Mitologia Tolkiena

Nieznane dzieło nieżyjącego od 30 lat J.R.R. Tolkiena?
/ 30.05.2007 10:20
tol1.jpgNieznane dzieło nieżyjącego od 30 lat J.R.R. Tolkiena? Niezupełnie, ale to rzecz obowiązkowa, nie tylko dla fanów.
Ta książka nie jest absolutną nowością. Czytelnicy Tolkiena znają historię dzieci Hurina z |"Silmarillionu" i licznych notatek zredagowanych przez rodzinę i upublicznionych także w Polsce.



Wartość tej ślicznie wydanej książeczki jest więc popularyzatorska. Nie trzeba już rekonstruować opowieści ze strzępów, otrzymujemy kawał mitologicznego mięcha wprost ze Śródziemia. Najbardziej zagorzali fani już to znają, więc najpewniej pozachwycają się ilustracjami Alana Lee (tego samego, który dostał Oscara za szkice do "Władcy Pierścieni") lub zaczną wyłapywać nieścisłości między "Dziećmi Hurina" a resztą pism Mistrza. Internet już jest ich pełen.

Bezpośrednią inspiracją tekstu miał być fiński epos "Kalevala", ale nad całością unosi się fatalistyczny duch tebańskich opowieści – jeśli wyciągniesz kartę z klątwą, nie ma przebacz. Edyp mógłby coś o tym powiedzieć. Turin próbuje jednak odwrócić los, krocząc drogą bohatera. Uśmiercanie wrogów idzie mu świetnie, a przyjaciół jeszcze lepiej. Próby odczytania realiów świata i psychologii postaci go zaludniających wedle współczesnych kryteriów prowadzi donikąd – trzeba przyjąć kryterium, jakie stosuje się do mitów.

Świat Tolkiena, choć technologicznie nierozwojowy, wyłania się z chaosu i zmierza ku jasności. We "Władcy Pierścieni" zło jest ujarzmione, skryte za Czarną Bramą, więc i można spokojnie odurzać się fajkowym zielem w arkadii Hobbitonu. Tu cień wypełza zewsząd, gnając przed sobą watahy orków. Czasem tylko rozbłyśnie słabe światełko. Ale i tak je zdmuchną, zadepczą. Zarazem Tolkien jest moralnym absolutystą: Turin nie może działać przeciw swojemu przeznaczeniu, ale zło, które czyni, pozostaje kwestią fuzji przypadku i niewiedzy, nie zaś świadomego wyboru.

Świat jest szachownicą mroku i światłości, gdzie każdy gra role, do których został stworzony. Liczą się intencje, a moralność jest cechą fizyczną. Elfy są przecież śliczne, Turin to najpiękniejszy z ludzi, kontrastuje też z pokręconą ułomnością orków, tak jak młodość zderza się ze starością i paskudztwem zdrajcy Mima. Zarazem Turin to jedna z nielicznych obok Golluma figur Tolkienowskiego uniwersum wymykająca się jednoznacznej klasyfikacji.

Celem Tolkiena było stworzenie nowej mitologii. Czasu starczyło na jej zarysowanie, ale intencja autora zdaje się dopełniać. Szkice i notatki służą dzisiaj cyzelowaniu świata, w który tchnął życie. Znak to, że Śródziemie nie jest muzealnym eksponatem, ale żywym organizmem, który rozwija się dzięki pracy kolejnych pokoleń. To fenomen sam w sobie, nawet jeśli – jak w wypadku "Dzieci Hurina" – chodzi głównie o pieniądze.

Łukasz Orbitowski/ Przekrój

J.R.R. Tolkien "Dzieci Hurina", red. Christopher Tolkien, przeł. Agnieszka Sylwanowicz, Amber, Warszawa 2007, s. 240, 35,15 zł
orangef



orangef