Bajka? Zapewne, ale pokazuje, jak bardzo nasza anatomia, fizjologia, rozmiary i czas życia wpływają na to, co nazywamy rzeczywistością. I nie trzeba wcale lecieć do innych światów, by się o tym przekonać. Wystarczy rozejrzeć się po naszej starej, poczciwej planecie.
Zmysłem, który dostarcza nam najwięcej wiedzy o otoczeniu, jest wzrok. To, że chodzimy w pozycji wyprostowanej, jest ukłonem w stronę wzroku – dzięki temu widzimy dalej. Cała nasza cywilizacja wykorzystuje przede wszystkim informację wizualną. Bez możliwości zobaczenia symboli i kolorów życie jest dużo trudniejsze i wymaga specjalnych przystosowań (o czym dobrze wiedzą niewidomi). Osobie widzącej trudno sobie wyobrazić, jak "wygląda" rzeczywistość człowieka pozbawionego wzroku.
Studenci pedagogiki specjalnej czy psychologii na długo zapamiętują zajęcia, podczas których trzeba poruszać się po budynku z zasłoniętymi oczami, polegając na widzącym partnerze. Ale co tam brak wzroku, przecież trudno nawet wyobrazić sobie, jak widzi człowiek nierozpoznający wszystkich kolorów. A nie jest to wcale rzadkie zjawisko. Każdy z nas przechodzi taki etap w życiu, nawet jeśli ma w siatkówce oka przepisowe trzy rodzaje czopków – "czujników" wrażliwych na światło różnej barwy. Jednak niedojrzałość ośrodków w korze mózgowej sprawia, że niemowlęta widzą świat inaczej niż ich rodzice. Za pomocą doświadczeń z planszami w różnych kolorach stwierdzono, że wkrótce po urodzeniu dzieci odróżniają od szarego żółty, pomarańczowy, czerwony, ciemny zielony i turkusowy. Ale już nie niebieski i groszkowy. W innych badaniach wykazano, że noworodki nie odróżniają koloru żółtego od czerwieni i zieleni. Ale bez obaw – większość dzieci doskonale rozróżnia wszystkie barwy, zanim skończy pół roku.
Zielona płachta na byka
Możliwość podziwiania wszystkich kolorów wcale nie jest niezbędna do życia wielu zwierzętom. Większość ssaków to urodzeni daltoniści – w ich oczach są tylko komórki wrażliwe na dwie barwy światła. Bykowi jest więc wszystko jedno, czy machamy mu przed nosem płachtą w kolorze czerwonym, czy zielonym. A jeszcze inne zwierzęta (prawdopodobnie należą do nich psy) w ogóle oglądają świat czarno-biały.
Co ciekawe, niektóre ssaki (na przykład gryzonie) zamiast koloru niebieskiego widzą ultrafiolet. Nie jest wykluczone, że w zamierzchłej przeszłości przodek współczesnych ludzi także widział w tym zakresie promieniowania. Świat w ultrafiolecie ogląda również wiele ptaków, gadów, płazów i bezkręgowców. Większość z nich widzi też więcej barw (lub widzi je inaczej), stosując bardzo wyszukane anatomiczne sztuczki. Nawet jeśli mają w oczach tylko trzy typy komórek światłoczułych (tak jak my), to na niektórych znajdują się mikroskopijne zabarwione kropelki tłuszczu działające jak fotograficzne filtry. No i nie sposób zapomnieć o absolutnym rekordziście w dziedzinie postrzegania barw – rawce wieszczej, morskim skorupiaku przypominającym nieco kolorową krewetkę. Ta ma w oczach 10 rodzajów komórek wrażliwych na różne kolory światła. A jakby tego było mało, ma też oczka wrażliwe na polaryzację światła. Ktoś odważy się zgadnąć, jak wygląda rzeczywistość oczami rawki? Nie? To polecamy prostszy eksperyment, który pozwoli wam zasmakować świata w podczerwieni. Cyfrowe aparaty fotograficzne "widzą" trochę tej częstotliwości. Można to sprawdzić, kierując w stronę obiektywu telewizyjnego pilota i naciskając na nim jakiś guzik. Dioda pilota obserwowana na ekranie aparatu rozjarzy się światłem, choć nie widać go, gdy patrzymy na pilota gołym okiem.
Dźwięki i zapachy świata
O ile widzenie świata na czarno-biało lub w odcieniach ultrafioletu jest w zasięgu wyobraźni, o tyle orientowanie się w rzeczywistości za pomocą zapachów naprawdę trudno mi sobie wyobrazić. Wprawdzie posługując się nosem, można dość łatwo trafić do kuchni lub dworcowej toalety, ale budowanie sobie zapachowej mapy otoczenia (nie wspominając o zapachowych rozmowach z kosmitami) to zupełnie inna bajka.
