Z czasem dziecko uczy się dostrzegać proste niespójności w otaczającym świecie – sprzeczności między tym, jak zwykle jest i powinno być a tym, co w danej chwili się dzieje. Potrafi to już roczny brzdąc! I zaśmiewa się, gdy np. mama położy sobie pieluszkę na głowie, wciągnie kapeć na dłoń i zacznie nią poruszać. Maluch wie, że miejsce pieluszki nie jest na głowie, a kapeć też służy do czegoś innego.
Radość z dostrzegania zabawnych niespójności objawia się też podczas zabawy w „a kuku! ”. No bo jak to: najpierw widać buzię mamy, a potem nagle ona znika i tam, gdzie powinna być – nie ma jej!
W świecie radości
Pierwsze przejawy poczucia humoru to krok milowy w rozwoju umysłowym dziecka. Oto wkracza ono do krainy, jednej z najważniejszych dla naszej psychiki. Śmiech i dowcip pomagają radzić sobie ze stresem i odreagowywać trudne sytuacje, uczą dystansu, autoironii, pokazują, jak skutecznie i bezpiecznie rozładowywać napięcie. Rozwijają intelekt, kształtują umiejętność abstrakcyjnego myślenia. Humor jest też ważny, jeśli chodzi o towarzyskie wprawki małego człowieka. Osoby z poczuciem humoru, które potrafią rozbawić towarzystwo i śmiać się z samych siebie, są bardziej lubiane...
Mały żartowniś
Półtoraroczne dziecko nie tylko dostrzega śmieszne sprzeczności w otoczeniu, ale i umie samodzielnie je tworzyć. Pierwszą oznaką, że już to potrafi, jest tzw. zabawa symboliczna: gdy np. klocek staje się samolotem, a patyk konikiem. To dowód, iż malec wie, że istnieje rzeczywistość, wie też, że jest coś takiego, jak pozory i udawanie. Dzięki tej wiedzy dziecko próbuje się samo tą rzeczywistością bawić, udawać coś, naśladować. I to są właśnie, zdaniem znanego badacza tego zagadnienia – psychologa Paula McGhee, zalążki kształtującego się poczucia humoru z prawdziwego zdarzenia.
Od tej chwili maluch sam zaczyna tworzyć niespójne, niezgodne z ustalonym porządkiem świata sytuacje. Robi to najczęściej po to, by rozbawić innych i samego siebie. Umie się na przykład przewrócić na niby, chowa się, udając, że go nie ma. Albo naśladuje groźnego lwa, by mama bała się i śmiała jednocześnie. Sam również się z tego głośno zaśmiewa!
Osła mrówka niosła?
Dwu- i trzylatki wychwytują komizm związany z językiem, zabawnymi zestawieniami wyrazów. Malec np. pokazuje okno, mówiąc „to są drzwi”, albo żartuje, że „piesek robi miau, miau”. Uważnie obserwuje reakcję innych, bo już wie, że spodziewają się oni, iż powie „hau, hau”, i oczekuje ich zaskoczenia i rozbawienia.
Aby jednak śmiać się z żartów w wierszykach, dziecko musi już mieć pewną wiedzę o otoczeniu – komizm wiersza „Na wyspach Bergamutach” odszyfruje, jeśli zna pojęcia duży–mały, wie, że mrówka nie udźwignie osła, a wieloryby nie noszą okularów... Kilkulatek uczy się w zawrotnym tempie, a jego poczucie humoru zaczyna wykraczać poza najprostsze zdarzenia, z którymi styka się na co dzień. Kwadratowe jabłko, krowa ze skrzydłami, statek, który jedzie ulicą... Coś tu nie pasuje! Trzyletnie dziecko potrafi to rozpoznać. Takie ćwiczenia są ważne, nie tylko dlatego, że śmieszą. Pomagają także poznawać świat, ćwiczą spostrzegawczość, trenują umysł przed trudniejszymi wyzwaniami, jakie postawi szkoła.
Malca bawią również inne sprzeczności, takie jak np. narysowanie dużej dziewczynki (siebie) i małego taty – to jest coś wprost niesamowitego, niewyobrażalnego, zakłócenie podstawowych praw! Zdaniem psychologów taki humor pozwala dziecku zaakceptować myśl, że jest słabe i bezradne wobec wszechmocy rodziców – tworzy na rysunku sytuację odwrotną i śmieje się z niej, by jakoś sobie z nią poradzić, rozładować napięcie wynikające z coraz wyraźniejszego dostrzegania, jak bardzo jest bezbronny wobec nakazów i decyzji rodziców...
