Trudno się dziwić - był z niej najlepszy w klasie. Zawsze dostawał dobre oceny i pochwały od nauczycielki. Bazyli tak przyzwyczaił się do dobrych ocen, że gdy po raz pierwszy dostał najgorszą z nich - jedynkę, zaczął mocno płakać. Gdy wrócił do domu i pokazał mamusi kartkówkę, bardzo się zdziwiła.
- Tak mamusiu - powiedział smutnym głosem Bazyli.
- Bazyli co się stało?
- Mamo, bo ja tego mnożenia w ogóle nie rozumiem – zaczął płakać smoczek.
- Nie martw się syneczku - powiedziała mama - wytłumaczę Ci te mnożenie i poprawisz złą ocenę.
Nadeszły ferie zimowe. Wszystkie dzieci beztrosko hasały po podwórku, zjeżdżały na sankach i rzucały się śnieżkami… tylko Bazyli siedział prawie cały dzień w domu i liczył zadania. Mamusia tłumaczyła mu coraz nowsze przykłady. Bazyli liczył, liczył i liczył. Dopiero gdy skończył zadania wychodził na podwórko pobawić się z innymi smokami. Był troszkę smutny, że nie może tak jak inne dzieci biegać całymi dniami po podwórku.
Po feriach pani nauczycielka zrobiła dzieciom kartkówkę z mnożenia.
- Brawo Bazyli! Brawo! Powrót no formy - krzyczała zadowolona nauczycielka.
Smok zobaczył swoją kartkówkę z samymi dobrymi odpowiedziami i olbrzymią czerwoną piątka.
Bazyli z zadowoloną miną wrócił do domu. Był tak szczęśliwy, że od progu głośno krzyczał:
- Mamo! Poprawiłem jedynkę. Warto było pracować całe ferie.
- Widzisz syneczku. Od dzisiaj codziennie będziemy ćwiczyć matematykę, abyś zawsze był najlepszy.
Tak też się stało. Mamusia codziennie pisała swojemu synkowi jedną stronę zadań. Bazyli szybciutko liczył, a potem szedł bawić się na podwórko z innymi dziećmi. Gdy wracał czekały na niego wyniki, które z każdym dniem były coraz lepsze. Bazyli już zawsze był najlepszy w klasie, a matematyka stała się nie tyko jego ulubionym przedmiotem ale i pasją, którą pogłębiał z każdym wyliczonym zadaniem.
Ewelina Franc-Danilczuk