Bohaterowie z przypadku

Bohaterowie z przypadku
Zastanawialiście się kiedyś, co dało cywilizacji eurazjatyckiej przewagę nad resztą świata? Nieskrępowany przepływ informacji!
/ 23.07.2007 11:10
Bohaterowie z przypadku
Międzynarodowa grupa archeologów właśnie wydobyła z piasków południowego Iranu dwie kamienne tablice zapełnione inskrypcjami w antycznym języku elamickim. Nie byłoby w tym nic dziwnego – ostatecznie na Bliskim Wschodzie co chwila odkopuje się coś bardzo starożytnego – gdyby nie fakt, że są to jedne z najstarszych dowodów istnienia pisma, niemal dorównujące wiekiem pierwszym próbkom pisma sumeryjskiego. Prowadzący badania profesor Yusef Majidzadeh twierdzi, że tablice liczą sobie – bagatela – pięć tysięcy lat. Zostały odnalezione nad rzeką Halil Rud, w kolebce naszej cywilizacji.


Rejon ten znajduje się na wschodnim krańcu Żyznego Półksiężyca obejmującego pas ziemi od Egiptu, poprzez Palestynę i Syrię, po Mezopotamię. Tam powstały rolnictwo i pierwsze miasta, tam też wynaleziono koło i udomowiono zwierzęta (poza psem, którego oswojono dużo wcześniej we wschodniej Azji). Z kolei w Indiach powstał pionierski system kanalizacji miejskiej, a z Europy pochodzą najdawniejsze dzieła sztuki naskalnej, najwcześniejsza broń miotana i brukowane drogi.
Jako pierwsi chleb upiekli mieszkańcy obecnego Izraela, a druk i proch stworzyli Chińczycy. Czy o czymś nie zapomnieliśmy? Czy w gronie najwcześniejszych wynalazców braknie obu Ameryk? Dlaczego Czarny Kontynent wydał na świat człowieka, ale poskąpił innowacji? Innymi słowy: co dało Eurazji przewagę nad resztą świata?
Odpowiedź rozczaruje tych, którzy oczekują wywodu o mentalnej wyższości ludów eurazjatyckich nad mieszkańcami innych kontynentów. Będzie to opowieść o tym, jak staliśmy się bohaterami z przypadku.

Ziemia mlekiem i miodem płynąca
Pierwszym szczęśliwym trafem był fakt wyewoluowania w Afryce małp człekokształtnych, a wśród nich praprzodków człowieka. Homo sapiens opuścił podzwrotnikowe obszary Czarnego Lądu blisko 50 tysięcy lat temu i powędrował na północny wschód, ku dzisiejszemu Egiptowi, Izraelowi i Turcji. Tutaj świat stanął przed nim otworem. Imigranci z Afryki ruszyli więc do Europy i w głąb Azji, a stamtąd do Indonezji, Nowej Gwinei i Australii oraz przez zamarzniętą Cieśninę Beringa do Ameryki. Duża grupa wędrowców nie miała jednak żyłki odkrywcy i osiedliła się w pierwszym dogodnym miejscu, gdzie po zakończonej prawie 12 tysięcy lat temu epoce lodowcowej klimat był łagodny, a ziemia zasilana przez potężne systemy rzeczne rodziła mnogość jadalnych roślin. Tak właśnie wyglądał niegdyś Żyzny Półksiężyc, dziś pustynny, toczony nieustającą wojną region Bliskiego Wschodu.
Kolejnym szczęśliwym zbiegiem okoliczności było to, że rosły tam aż 32 z 56 najcenniejszych dla człowieka (mających największe ziarna) gatunków dzikich traw. Już 23 tysiące lat temu ludzie potrafili z nich robić chleb. Świadczy o tym odkrycie nad brzegiem Jeziora Galilejskiego w Izraelu prymitywnych żaren bazaltowych, na których miażdżono ziarna. Izraelscy archeolodzy zidentyfikowali tam pozostałości 150 różnych gatunków roślin, głównie krewnych dzikiego jęczmienia i pszenicy. Obok znajdowało się palenisko używane do wypieku pieczywa.
Zbiór ziaren dzikich zbóż był jednak zajęciem mozolnym, a korzyści z tego nieproporcjonalne do wysiłku. Ludzie wzięli się więc na sposób i przed 10 tysiącami lat zaczęli rośliny selekcjonować, wybierając te z największymi ziarnami i mutacją genetyczną (o której naturalnie nie mieli pojęcia)
powstrzymującą dojrzałe kłosy przed pęknięciem. W naturze taka cecha oznaczałaby zgubę dla rośliny, ale w uprawie ziarno cierpliwie czekające na zbiór okazało się bezcenne.
Na terenie Żyznego Półksiężyca udomowiono początkowo dwa gatunki pszenicy i jęczmień, soczewicę, groch zwyczajny, ciecierzycę pospolitą i wykę (roślina strączkowa) oraz len. Spośród nich jedynie len i jęczmień występowały naturalnie poza Żyznym Półksiężycem i Turcją. Najnowsze badania próbek pyłków roślinnych z najstarszych warstw zawierających ślady działalności ludzkiej wykazały, że pierwszą uprawną rośliną na terenach dzisiejszej Turcji był groch.