Świat oparty na węchu? Przed oczami od razu pojawia się pies. Jednak to wcale nie psy biją rekordy wrażliwości powonienia. Wyczyny niektórych owadów, na przykład ciem, zatykają dech w piersiach. Samce tych nocnych motyli potrafią wykryć gotową do rozrodu samicę z wielu kilometrów, lecąc do niej po zapachowym tropie. Samice wydzielają w tym celu feromony – seksualne zaproszenia, które rozchodzą się w powietrzu. Ile tego jest? Wydawałoby się, że niezbyt wiele – w przypadku jedwabników jedna samica roztacza wokół zaledwie jedną milionową grama feromonów. Cząsteczki seksownego zapachu rozpraszają się wokół niczym zaproszenie dla samców. A ci nadstawiają swoje niezwykłe anteny. Na ich włochatych, długich czułkach znajduje się kilkadziesiąt tysięcy czujników zapachu. Z tego większość wyczulona na feromony samicy własnego gatunku. Wykazano, że ćmy potrafią odebrać sygnał pochodzący nawet od pojedynczej cząstki zapachowej! (Wrażliwość "nosa" ciem jest na tyle imponująca, że próbuje się je wykorzystywać na przykład do wykrywania trucizn. Albo zatrudniając całe ćmy, albo podłączając ich czułki do elektronicznych urządzeń rejestrujących impulsy nerwowe płynące z receptorów zapachowych).
No, ale dla samca ćmy samo wykrycie zapachu to za mało, musi jeszcze znaleźć jego źródło. Jeśli stężenie feromonów w powietrzu robi się obiecująco duże, zaczyna zygzakowaty lot, podczas którego porównuje zmiany liczby sygnałów płynących z każdego z czułków. Jeśli tych sygnałów jest coraz więcej i jest ich tak samo dużo z lewej i prawej anteny, to samiec jest na właściwym tropie i pozostaje mu tylko lecieć, ile sił w skrzydłach. Konkurencja może być naprawdę spora – teoretycznie samica produkuje wystarczająco dużo feromonów, by przywabić do siebie ponad milion kandydatów na partnera!
Niektóre zwierzęta postanowiły darować sobie badanie otoczenia wzrokiem lub węchem. Postawiły na badanie rzeczywistości słuchem. Echolokacja w wykonaniu delfinów lub nietoperzy to prawdziwy majstersztyk. Wyobraźcie sobie: zamykamy oczy i łapiemy muchę tylko na podstawie odbitego od niej naszego własnego pisku! A nietoperze robią to – i to z dużym powodzeniem. Panie nietoperzowe podczas wychowywania młodych potrafią w ten sposób upolować nawet 4500 owadów jednej nocy. Nietoperze wytwarzają bardzo wysokie piski – od 9 do 200 kiloherców (ludzie o dobrym słuchu przestają słyszeć dźwięki wyższe niż 20 kiloherców). Gdy latają, szukając zdobyczy, wysyłają wiązkę sondującą otoczenie 10–20 razy na sekundę. Gdy namierzą zdobycz, impulsy stają się krótsze, ale i dużo częstsze. W ostatniej fazie ataku owad jest utrzymywany wewnątrz niemal ciągłej serii dźwięków wydawanych do 200 razy na sekundę.
Rozmiar ma znaczenie
Na postrzeganie świata ogromny wpływ mają rozmiary patrzącego. Pamiętacie, jaki wielki wydawał się kiedyś wasz plac zabaw, jakie wysokie drzewo w ogródku? Z czasem zapominamy, że rzeczywistość dziecka jest zupełnie inna niż wyrośniętego dorosłego. Może to mieć poważne konsekwencje, na przykład jeśli chodzi o liczbę wypadków drogowych z udziałem dzieci. Belgijskie centrum nauki Technopolis zorganizowało niedawno wystawę pokazującą dorosłym, jak wygląda ulica z perspektywy dziecka. Okazuje się, że z siodełka trójkołowego roweru nadjeżdżający samochód widać naprawdę w ostatniej chwili... Poza tym dziecku trudno jest skupić uwagę na bezpiecznym przejściu przez ulicę, gdy dookoła dzieje się tak wiele ciekawych rzeczy: jeżdżą różne pojazdy, idzie pan z psem, a na plakacie widać reklamę słodyczy.
Świat wygląda znacznie bardziej dziwacznie, jeśli spróbujemy wcielić się w jeszcze mniejszą istotę. Trawa jak drzewa i krople wody zmieniające się w jeziora. To motyw, który od dawna intrygował ludzi. Widać to od historii o Guliwerze aż po filmy takie jak "Mikrokosmos" czy najnowszy – "Artur i Minimki". Najwyraźniej lubimy się bawić w zmienianie sobie skali i zakresu rzeczywistości.
Kiedy więc następnym razem spojrzysz na zielone liście, poczujesz dziwny zapach czy usłyszysz muzykę, pamiętaj, że to niejedyna, obiektywna i prawdziwa rzeczywistość. Tęczooka krewetka, latający "na ucho" nietoperz czy nawet sąsiad daltonista mają swój własny świat, własną rzeczywistość.
Piotr Kossobudzki/ Przekrój Nauki