Jak wiele znają państwo książek (i filmów) o złej, modliszkowatej kobiecie? No właśnie.
Do tego zbioru doszlusowała jeszcze najnowsza powieść Maria Vargasa Llosy o pewnej peruwiańskiej dziewczynie. Niegrzecznej, to fakt. Nic oczywiście nie ma zdrożnego w opowieści o niezdrowej i wyniszczającej fascynacji, to historia stara jak świat i zawsze aktualna. Tylko, budując taką opowieść, trzeba mieć świadomość zużycia materiału, żeby nie popaść w konwencję romansidła. A to się właśnie przytrafiło tak wytrawnemu graczowi, jakim jest Llosa.
Zdarzają się jednak w tej powieści momenty przyjemne. Wracamy wszak do dzielnicy Miraflores, którą znamy z innych książek Llosy. Tam właśnie Ricardo poznaje niegrzeczną dziewczynkę, która udaje Boliwijkę. Spotykają się co kilka lat i za każdym razem dziewczynka zmienia tożsamość – raz jest towarzyszką Arlette, raz madame Arnoux, a potem Mrs Richardson. Jej mężowie są coraz bogatsi, ona sama coraz piękniejsza, a nasz bohater, skromny tłumacz Ricardo, coraz bardziej w niej zakochany. Ona jednak traktuje go dość instrumentalnie. Największą krzywdę wyrządza mu w Japonii, dokąd za nią przyjechał jak – nie przymierzając – wierny pies. Oddaje mu się namiętnie tylko po to, by zadowolić swojego protektora Fukudę, który ich obserwuje. Nawet ten cios nie jest w stanie wyleczyć Ricarda z uczucia.
Romans pełen wymyślnych tortur trwa przez całe życie, przy czym wytłumaczenie autodestrukcyjnych skłonności dziewczynki okazuje się mocno banalne – to bieda, szalona bieda Miraflores skłoniła ją do szukania coraz bogatszych protektorów. Ta opowieść może się bronić, nie przeczę, jako obraz erotycznych męskich fantazji, ale od strony psychologicznej portret dziewczynki jest zanadto papierowy.
Mario Vargas Llosa, "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki", przeł. Marzena Chrobak, Znak, Kraków 2007, s. 384, 34 zł