Jak skutecznie obniżyć w dziecku poczucie własnej wartości?

„Poczucie własnej wartości płynie ze zgody na siebie, z tego, że akceptujemy siebie, mimo iż znamy swoje słabe strony. W dziecku owo poczucie rośnie i wtedy, gdy ma dobry kontakt z otoczeniem, właściwie wykona jakieś zadanie, osiągnie to, co sobie zamierzyło, i wtedy, gdy chwalą je ci, których kocha”.*
/ 27.05.2012 06:05

„Poczucie własnej wartości płynie ze zgody na siebie, z tego, że akceptujemy siebie, mimo iż znamy swoje słabe strony. W dziecku owo poczucie rośnie i wtedy, gdy ma dobry kontakt z otoczeniem, właściwie wykona jakieś zadanie, osiągnie to, co sobie zamierzyło, i wtedy, gdy chwalą je ci, których kocha”.*

Gorzej i mniej efektywnie działamy, kiedy nasze myśli są negatywne. „I tak mi się nie uda, więc po co mam w ogóle podejmować wyzwanie?” „Inni z pewnością będą lepsi. Miernota ze mnie”. „Zawsze muszę coś zepsuć”. „Zawadzam wszystkim”. „Jestem do niczego. Co on/ona w ogóle we mnie widzi?”. Podobnych przykładów można by mnożyć. Skąd w nas takie podejście do życia? Niestety, podłoże braku pewności siebie oraz braku samoakceptacji tkwi… w dzieciństwie!


Jak skutecznie obniżyć w dziecku poczucie własnej wartości?

Kto dzieciom podcina skrzydła? Oczywiście my - dorośli. Rodzice, dziadkowie, nauczyciele, bliżsi i dalsi znajomi rodziny. Zamiast zachęcać najmłodszych, by rozwijali swoje umiejętności, wciąż krytykujemy – tym samym, odbieramy dzieciom wiarę w ich możliwości. Na dalsze życie wyprawiamy najmłodszych z bagażem pełnym negatywnych, ograniczających wspomnień. Z czasem zaczynamy dostrzegać, że już jako dorośli boimy się nowych, obcych nam sytuacji i ludzi. Nie wiemy, jak zareagować na komplementy. Drobne niepowodzenie traktujemy jak największą porażkę życiową, za to nie potrafimy się cieszyć z własnych sukcesów. Dlaczego tak trudno nam uwierzyć w siebie?

Pamiętam, jak wiele lat temu, jeszcze w szkole podstawowej, mając siedem czy osiem lat, narysowałam na plastyce pieska. Miał duże brązowe uszka, małe nóżki i żółte futerko w ciapki. Wychowawczyni była zachwycona - niestety, dzwonek nagle zakończył lekcję, więc mój rysunek nie został oceniony. Minął tydzień. Spakowałam pieska do tornistra, i popędziłam do szkoły. Okazało się jednak, że nasza pani zachorowała, a my dostaliśmy zastępstwo. Wywołana do tablicy, wzięłam rysunek i… chwilę później niemiła pani z wrzaskiem odesłała mnie na miejsce. Drąc się przy tym, że nie ocenia prac mam, tylko nasze.
Z miejsca, w jednej chwili, przestałam lubić rysowanie. Nawet gdy ktoś potem jakiś rysunek chwalił, nie wierzyłam w szczere intencje. Nie narysowałam już nic, co by mi się spodobało, więc w końcu schowałam kredki i farbki głęboko do szuflady. Rysowałam beznadziejnie, nie było więc sensu próbować coś tworzyć. Sama siebie przekonałam, że przecież… nie umiem!
Choć dziś, po latach, zastanawia mnie, czemu tak odebrałam tamtą sytuację – piesek musiał być ładny, skoro nauczycielka zastępująca panią nie uwierzyła, że mogło go dziecko narysować.

Gdy rozmawiam ze znajomymi, na pytanie: czego nie lubiliście u waszych rodziców?, większość osób odpowiada, że ciągłej krytyki, braku zaufania i nadmiernej kontroli. Dawniej rzadziej się dzieci chwaliło – częściej podkreślało, że znowu coś nam nie wyszło. Inni zawsze byli lepsi, my co najwyżej czasem mieliśmy więcej szczęścia.

Jakie komunikaty werbalne obniżają w dzieciach poczucie wartości?

  • kpiny, szyderstwo, ironia: jak udało ci, z takim poziomem wiedzy, dostać w ogóle do liceum? dla takich jak ty nieudaczników miejsce jest przy łopacie, nie wśród książek…,
  • rozkazy: mówiłam, że masz siedzieć cicho!, nie wierć się tyle!, rób co ci każę, tylko bez dyskusji!,
  • ciągłe pouczenia: gdybyś zrobił to zadanie jak tobie mówiłem, dostałbyś piątkę – zawsze musisz wszystko robić po swojemu i widzisz, co z tego wynika…,
  • oskarżenia: jestem pewna, że uderzyłeś siostrę, nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń, zresztą jesteś starszy i powinieneś mieć więcej rozumu, bo ty zawsze musisz coś zniszczyć...,
  • porównania: patrz, jaka twoja siostra wysportowana – jesteś dwa lata młodszy, a nie potrafisz nawet na rowerze jeździć…,
  • groźby: jak zaraz się nie uspokoisz, to zobaczysz… jak tylko tato do domu przyjdzie…,
  • inwektywy: patrz, matole, jak leziesz! ślepy jesteś? że też mi się takie nieudane dziecko trafiło...

Zresztą, nie tylko dzieci nie lubią, gdy ktoś zwraca się do nich podniesionym tonem, wciąż obraża lub traktuje z góry. Wyobraźmy sobie, że wezwani jesteśmy do prezesa na rozmowę. Już na wejściu słyszymy: „Co to za idiotyczny projekt? Z matołami pracuję, czy co? Zawsze spapracie najprostszą robotę. Jak jeszcze raz zobaczę coś takiego na moim biurku, wszyscy wylecicie – i to z hukiem! W poprzednim zakładzie taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Banda imbecyli. Magistra macie, co? Chyba kupionego…”.
Jedna osoba, słysząc takie kazanie utwierdzi się w przekonaniu, że może faktycznie czas już zmienić zawód, bo przecież do tego się kompletnie nie nadaje. Druga zaś… zabierze się za swoją robotę dobrze wiedząc, że jedynie udzielił się jej nieco zły humor prezesa. Czy to powód, by psuć również sobie humor?

Chwalmy więc dzieci. Nie bezkrytycznie, ale tak, by wiedziały, że widzimy i doceniamy, iż próbują, starają się, chcą się czegoś nauczyć. Jednak zamiast mówić: „zawsze tak ładnie sprzątasz swój pokój”, dostrzegajmy raczej, jak dziś nasza pociecha ślicznie ułożyła książeczki na półce.

* cyt. za: „365 pomysłów jak wychować wspaniałe dzieci, czyli jak stworzyć zdrową i szczęśliwą rodzinę” Sheila Ellison, dr Barbara Ann Barnett (wyd. W.A.B.)

 

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA