Choć pięćdziesiąta animacja wytwórni Disney’a wizualnie odbiega od klasycznych rysunkowych opowieści realizowanych w technice 2D, fabularnie jak najbardziej stanowi powrót do korzeni. Jest całkiem przyjemną produkcją, która wprawi w zachwyt zarówno dzieci, jak i dorosłych.
Bohaterami „Zaplątanych” są żyjąca na odludziu księżniczka Roszpunka oraz nie cieszący się dobrą opinią wśród lokalnej władzy złodziejaszek Flynn. Pewnego dnia przeznaczenie pcha ich ku sobie. Ona chce opuścić mury wieży, by z bliska przyjrzeć się kolorowym lampionom, które raz do roku wznoszą się w powietrze rozświetlając niebłoskon swoim niezatartym urokiem. On - odzyskać skradziony przez niego, a schowany przez nią królewski diadem. Sprawa jest prosta. Roszpunka i Flynn udają się więc w pełną niebezpieczeństw podróż, która nieoczekiwanie na zawsze odmieni ich dotychczasowe życie.
„Zaplątani” to fantastyczna animacja klimatem zbliżona do dobrze nam znanych disney’owskich klasyków. Nieustraszona księżniczka o aparycji lalki Barbie wyposażona w wielofunkcyjne włosy wraz z narcystycznym złodziejaszkiem przewrażliwionym na punkcie swojego nosa stanowią dość osobliwy duet, z którym trudno się rozstać. Choć nie mamy tu księcia z bajki, nie zabrakło białego rumaka, wojskowego wierzchowca Maximusa - bezskrzydłego kuzyna herkulowskiego Pegaza - który wraz z kameleonem Pascalem wyrasta na największą gwiazdę tej produkcji. Wbrew temu, co opisał wiewiór Pip po swoich nowojorskich wojażach w „Zaczarowanej”, milczenie jak najbardziej jest złotem. Maximus i Pascal nie muszę pleść trzy po trzy, by zyskać sympatię widzów. Wystarczą gesty i wymowne spojrzenie.
Jak przystało na klasyczną opowieść o walce dobra ze złem – białe jest białe, a czarne - czarne. Gertruda jest kolejną po macosze królewny Śnieżki kobietą, która nie potrafi pogodzić się z upływającym czasem. Zamykając nie swoje dziecko w kamiennej wieży w celu zaspokojenia swojej próżności, trafia do panteonu czarnych charakterów Disneya, bez których ciężko wyobrazić sobie te wspaniałe animacje. W końcu jakby nie było – to nie piękne księżniczki i przystojni książęta a wszelkiej maści niegodziwcy nadają bieg tym ponadczasowym historiom, wzbudzając w nas dreszcze emocji.
Wadą „Zaplątanych” są słabe sekwencje musicalowe. Choć od premiery „Małej syrenki”, „Herculesa”, „Aladyna” czy „Pocahontas” minęło już tyle lat, na samo wspomnienie tych filmów w uszach pobrzmiewają „Na morza dnie” Emiliana Kamińskiego, „Ani słowa” Natalii Kukulskiej, „Nie ma takich dwóch jak jeden ja” Krzysztofa Tyńca, „Kolorowy wiatr” Edyty Górniak oraz wiele innych melodii. Po obejrzeniu „Zaplątanych” w głowie zostaje jedynie utwór śpiewany przez Julię Kamińską i to nie tyle za sprawą samej animacji, a tego, że obił się o uszy przy okazji kinowej premiery. Alan Menken zaliczył najwyraźniej chwilowy spadek formy. Ścieżka dźwiękowa „Zaczarowanej” sprzed czterech lat dowodzi bowiem, że nadal potrafi tworzyć porywające kompozycje na miarę tych z lat 80-tych i 90-tych. Za rok na ekrany kin wejdzie „Królowa Śniegu”. Miejmy więc nadzieję, że kompozytor zrehabilituje się i zaserwuje nam coś z wyższej półki, coś w stylu oscarowej „Pięknej i Bestii”.
Dużą zaletą obrazu Nathana Greno oraz Byrona Howarda jest stworzenie czegoś zupełnie nowego na kanwie dobrze nam znanej baśni autorstwa braci Grimm. Początkowo scenarzyści Disney’a dosyć wiernie odtwarzali zawarte w nich historie („Kopciuszek”, „Śpiąca królewna”). Tym razem pojechali po bandzie i wyszło im do zdecydowanie lepiej niż w przypadku nieszczęsnej „Księżniczki i żaby”, będącej luźną interpretacją „Żabiego króla”. Przede wszystkim uwagę zwraca przepiękna animacja – pomimo tego, że ogromnym sentymentem darzę klasyczne bajki Disney’a, które miały niepowtarzalny klimat – nie mogę nie docenić wkładu i ogromu pracy, jaki twórcy włożyli w to, by stworzyć ten iście bajkowy świat, by ukazać magiczne właściwości włosów Roszpunki. Akcja jest wartka. Bohaterowie nietuzinkowi, a polski dubbing na naprawdę wysokim poziomie. Nie brakuje wielu humorystycznych akcentów, które sprawiają, że animacji tej bliżej jest do „Herkulesa” niż rzewnych love story pokroju „Małej syrenki”, „Pięknej i Bestii” i „Pocahontas”, które uwielbiam, lecz które coraz rzadziej trafiają w gusta młodszych odbiorców wychowanych na produkcjach ze stajni Pixara.
Wydanie DVD zawiera kilka niezmiernie interesujących dodatków, z których najciekawszym jest odliczanie 50 pełnometrażowych filmów animowanych Disneya. Jako, że dodatków nigdy za wiele, myślę, że warto zaopatrzyć się jednak w płytę Blu-ray, na której poza teledyskiem Julii Kamińskiej i jej węgierskiej koleżanki po fachu, jak również alternatywnego początku bajki, można zajrzeć także za kulisy filmu „Zaplątanych”. Prawdziwa perełka dla koneserów disney’owskich animacji.
„Zaplątani” to bez dwóch zdań jedna z najlepszych animacji, które ostatnimi czasy zawitały na ekrany kin, a później na sklepowe półki. Ciepła, zabawna, czarująca, skłaniająca do złapania życia za rogi i podążania za swoimi marzeniami. Bo każde marzenie może się spełnić, wystarczy tylko tego naprawdę chcieć. Gorąco polecam!
Fot. Filmweb.pl