łgarza na gorącym uczynku, należy pożegnać się z tradycyjnymi wykrywaczami kłamstw – poligrafami.
Mierzą one bowiem jedynie parametry pokazujące zewnętrzne objawy stresu (potliwość skóry, ciśnienie krwi, częstotliwość oddechu). Wystarczy jednak boleśnie wbić sobie paznokcie w dłoń, ugryźć się w język czy myśleć o filmach erotycznych, by wprowadzić maszynę w błąd. Co więcej, patologicznym kłamcom łatwiej ją zwieść, bo mijanie się z prawdą nie jest dla nich niezgodne z sumieniem, zatem nie reagują na to stresem. W ich przypadku znacznie lepiej jest przeprowadzić badania obrazowania mózgu, takie jak tomografię albo rezonans magnetyczny.
Czy wynika z tego, że niektórzy z nas rodzą się ze zdolnościami do kłamania? Niestety, tak. Tak samo jak trzeba się urodzić z predyspozycjami do uprawiania polityki. I trudno oprzeć się wrażeniu, że za te dwie zdolności odpowiadają te same cechy neurologiczne.
Parę lat temu dziennikarze tygodnika "Time" za pomocą nowego programu do wykrywania kłamstw przetestowali podczas trzech debat wypowiedzi kandydatów na prezydenta USA. Al Gore skłamał 23 razy, George W. Bush 57. Czy nie łatwiej byłoby nam głosować, gdyby podczas debaty prezydenckiej w rogu ekranu telewizora pokazywano aktywność mózgów kandydatów? Rzut oka i jak na dłoni widać, czy ktoś przynajmniej ma wyrzuty sumienia, czy łże jak z nut bez żadnego oporu.
Olga Woźniak/ Przekrój Nauki