Nabiorę mamę
Przedszkolak umie żartować z innych, np. udaje, że się zsiusiał. Świadomie inicjuje taką sytuację, by mama pomyślała, że to mu się przytrafiło. Jeśli mama zechce przebrać malca – ile będzie śmiechu, że udało się ją wyprowadzić w pole! Albo: prosisz dziecko, by poukładało klocki. Po chwili maluch przychodzi i mówi, że nie sprzątnął. Wręcz domaga się, byś wyrażała swą dezaprobatę. Wchodzicie do pokoju i... okazuje się, że zabawki są poukładane! Dziecko pęka ze śmiechu, bo właśnie udało mu się zrobić ciebie w konia! Ono wie, czego się spodziewałaś, wie, że cię zaskoczyło – i to je śmieszy. Często w takiej sytuacji nie wiadomo, jak się zachować: karcić malucha (a więc tłumić jego kiełkujące poczucie humoru) czy śmiać się z nim? Śmiej się! Nie stracisz w ten sposób autorytetu.
Kilkulatek uczy się wczuwać w to, co myślą i czego doznają inni – zaczyna rozwijać się u niego empatia. Zamiast więc gniewać się o żarty, które z tej umiejętności wynikają, doceń je, ciesz się, że twoja pociecha jest taka mądra. Nawet jeśli znasz już ten schemat i nie dajesz się oszukać – pozwól się od czasu do czasu dać nabrać. To rozwinie w maluchu nie tylko poczucie humoru, ale też poczucie własnej wartości – bo zobaczy, że umie zrobić dowcip dużej i mądrej mamie.
Czuję się bezpiecznie
Dowcipkowanie na zasadzie, że coś nie zgadza się ze znaną rzeczywistością, pomaga dziecku poczuć się bezpieczniej w otaczającym świecie. Malca śmieszy to, co jest nie tak, bo już dobrze wie, jakie zasady są niezmienne. A ich zmienianie służy tylko do tego, by się śmiać i jeszcze silniej poczuć, co jest stałe i pewne, a co jest tylko zabawą i żartowaniem.
Pamiętaj jednak, że wiele żartów, polegających na zakłócaniu reguł, jest jeszcze za poważnych dla dziecka w tym wieku. Może zachwiać poczuciem bezpieczeństwa. Gdy np. mama udaje wilka albo czarownicę – dwulatek najpierw się śmieje, ale po chwili może stracić poczucie pewności, że to tylko zabawa. Zacznie płakać i będzie chciał za wszelką cenę przywrócić bezpieczny i ustalony porządek. To oznacza, że dla niego ustalone reguły nie są jeszcze pewne i niezmienne... By z nich żartować bez lęku, dziecko musi bezbłędnie wyczuwać konwencję, nie może mieć wątpliwości, że to tylko żarty. A to udaje się dopiero starszym przedszkolakom.
Kupa śmiechu
Przychodzi taki moment, kiedy dzieciaki najbardziej śmieją się ze spraw „toaletowych”: „kupa”, „siku”, „śmierdzi” – to słowa-klucze, którymi można rozbawić najbardziej ponurego przedszkolaka. Skąd to się bierze? Prawdopodobnie poprzez śmianie się z „tych rzeczy” dzieci oswajają tę sferę życia. Dostrzegają, iż podobne tematy budzą wstydliwość dorosłych, są „niewymowne” – a śmiech przecież pozwala oswoić to, co krępujące. Pomaga też przełamać stres związany z tym, że malec dostrzega, iż dorośli się wstydzą, ale sam jeszcze musi na nich częściowo polegać – mama pomaga wytrzeć pupę, pójdzie z nim do łazienki, czasem zdarzają się mokre wpadki.
Jeszcze niedawno taki kilkulatek nosił przecież pieluszki, nie kontrolował wypróżnień. Teraz chce poczuć się silny, mieć i demonstrować kontrolę, nabiera dystansu do kwestii toaletowych – także poprzez humor. Śmiech ułatwia mu zapanowanie nad niełatwym tematem, pomaga poczuć się silniejszym wobec kolegi, który np. zmoczył majtki.
Ten okres w końcu mija, przychodzą kolejne. Dopiero u sześcio-, siedmiolatków- daje się zauważyć coś, co nazywamy rozumieniem sensu dowcipów. Dzieci w pierwszych klasach szkoły podstawowej z upodobaniem opowiadają sobie kawały.
Powoli też nasi mali żartownisie uczą się rozumieć metaforyczne znaczenie zdarzeń i słów. Z czasem młody człowiek zacznie pojmować także humor absurdalny, surrealistyczny. Ale to już jest zupełnie inna historia...
Tekst: Monika Krawiecka
Konsultacja: dr Anna Radomska psycholog, adiunkt w Zakładzie Psychologii Wychowania i Rozwoju Człowieka Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się m.in. psychologią humoru i śmiechu, rozwojem poczucia humoru w ciągu życia