PJ Harvey zaszywa się w rodzinnym Dorset, gdzie pielęgnuje grządki i przygotowuje domowe przetwory. Okres przewalających się przez media plotek o anoreksji, depresji i kolejnych destrukcyjnych romansach ma dawno za sobą dzięki konsekwentnie prowadzonej polityce nieudzielania odpowiedzi na dotyczące prywatności pytania. Harvey rozbija jednak nie tylko tabloidowy stereotyp rockmana i rockwomanki. Dziś wyzwala się także ze schematów, w których uwięziła ją dotychczasowa dyskografia pełna ostrej i "brudnej" muzyki.
Na "White Chalk", jej siódmym pełnometrażowym albumie, prawie nie słychać gitar – cały materiał skomponowała na fortepianie. Ta płyta każe myśleć o angielskiej prowincji, ale nie sielskiej, spod znaku konfitur i marynat, lecz o mrocznej scenerii niegdysiejszych dramatów.
Wierni fani będą więc mieli okazję, by odkryć PJ na nowo, odmienioną, a nowicjusze i zwykli amatorzy piosenek być może zachwycą się wyrafinowanym – jak na popowe standardy – konceptem. Historia dowiodła, że pogodzić te dwa obozy słuchaczy potrafią wyłącznie najwięksi.
Polly Jean Harvey jest dziś jedną z nich.
PJ Harvey, "White Chalk", Island, 33’59”, 50 zł