Ulubiony kocyk
Pojawia się najczęściej na przełomie pierwszego i drugiego roku życia. To nie przypadkowy moment – właśnie w tym czasie następuje oddzielenie się dziecka od rodziców. Maluch zaczyna mieć świadomość własnej odrębności, pojawiają się pierwsze rozstania i dziecko robi wszystko, by sobie z nimi poradzić. Ulubiony kocyk, pielucha czy pluszak kojarzą się z mamą i pomagają malcowi przetrwać rozłąkę.
W pewnym momencie powstaje jednak dla rodzica problem, co zrobić z brudnym misiem bez oka. Uprać go nie można („bo będę tęsknić”), przyszyć oczka lepiej też nie („bo misia boli”). Nie mówiąc już o tym, że trzeba zabierać go wszędzie i zawsze (a jak się zapomni, wracać po niego choćby na 10. piętro).
Ach, ta wyobraźnia
Dziecięcy świat wygląda zupełnie inaczej niż nasz. My znamy granice przebiegające pomiędzy jawą a snem, marzeniami a rzeczywistością. Maluchy – początkowo nie. Oba światy przenikają się i trudno kilkulatkowi dostrzec, co jest prawdą, a co tylko wymyślonym zdarzeniem. Stąd dzieci potrafią bawić się w zwierzęta i każą się tak traktować (liżą ręce mamy, bo są kotkami, czy piszczą przy nodze taty, bo są pieskami i właśnie chcą wyjść na dwór). Dorosłych takie zabawy dziwią, a czasem nawet denerwują i niepokoją.
Maluchy w wyobraźni znajdują również doskonałych przyjaciół, którzy nie dość, że są oddani i nigdy się nie kłócą, to zawsze pojawiają się na zawołanie. Rodzice woleliby jednak widzieć kolegów syna, niż tylko o nich słyszeć. Wynika to pewnie z faktu, że nam – dorosłym (i tylko nam) aż nie mieści się w głowie, że można rozmawiać z kimś z wyobraźni i nie dostać od tego pomieszania zmysłów.
Zgodnie z planem
Czterolatek wcale nie musi być fanatykiem porządku, by zawsze pilnować identycznego ułożenia kredek w pudełku czy samochodów na półce. Zmiany w tym ustawieniu mogą wywoływać potoki łez, a nawet napady furii. Podobnie dzieje się, gdy dziecko chodzi jedynie po płytkach jednego koloru, a nagle zostaje zmuszone do rezygnacji z tego zwyczaju. Rodzice naj-częściej uważają, że nie ma o co robić tyle hałasu. Tymczasem dziecko czuje się tak, jakby burzyło się jego misternie przygotowany plan.
To mój świat
Rytuały, wymyśleni przyjaciele, trudne do zastąpienia pluszaki – czyli według dorosłych dziwactwa – biorą się z dziecięcej potrzeby poukładania świata i nie powinny budzić niepokoju. Maluch, który może pogadać z fikcyjnym kolegą, wiedzący, gdzie leży czerwona kredka, czy pewny, że chodzi się tylko po określonych drogach, czuje się bezpieczniejszy. Bo wie, co się wydarzy, zna miejsce rzeczy i może liczyć na pomoc wymyślonego przyjaciela. Dziecko poszukuje tego bezpieczeństwa tym bardziej, im mniej ma możliwości wpływania na tzw. dorosłą rzeczywistość. U starszaków, które powoli zaczynają o sobie decydować, „dziwne” zachowania występują coraz rzadziej.
Z przymrużeniem oka
Z dziwactwami malucha powinnaś nauczyć się żyć. Nie oznacza to oczywiście, że musisz stawiać drugi talerz dla fikcyjnego Józia czy bać się wyjąć kredki z dziecięcego pudełka. Nie powinnaś jednak także gorliwie tłumaczyć malcowi, że Józio to wymysł, straszyć dziecka czy wyśmiewać się z jego porządków. Malec może wtedy poczuć się dotknięty albo zacząć obwiniać się za „niewłaściwe” zachowanie i ukryć się ze swoimi dziwactwami. Potajemne rytuały wolniej mijają, a „zakonspirowani” koledzy mogą być przeszkodą w nawiązaniu rzeczywistych przyjaźni. Lepiej zatem zaakceptować budzące zdziwienie zachowania. Wkrótce znikną, a Ty będziesz wspominać je z uśmiechem.
Aleksandra Sokalska
Konsultacja: Beata Chrzanowska, psycholog, pedagog specjalny, Uniwersytet dla Rodziców