Twoje dziecko to niejadek? Wprowadź tę zasadę, a zacznie w końcu jeść
fot. Fotolia
Zasada podziału odpowiedzialności to jedyny sposób, żeby nauczyć dziecko zdrowego żywienia – przekonuje Ellyn Satter, amerykańska terapeutka rodzinna i specjalistka w dziedzinie żywienia dzieci.
Znam rodziców, którzy karmili swoje dzieci tylko przed telewizorem. Znam takich, którzy wpychali dziecku łyżeczka za łyżeczką, dopóki nie zaczynało wymiotować. Inni pozwalali swojemu dwulatkowi nie jeść cały dzień, tylko po to, żeby w nocy podawać mu butelki z kaszką i napychać je na śpiocha. Kolejni sadzali swojego owczarka w kuchni i straszyli, że jeśli dziecko nie zje swojej kaszki, to ten tu Reksio przełknie całą porcję na raz.
Przysięgam. To wszystko to autentyczne historie.
Kiedy masz niejadka, to sama myślisz tylko o jednym: jak tu je przekonać, żeby w końcu zjadło. No i tu właśnie popełniasz błąd.
Zresztą, co tam inni. Ja sama podczas rozszerzania diety mojej młodszej córki robiłam rzeczy, których dziś się wstydzę. Szczekałam i miauczałam. Prosiłam i nakazywałam. Liczyłam łyżeczki do dziesięciu w górę a potem w dół. Namawiałam męża na krzesanie hołubców w kuchni i śpiewanie "W murowanej piwnicy" (pamiętam, że na mojego młodszego brata ten sposób zawsze działał). Albo po prostu chowałam się za drzwi i wypadłam zza nich, waląc pokrywkami albo pohukując: "Hu, ha!" (co wcale nie było takie całkiem bez sensu, bo ona wtedy się śmiała głośno, więc można było jej włożyć szybko łyżeczkę do buzi).
Tak, wiem, co teraz myślicie: wariatka. Tylko że kiedy masz w domu niejadka, to mało cię obchodzi, co ktoś o tobie myśli. Kiedy masz niejadka, to sama myślisz tylko o jednym: jak tu je przekonać, żeby w końcu zjadło. No i tu właśnie popełniasz błąd.
Proponuj, nie przekonuj
Według Ellyn Satter, dietetyczki i guru wielu rodziców, przekonywanie dziecka, żeby zjadło, to najgorsza rzecz, jaką możemy zrobić w temacie żywienia. Dietetyczka przekonuje, że każde zdrowe dziecko powinno samo – bez naszego namawiania czy nakazywania – decydować o tym, ile zje, i czy w ogóle coś zje. To ono za to odpowiada, nikt inny. Rodzic decyduje wyłącznie o tym, co poda dziecku, a także (w przypadku starszych dzieci) kiedy i gdzie.
Ten podział odpowiedzialności to wg Ellyn Satter podstawowa zasada zdrowego żywienia dzieci, która powinna być wprowadzona już od pierwszych dni życia dziecka. Zresztą, kiedy przyjrzymy się jej bliżej, to zobaczymy, że w pierwszych miesiącach życia dziecka, rzeczywiście zwykle jej się trzymamy! Jasne, to my decydujemy o tym, czy podamy dziecku mleko z piersi czy mieszankę modyfikowaną (i to będzie nasze: co, według zasady Ellyn Satter), ale to już dziecko samo decyduje, czy chce ssać, jak długo, w jakim tempie itd.
Schody zaczynają się, dopiero kiedy wprowadzamy nowe pokarmy poza mlekiem – z bliżej nieznanych powodów odchodzimy od zasady podziału odpowiedzialności i nagle pragniemy decydować o wszystkim: nie tylko, co dziecko zje, ale też o tym, ile zje. Tak jakbyśmy nagle przestawali mu ufać. Tymczasem Ellyn Satter mówi, że fundamentalnym zadaniem rodzica jest właśnie zaufanie dziecku, że ono dobrze wie, ile ma zjeść.
Jeśli rodzic wykona swoją pracę w dziedzinie żywienia, dziecko wykona swoją, w dziedzinie jedzenia. Źródło: http://www.ellynsatterinstitute.org
Podziel zadania i skup się tylko na swoich
Zasada podziału odpowiedzialności może wyglądać zbyt ogólnie, dlatego terapeutka rozbija ją na konkretne zadania.
Zadania rodzica wg Ellyn Satter:
Wybierz i przygotuj zdrowe jedzenie
Zapewnij regularne posiłki i przekąski
Zapewnij miłą atmosferę podczas jedzenia
Krok po kroku pokazuj dziecku na własnym przykładzie, jak zachowywać się podczas rodzinnych posiłków
Miej na względzie dziecięcy brak doświadczenia i zrozum, że jego upodobania żywieniowe dopiero się kształtują
Nie pozwalaj dziecku na jedzenie i picie (poza czystą wodą) pomiędzy godzinami posiłków.
Zadania dla dzieci:
Dzieci będą jeść tyle, ile potrzebują
Będą uczyć się jeść jedzenie, które jedzą ich rodzice
Będą uczyć się odpowiedniego zachowania przy stole.
Trudne? Na oko nie, ale w praktyce bywa różnie. Wiem jednak jedno: gdybym te 10 lat temu znała zasadę Ellyn Satter, na pewno nie robiłabym z siebie błazna – i nie chodzi mi tutaj o samo udawanie pieska, kotka czy indiańskiego wojownika. Wygłupianie się po to, żeby zabawić swoje dziecko, to supersprawa, ale wygłupianie się po to, żeby NAKARMIĆ swoje dziecko, to naprawdę zupełnie inna kategoria wygłupów.