Mit nomadów

Mit nomadów
Świetny teatr anatomiczno-podróżny.
/ 19.10.2007 11:56
Mit nomadów
Najlepsza w czytaniu jest nieprzewidywalność. To żadna frajda wiedzieć, co będzie dalej. Albo mieć do czynienia z książkami, które ani ziębią, ani grzeją.

Po to się czyta, żeby dotykało. Nawet drażniło, nie szkodzi. I właśnie taka jest najnowsza powieść Olgi Tokarczuk: zaskakująca i anarchizująca, najlepsza obok "Domu dziennego, domu nocnego" z lat 90. Poprzednia, pisana na zamówienie "Anna In w grobowcach świata", była jedynie ćwiczeniem stylistycznym, teraz dostajemy pełne i bogate danie.

Składa się ono z wielu odrębnych historii o nomadach, wędrowcach zwanych tu biegunami.
Nie tylko o podróżnikach, ale też o XVIIwiecznych anatomach, którzy podróżowali w głąb ludzkiego ciała. Historie są plastyczne i wciągające, i tylko często niespodziewanie się urywają. Co się stało z zaginioną żoną i dzieckiem niejakiego Kunickiego? – zastanawiałam się zniecierpliwiona. Ale to był dopiero początek, w miarę lektury ten luźny zbiór zaczyna układać się w jakiś wzór, konstelację. Co za radość, kiedy udaje się go wreszcie dostrzec.
Jeśli w pięknym miejscu natychmiast wysyłacie esemesa do kogoś bliskiego albo chcecie je komuś pokazać – to nie należycie do nomadów, do gatunku ludzi wolnych, których opisuje Tokarczuk. Nie chodzi tylko o backpackerów i mieszkańców hosteli. Wśród jej bohaterów są też stateczne kobiety, które nagle znikają. Jak żona Kunickiego w czasie wakacji czy Annuszka, która zaczyna żyć w moskiewskim metrze. To właśnie czytając jej historię, nagle zaczynamy widzieć sens tych urwanych opowieści.

Annuszka spotyka kloszardkę, która na mrozie miota przekleństwa. Mówi o świecie, z którego wygnano Boga i w którym instytucje przykuwają człowieka do jednego miejsca obowiązkami i dokumentami. Przemieszczający się nomadzi, tacy jak Żydzi i Cyganie, są znienawidzeni. Jedyne wyjście, by zachować wolność, to rozpocząć wędrówkę: "Kto się zatrzyma – skamienieje, kto przystanie, zostanie przyszpilony jak owad". W tym momencie powieść Tokarczuk okazuje się niespodziewanie współczesnym traktatem gnostyckim mówiącym o świecie pogrążonym w złu, któremu próbują umknąć nomadzi. Czego szukają? Na pewno opowieści. Mają też nadzieję: "być może urodzimy się ponownie, i tym razem będzie to właściwy czas i miejsce". Tokarczuk buduje też współczesny mit nomadów. Ich patronem okazuje się mało znany bóg grecki Kairos, bóg przypadku i okazji, działający na przecięciu czasu boskiego i ludzkiego, przemierzający świat. Może to on dotyka tych, którzy chwytają okazję i nagle ruszają w drogę.

Obok wędrowców pojawiają się u Tokarczuk dawni anatomowie preparujący członki i tworzący z ciała mapy. Te dobrze udokumentowane historie holenderskich mistrzów i ich kolekcji tworzą wręcz osobną powieść w powieści. Współczesnych nomadów łączy z nimi pragnienie nieśmiertelności i poznania. Nie wszystkie historie jednakowo przekonują, ale całość działa pobudzająco. Towarzyszyła mi w podróży. W kolejce na lotnisku turyści narzekali, że ta cała Grecja to po prostu "kupa kamieni" i nic więcej. A może warto, jak mówi profesor w powieści, oprowadzając po starożytnościach, traktować przeszłość, jakby nadal istniała, a została jedynie przesunięta w inny wymiar? Oczywiście, że warto tak patrzeć. I warto zaglądać do powieści Tokarczuk jak do teatru anatomiczno-podróżnego. Wielokrotnie.


Olga Tokarczuk, "Bieguni", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 465, 33,50 zł

Redakcja poleca

REKLAMA