Na początku byli Sumerowie
Było więcej okoliczności sprzyjających osiedleniu się człowieka na terenie Żyznego Półksiężyca. Traf chciał, że również w tym rejonie w stanie dzikim żyli przodkowie dzisiejszych kóz, owiec, świń i krów – elity zwierząt hodowlanych. Okazało się, że te właśnie gatunki wyjątkowo łatwo poddają się udomowieniu – rzecz dość rzadka w świecie zwierząt (na innych kontynentach kandydatów do udomowienia jest nieproporcjonalnie mniej). Stało się to osiem–sześć tysięcy lat temu. Tak oto seria szczęśliwych zbiegów okoliczności sprawiła, że właśnie na Bliskim Wschodzie ludzie po raz pierwszy z koczowników stali się osadnikami.
Z początkami hodowli zbiegło się pojawienie się w dorzeczu Tygrysu i Eufratu pierwszych kultur rolniczych, a ponad sześć tysięcy lat temu Sumerowie zaczęli wznosić tam miasta. Najsłynniejsze z nich to prastare Ur (dziś leży w południowym Iraku i nazywa się Tall al-Mukajjar), z którego miał pochodzić biblijny Abraham. W tym wczesnym okresie wymyślono system nawadniania pól poprzez sieć kanałów, a 5,5 tysiąca lat temu wynaleziono koło, które wywołało rewolucję w komunikacji i przewozie towarów. Dzięki rolnictwu i dostatkowi Sumerowie (ponad 800 lat przed Egipcjanami) jako pierwsi zbudowali piec do wypalania cegły, piętrowe budynki, stworzyli poezję, muzykę, kodeksy praw i sądy, techniki wytwarzania metali, przetwarzania mleka, pielęgnacji drzew owocowych oraz produkcji napojów zastępujących wodę – najpierw piwa, a potem wina. Te wynalazki legły u podstaw wszystkich późniejszych cywilizacji Bliskiego Wschodu, Europy i Doliny Indusu.
Równolegle i niezależnie rodziło się rolnictwo w dawnych Chinach. Uprawa roli sięga tam wedle najnowszych badań aż ośmiu tysięcy lat. Tyle właśnie liczą sobie odnalezione niedawno w Mongolii Wewnętrznej zwęglone nasiona prosa i odnajdywane w dolinie Żółtej Rzeki najstarsze szczątki ryżu. Niewiele później niż na Bliskim Wschodzie udomowiono tam między innymi świnie i bawoły.

