Jedyne nie znaczy samotne

Coraz później decydujemy się na dziecko. Coraz częściej poprzestajemy na jednym. Jak je wychować, by było szczęśliwe?
/ 30.08.2006 14:37
jedyne1.jpgSłyszy się czasem, że dzieci wychowywane bez rodzeństwa są rozpieszczone i przemądrzałe, nie potrafią się dzielić i stale chcą być w centrum uwagi. Tymczasem, jak piszą Jill Pitkeathley i David Emerson, autorzy książki „Jedynacy”, nie są mniej zepsute niż pozostałe. „Rozpuszczenie jest wynikiem postawy rodziców, a nie struktury rodziny; rodzice z taką skłonnością mogą równie dobrze zepsuć jedno dziecko, jak całą gromadkę” – wyjaśniają. Ze stereotypami trudno jednak walczyć, bo ci, którzy je powtarzają, i tak wiedzą swoje. „Samolub” – powiedzą, gdy zobaczą jedynaka, który jak lew broni nowego rowerka. Gdyby zobaczyli w tej sytuacji smyka z trójką rodzeństwa, pokiwaliby ze zrozumieniem głowami i powiedzieli: „Nic dziwnego, że walczy o swoje”.

Trochę inni
Autorzy książki proponują prosty eksperyment: gdy znajdziesz się w dużej grupie osób, poszukaj tej, która jest najbardziej odpowiedzialna, najlepiej zorganizowana, najpoważniejsza, najrzadziej się spóźnia, nie lubi sporów i dyskusji, a także jest najbardziej opanowana. To najprawdopodobniej jedynak.
Jedynacy nie są ani lepsi, ani gorsi, lecz po prostu trochę inni, bo mają na koncie inne doświadczenia. Nie muszą z nikim rywalizować o zabawki czy własny kawałek podłogi, więc na ogół potrzebują dla siebie nieco więcej przestrzeni i cenią własną prywatność. Nie muszą dzień w dzień za pomocą sprytu albo mocniejszych argumentów ustalać, „kto tu rządzi”, więc tego, jak radzić sobie w konfliktowych sytuacjach, muszą się uczyć poza domem. Biorą za wszystko odpowiedzialność, bo nie mają jak nauczyć się manewru pod tytułem „To nie ja, to on!”. Łatwiej ich zranić, bo rzadziej mogli się przekonać, że awantura nie oznacza końca świata. Mogą mieć trudności w rozumieniu innych („Dlaczego ona wzięła to bez pytania?”) albo zachowywać się w sposób niezrozumiały dla otoczenia („Chcę być sam”).
Przed każdym zdaniem należałoby dopisać: „na ogół”, „często”, „czasami”, bo przecież każdy człowiek jest inny.

Presja
Wychowałam się bez rodzeństwa i nie uważam, że dotknęło mnie jakieś nieszczęście. Dzieciństwo spędziłam wśród dzieci – kolegów z podwórka, kuzynów. Mam wady, jak każdy człowiek, ale nie wiem, które wynikają z mojej sytuacji rodzinnej. Niby nie ma problemu, ale... Jeszcze nie urodziłam pierwszego, a już słyszałam: „A kiedy drugie?”. Im mój synek jest starszy, tym więcej takich pytań. Obracam je w żart („A to nieładne?”), po prostu się wykręcam („Zobaczymy”), mówię prawdę („Tak się złożyło”), jednak i tak rozmówcy pokazują mi zaciśnięte kciuki, bo przecież „dwójka lepiej się chowa”. Mama czteroletniego Karola, Iwona, jest w trudniejszej sytuacji. – Nikomu nie przyszło do głowy, że ten temat może być dla mnie kłopotliwy, bo choć bardzo bym chciała, nie mogę mieć kolejnego dziecka. O tym, czym mnie straszą („Wyrośnie na egoistę”, „Będzie miał do ciebie żal” itd.), myślę i tak za dużo.
Z kolei Kinga, mama siedmioletniej Lidki, nie czuje się zraniona ani przerażona takimi uwagami. One ją po prostu denerwują. – Nie oczekuję, by inni wyłuszczali mi powody, dla których postanowili mieć trójkę czy czwórkę – mówi. Nie boi się o swoją córkę. – Na to, na jakiego człowieka wyrośnie Lidka, wpływa milion różnych rzeczy. To, że nie ma rodzeństwa, jest tylko jedną z nich.

