Zarazem jednak muszę was, drodzy rodzice, zmartwić: wy się raczej na „Szeregowcu Dolocie” nie ubawicie po pachy tak, jak to miało miejsce na „Uciekających kurczakach” czy obu „Shrekach”, które były doskonałą zabawą dla ludzi w absolutnie każdym wieku.
Wprawdzie już sam tytuł kryje aluzję czytelną dla starszych kinomanów, a jeszcze parę wyłowić można z dialogów („Będę dla was matką, żoną i kochanką!” – ryczy do ptasich rekrutów szkolący je oficer), nie są to jednak dowcipy najwyższych lotów, a poza tym jest ich żałośnie mało. Ale równie mało jest w naszych kinach filmów dla dzieci, podarujmy im więc chwilę radości, zapominając na 75 minut o własnych przyjemnościach. Niech więc maluchy cieszą się prostą historyjką Franka Dolota, gołębia, w którego nikt nie wierzył, a który w czasie II wojny, zaciągnąwszy się do Królewskiej Służby Gołębi Pocztowych, wykazuje się prawdziwym bohaterstwem. To film z rodzaju tych, co bawiąc, uczą. Poza serią barwnych przygód dzieci czeka dyskretnie sączony przekaz: o wartości przyjaźni, honorze, miłości ojczyzny, przekraczaniu własnych ograniczeń i o tym, że gołębie są stworzone do wielkich zadań, a gołębice do pielęgniarstwa. A swoją drogą: bajka dla dzieci, w której mowa o patriotycznych obowiązkach i która lansuje wojnę jako świetną przygodę – czyż nie jest to signum temporis?
Małgorzata Sadowska/ Przekrój
„Szeregowiec Dolot”, reż. Gary Chapman, Wielka Brytania 2005, Monolith