Galopem, cwałem
Dzięki badaniom genetycznym wiemy, w jakim tempie nowe technologie rozchodziły się po świecie. Z Żyznego Półksiężyca metody hodowli i upraw przenosiły się ku Europie i Afryce Północnej i w drugą stronę, ku Nizinie Indusu, ze średnią prędkością 1,3 kilometra na rok. W erze Internetu takie tempo nie powala, ale 10 tysięcy lat temu to było coś. Jeśliby porównać to do cwału, to na drugim krańcu kontynentu azjatyckiego innowacje pędziły galopem: z Chin w stronę Filipin i Polinezji z prędkością 5,8 kilometra na rok.
Kiedy zaś spotkały się Wschód z Zachodem? Część archeologów jest zdania, że nastąpiło to już na etapie pierwszych upraw – około ośmiu tysięcy lat temu.
Naukowcy podejrzewają istnienie neolitycznego Jedwabnego Szlaku – drogi stałych kontaktów pomiędzy kulturami blisko-
wschodnimi a kulturą chińską za pośrednictwem koczowniczych ludów zamieszkujących tereny Azji Środkowej. Jednak naprawdę szeroki strumień idei i towarów popłynął do Chin dopiero w drugim tysiącleciu przed naszą erą, kiedy dotarły tam pochodzące z Zachodu pszenica, jęczmień i konie. Dlaczego tak późno? Barierą dzielącą te dwa światy przez wiele tysiącleci były pustynie Azji Środkowej i Himalaje. To hamowało ekspansję innowacji z Chin, a z kolei uprawy z Żyznego Półksiężyca zatrzymały się na Gangesie i jego monsunowym klimacie, zupełnie nieprzystającym do upodobań bliskowschodnich roślin i zwierząt.
Nie bez znaczenia jest kierunek ekspansji rolniczego "know how": od zarania dziejów przepływ idei odbywał się wyłącznie wzdłuż osi wschód–zachód. Na tej linii możliwości były niemal nieograniczone: Eurazja to najdłuższy lądowy dystans na Ziemi. Rozciąga się na długości 17 tysięcy kilometrów między atlantyckim wybrzeżem Irlandii a pacyficznym wybrzeżem Japonii. Panujące tam warunki klimatyczne, ograniczone 20. i 50. równoleżnikiem, sprawiają, że bliskowschodnie rośliny i zwierzęta na prawie całej tej połaci lądu czują się jak u siebie.

Północ–południe
"Łatwość, z jaką udomowione gatunki rozprzestrzeniały się równoleżnikowo w Eurazji, kontrastuje z trudnościami, które napotykały one w trakcie migracji z północy na południe Afryki i w obu Amerykach" – pisze profesor Jared Diamond w książce "Strzelby, zarazki, maszyny. Losy ludzkich społeczeństw". Przekonali się o tym Afrykanie próbujący importować żywy inwentarz na południową część kontynentu, której łagodny klimat na pewno by zwierzętom hodowlanym odpowiadał. Przez wiele tysiącleci uniemożliwiał pas tropików, w którym padały zwierzęta. Bydło i konie pojawiły się na południu kontynentu dopiero na początku naszej ery. Klimat równikowy był również zbyt gorący dla większości roślin z Żyznego Półksiężyca, które najdalej przyjmowały się w wyżynnej Etiopii. W Afryce Południowej rozkwit rolnictwa nastąpił w 1652 roku, kiedy koloniści europejscy przywieźli zestaw gatunków pochodzących z Bliskiego Wschodu.
Kiedy spojrzymy na orientację geograficzną osi kontynentów, to stanie się jasne, dlaczego jeszcze większe problemy z komunikacją między południem a północą mieli dawni mieszkańcy obu Ameryk. Najstarsze cywilizacje tamtej części świata niewiele ustępują wiekiem ludom Żyznego Półksiężyca. W peruwiańskich Andach uprawa ziemniaków sięga siedmiu tysięcy lat wstecz, a odnalezione niedawno w południowo-zachodnim Ekwadorze szczątki pierwszych udomowionych kabaczków oraz południowoamerykańskiej tykwy liczą aż 12 tysięcy lat.
Tak samo wcześnie pojawiło się rolnictwo w Meksyku, w którym najstarsze dowody uprawy kukurydzy liczą ponad siedem tysięcy lat. Meksyk to również ojczyzna słonecznika, dyni, fasoli, komosy i papryki chili oraz miejsce udomowienia indyka. Niezależnie od osiągnięć Bliskiego Wschodu wynaleziono tu także koło i system pisma, którego używano co najmniej przez dwa tysiące lat, jednak wynalazki te nie zdołały przedostać się na południe, do cywilizacji andyjskich. Oba regiony dzielą szerokie na dwa tysiące kilometrów gorące tereny Ameryki Środkowej, które skutecznie uniemożliwiły wymianę myśli i sposobów wytwarzania żywności. Z kolei z Andów nie przedostały się do Meksyku udomowione tam lamy używane jako zwierzęta juczne.