Jak wychowywać
Jill Pitkeathley i David Emerson poprosili o rady bohaterów swojej książki – właśnie jedynaków. Oto one:

- Nie rób z dziecka „starego-maleńkiego”.
Maluszek, który przebywa głównie wśród dorosłych, przejmuje ich sposób mówienia i zachowania, może więc wydawać się starszy niż w rzeczywistości. To z kolei sprawia, że wymagania rodziców rosną. Tymczasem dziecko pozostaje dzieckiem, nawet jeśli potrafi już jeść nożem i widelcem czy rozmawia z dziadkiem o polityce. Potrzebuje tego, co jego rówieśnicy: beztroski. – Podpisuję się pod tym obiema rękami – mówi 38-letni Tomek. – Przez całe dzieciństwo świetnie dogadywałem się z dorosłymi i z dziećmi dużo młodszymi ode mnie (traktowałem je tak, jak dorośli mnie). Trudniej mi było z rówieśnikami. Używałem innych słów, jakbym mówił w obcym języku.

- Otocz malca innymi dziećmi. Kolegami z podwórka i przedszkola, sąsiadami w podobnym wieku, dziećmi swoich znajomych. Zapraszaj do domu jego przyjaciół nie tylko od święta, ale także na co dzień. Dzięki wspólnym zabawom, posiłkom, wyprawom do kina nie będzie samotny, a poza tym nauczy się kłócić, godzić, wyznaczać własne granice i szanować cudze, zawierać kompromisy. – Poza przyjaciółmi z podwórka fajnie jest mieć kontakt z rówieśnikami, którzy nie znikają z życia po wielkiej kłótni czy przeprowadzce – opowiada 24-letnia Anita. – Dzięki kuzynom, jednemu prawdziwemu i jednemu „przyszywanemu”, miałam z kim rosnąć. Choć czasami mieliśmy siebie dość, jesteśmy sobie bliscy. Mamy wspólne wspomnienia: jeździliśmy razem na wakacje, nocowaliśmy u siebie, a nasze mamy „podrzucały” nas sobie nawzajem.

- Nie pozwalaj dziecku na wszystko.
Ale i wszystkiego nie zabraniaj. Nie kupuj mu każdej rzeczy, którą pokaże palcem. Nie zgadzaj się na złe zachowanie tylko dlatego, że gdy mówisz: „Nie”, robi nieszczęśliwą minę. Ucz, że inni ludzie również potrzebują przestrzeni i bycia gwiazdą wieczoru. Uważaj jednak, by nie wpaść w pułapkę: niektórzy rodzice tak bardzo się obawiają, że ich dziecko potwierdzi stereotypy o jedynakach, że przesadzają w drugą stronę.

- Nie wychowuj dziecka pod kloszem.
Pozwól mu podejmować decyzje i popełniać błędy. Nie hamuj jego rozwoju przez nadopiekuńczość. Wszyscy rodzice boją się o swoje dzieci, ale ci od jedynaków nie muszą tą troską obdzielać dwójki czy trójki pociech. – Wychowywanie jedynaka oznacza dla rodzica więcej strachu o dziecko i więcej pracy nad sobą, by zapanować nad swoimi lękami i nimi go nie obciążać – potwierdza Joanna, mama jedenastolatka.

- Nie oczekuj zbyt wiele.
Według autorów „Jedynaków” często się zdarza, że dziecko, które nie ma rodzeństwa, musi być dla rodziców wszystkim: źródłem radości i dobrego nastroju, realizatorem rodzicielskich ambicji, towarzyszem i kumplem, czasem rozjemcą w sporach między nimi, a w przyszłości jedynym opiekunem. W efekcie poza zabawkami, którymi nie trzeba się dzielić i ciuchami ze sklepu, a nie po starszym bracie, dostaje od losu zupełnie inny „prezent” – poczucie wielkiej, niedzielonej z nikim odpowiedzialności („To ode mnie zależy ich szczęście”), a często także poczucie winy („Nie sprostałem oczekiwaniom”). Dlatego – radzą dorośli jedynacy – nie skupiaj się wyłącznie na dziecku. Żyj także własnym życiem.

Beata Turska