Przez lata potoczne wyobrażenia o animacji kształtował landrynkowy Disney, dziś robi to Pixar wykreowanymi w komputerze "Potworami i spółką" czy Dream Works ze "Shrekiem". Zapominamy, że kino animowane może: po pierwsze, być sztuką, a po drugie, sztuką dla dorosłych, że może być fascynującym komentarzem do rzeczywistości, kapitalną anegdotą albo miniesejem filozoficznym. Właśnie jak dokonania naszych mistrzów z lat 50., 60. czy 70. Choć używali najróżniejszych technik, od tak zwanej wycinanki (Jan Lenica, Walerian Borowczyk), przez non camera (rysowanie bezpośrednio na taśmie filmowej, specjalność Juliana Antoniszczaka), po eksperymenty z fotografią (choćby Daniel Szczechura) i techniki kombinowane (Zbigniew Rybczyński), polscy animatorzy wyspecjalizowali się w czymś, co Marcin Giżycki, autor książeczki dołączonej do dwupłytowego wydania DVD, określił jako "subtelną dywersję". Polegała ona oczywiście na używaniu rozlicznych metafor. Język ezopowy stał się specjalnością na przykład Lenicy, który w rewelacyjnym "Labiryncie" (1962) pokazał prawdę o systemie totalitarnym, który czaruje, by później schwytać w pułapkę; Szczechura w świetnym, zjadliwym "Fotelu" (1963) sportretował zaciekłą walkę o władzę, polityczne były również "Klatki" (1966) Kijowicza, które sugerowały, że oprawca sam jest więźniem systemu.
Kolekcję zamykają już zupełnie inne w stylu filmy Marka Skrobeckiego ("Ichtys", 2005) i Tomka Bagińskiego ("Katedra", 2002). Ten ostatni możecie sobie zresztą porównać z mrocznymi "Schodami" (1968) Stefana Schabenbecka zrobionymi lata wcześniej według podobnego pomysłu. Tyle że tutaj człowieka obezwładniają i pochłaniają gigantyczne schody, a nie tajemnicza katedra. Bo animacja to nie tylko słodkie dobranocki. Czasem to także złe sny.
Małgorzata Sadowska/ Przekrój
DVD "Antologia polskiej animacji", Polskie Wydawnictwo Audiowizualne 2007 r.