Dar żywego inwentarza
Tylko z powodu braku komunikacji między wyspami cywilizacji mogło dojść do takiego marnotrawstwa czasu i energii, jakim jest równoległe udomowienie tych samych gatunków roślin i zwierząt. Przykłady? W Afryce wielokrotnie oswajano osła, a w obu Amerykach – różne odmiany fasoli. Tymczasem na terenie całej Eurazji i Północnej Afryki uprawę zaczynano zawsze od tych samych gatunków, które zostały udomowione na Bliskim Wschodzie.
Podobnie było z wieloma zwierzętami hodowlanymi – wskazują na to prowadzone współcześnie badania genetyczne. Oczywiście i tutaj prowadzono wiele mniej lub bardziej udanych prób domestykacji (na przykład najnowsze badania pokazują, że świnie udomowiono równolegle na Bliskim Wschodzie, na terenie dzisiejszych Włoch, Indii, Wietnamu, Chin i Nowej Gwinei), jednak główną tendencją było korzystanie z cudzych sukcesów hodowlanych.
To jednak jeszcze nie przesądziło o cywilizacyjnym triumfie naszej części świata. Kultury amerykańskie wciąż nie były na straconej pozycji. O ich klęsce zadecydowały dopiero zawleczone za ocean eurazjatyckie zarazy, które zdziesiątkowały ludność Nowego Świata. Roznoszący je Europejczycy byli na nie w znacznym stopniu uodpornieni. Dlaczego? Choroby, takie jak ospa, odra czy grypa, to dar żywego inwentarza – zmutowane wirusy pochodzące od zwierząt hodowlanych, z którymi Eurazjaci stykali się od tysięcy lat. W starciu z niewidzialnym wrogiem ludność obu Ameryk nie miała natomiast żadnych szans. Niemal cała populacja meksykańskich Azteków – 20 milionów – w ciągu stu lat od przybycia Hiszpanów umarła na ospę. Podobny los spotkał peruwiańskich Inków, a później – północnoamerykańskich Indian. Biali koloniści, podbijając nowe lądy, często nawet nie musieli się uciekać do przemocy – wyludnione miasta i wsie nie były już w stanie stawiać oporu.
Tu jednak pojawia się zasadnicze pytanie: dlaczego na białych kolonistów nie czekały za oceanem zjadliwe amerykańskie zarazki? Odpowiedź jest prosta. W Nowym Świecie nie hodowano bydła i trzody, a właśnie od nich wywodzi się większość najgroźniejszych chorób. Reszty spustoszeń dokonała przywieziona zza oceanu broń palna (Chińczycy wynaleźli proch w IX wieku, a Europejczycy przejęli go w XIII wieku) – okazała się zabójczo skuteczna w eksterminacji rdzennej ludności zarówno obu Ameryk, jak i Afryki czy Australii. Eurazja w końcu zatriumfowała.
Czy więc mamy być z czego dumni? Cóż, po prostu mieliśmy szczęście urodzić się w niezłym miejscu na ziemi. Naturalnie gdyby nie determinacja, wynalazczość i pracowitość naszych przodków, dziś nie byłoby nas tutaj. Cała reszta to jeden wielki zbieg okoliczności.

Aleksandra Kowalczyk/ Przekrój Nauki