Zresztą, kupując naszej pociesze prezent, bez zastanowienia wybieramy to, co podoba się nam - przecież „skoro zawsze coś takiego chcieliśmy mieć, syn czy córka także powinni być zachwyceni”. W praktyce często bywa jednak odwrotnie, więc zabawkami bawią się uradowani dorośli, którym wciąż marzy się powrót do krainy szczęśliwego dzieciństwa.
Sama uwielbiam przede wszystkim różnorakie gry planszowe i układanki. Podkradam je mojemu siostrzeńcowi przy każdej możliwej okazji, odpędzając się po chwili od dziecka niczym od natrętnej muchy. Cóż, jak już coś składam, sklejam, układam, nie znoszę, jak mi się w takim zajęciu przeszkadza. A dziecko, jak to dziecko, szybko się nudzi, i jeszcze szybciej wpada w złość, gdy coś mu nie wychodzi. Ostatnio jednak wyszukałam zabawkę, która na dłuższą chwilę całkowicie pochłonęła zarówno sześciolatka, jak i mnie. Klocki, jakie w 1998 roku wymyślili, znani z precyzji i dokładności, Szwajcarzy – proste, a dające nieograniczone możliwości konstrukcyjne, GeoMag.
Ciężko, mając po raz pierwszy kontakt z magnetycznymi klockami, zbudować Wieżę Eiffla, olbrzymiego pająka czy Ferrari. Wystarczy jednak nieco wprawy, cierpliwość oraz większa ilość pałeczek i kuleczek, a już możemy wymyślać oryginalne konstrukcje. GeoMag to świetna zabawa, która dodatkowo ma działanie antystresowe i terapeutyczne. Jedyny minus? Cena zniechęcająca do zakupu. Małe opakowanie (42 elementy) kosztuje ok. 40 zł, jednak z takiej ilości klocków wiele nie zbudujemy. Bawiąc się 132 elementami również narzekałam na zbyt małą ilość potrzebnych mi magnetycznych pałeczek, jednak dziecku takie opakowanie na dłuższą chwilę powinno w zupełności wystarczyć.
Prosty pomysł. Kilka kolorów. Zwykły magnes. Genialne!
Anna Curyło