27 tydzień
Mam absolutną obsesję na punkcie małych dzieci. Im bliżej jesteśmy terminu porodu, tym bardziej się „nakręcam”. Kiedyś nie poświęcałem maluchom zbyt wielkiej uwagi (choć całkiem je lubiłem). Teraz zauważam je wszędzie. W autobusie, w sklepie, w przychodni, na spacerze w parku. Ale co ciekawe, one także zauważają mnie. Kiedy spojrzę na takiego szkraba, ten od razu się uśmiecha. Może wyczuwa, że wkrótce będę tatą?
Zachowuję się jak... dziecko
Kilka dni temu byłem w parku. Na sąsiedniej ławce siedziała młoda mama z malutką, śliczną dziewczynką, która moim zdaniem nie miała więcej niż dwa lata. Mama była zajęta rozmową przez komórkę, a jej córce najwyraźniej się nudziło. Spojrzała na mnie, ja na nią i zaczęliśmy rozmowę. Rozmowa była nietypowa, bo bez słów. Ja robiłem jakąś dziwną minę, a mała odpowiadała mi uśmiechem albo śmieszną minką. Ale nic nie mówiła. Trwało to ładnych kilka minut. Gdy jej mama skończyła rozmowę, poprosiła córkę, żeby się ze mną ładnie pożegnała. Julia (tak miała na imię) pomachała do mnie małą rączką i słodko się uśmiechnęła. Ja, stary facet, zrobiłem to samo. W takich chwilach myślę o relacjach, jakie będą między mną a moją córeczką. Czy nawiąże się taka nić porozumienia, że będziemy ze sobą rozmawiać bez słów?
28 tydzień
Pojechaliśmy ostatnio na ślub mojego przyjaciela z liceum. Zebrało się kilku dobrych kumpli z naszej starej szkolnej paczki. Wśród nich Maciek, świetny kolega, z którym sporo razem przeszliśmy – wagary, chowanie się z papierosem za śmietnikiem i niekończące się rozmowy o dziewczynach. – Mówię ci, poznałem świetną laskę, to ta jedyna, wymarzona – zapalał się często Maciek. Dwa miesiące później znajdował sobie nową przyjaciółkę. – A co z tamtą? – dociekałem. – No co ty? W ogóle do siebie nie pasowaliśmy – odpowiadał zdziwiony moim pytaniem.
Dziś to tylko szkolne wspomnienia, bo Maciek od czterech lat jest już statecznym tatusiem. Nie mogło być więc inaczej: przez pół ślubu naszego przyjaciela dyskutowaliśmy o małych dzieciach. Maciek z ogromnym zaangażowaniem zachęcał mnie do porodu rodzinnego. – Niesamowite przeżycie – zapewniał. – Siedziałem z żoną przez kilka godzin. Byłem pewien, że to jeszcze długo potrwa, więc wyszedłem na chwilę. Zjadłem kanapkę, zapaliłem papierosa. Zadzwonił do mnie ojciec, rozmawiałem z nim kilka, może kilkanaście minut. Upłynęło trochę czasu, zanim wróciłem do sali. Myślałem, że nie ma się gdzie śpieszyć, że wszystko jeszcze przed nami. Zapytałem lekarzy, co mogę zrobić. A oni do mnie: „Oto pańska córka”.
Maciek przeoczył moment narodzin swojego dziecka, ale przez większość czasu był z żoną na sali porodowej.
I wiedział, że warto. Po tej rozmowie zacząłem dużo myśleć o tym, „jak rodzić”? Razem czy osobno? Być ze swoją partnerką przez cały czas, czy raczej dać jej święty spokój i zostawić pod opieką lekarzy? Stać z tyłu, robić okłady i szeptać do ucha słowa wsparcia czy lepiej z przodu, tak żeby widzieć moment, w którym główka dziecka wychyli się ze środka?
Chcę być z dziewczynami
Jest mnóstwo pytań, ale tylko jedna odpowiedź. To w końcu najważniejszy moment w życiu rodziny, chyba nawet ważniejszy niż ślub. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym siedzieć za drzwiami i czekać jak na szpilkach na narodziny mojej córeczki.
29 tydzień
Dlaczego chcę być na sali porodowej? Z kilku powodów.
Po pierwsze: żeby wspierać Małgosię. Nie pomogę jej zbyt wiele, ale zawsze mogę podtrzymać żonę na duchu. Głaskać po głowie, ocierać pot z czoła i odgarniać włosy z twarzy. No i szeptać czułe słówka. Czy to jej wystarczy? Nie wiem, ale mam nadzieję, że będzie jej choć trochę łatwiej.
Czy na coś się przydam?
Po drugie: mogę patrzeć lekarzom na ręce. Co prawda, nie mam bladego pojęcia o ich pracy. Wydaje mi się jednak, że jeśli będę na sali, to będą pracować ostrożniej i będą poświęcać mojej żonie większą uwagę.
Po trzecie: jak mówi mój kolega Maciek, to niesamowite przeżycie, i ja chcę przy tym być. Od razu jednak powiedziałem Małgosi: „Decyzja należy do ciebie. Jeśli miałbym ci przeszkadzać, to zostanę na korytarzu”.
W mądrych książkach fachowcy przestrzegają: przeciętny poród u kobiet rodzących po raz pierwszy trwa 12 godzin. Nie każdy facet potrafi sobie z tym poradzić, bo jak wiadomo, to kobiety są bardziej wytrzymałe. Opowieści o mdlejących (z emocji i ze zmęczenia) ojcach wcale nie są zmyślone. Czy wytrzymam? Nie mam wyjścia! Skoro Małgosia da radę, to ja też.
W trakcie porodu będę stał z tyłu, za nią. Przede wszystkim po to, żeby nie czuła się skrępowana. Mam też w głowie ostrzeżenia lekarzy: oglądanie porodu własnego dziecka (z tej drugiej strony) może skończyć się czasową impotencją. Umysł potrafi płatać różne figle, a ja chyba wolę nie ryzykować.
Powiedziałem o swoich przemyśleniach Małgosi. I co? Rodzimy razem! Ciekawe, jak mi pójdzie z przecinaniem pępowiny. Podobno to wcale nie jest takie proste.
30 tydzień
Ale ten czas leci! Za nami trzy czwarte ciąży. Mogę zostać ojcem już za dwa miesiące! Brzuch Małgosi dosłownie rośnie w oczach. Coraz częściej myślę o tym, jak będzie wyglądało nasze życie po narodzinach dziecka.
Małgosia uważa, że powinienem więcej czytać, ale książkowa teoria do mnie nie przemawia. Dlatego biorę na spytki, kogo się da z moich kolegów i koleżanek, którzy mają już dzieci. Podpatruję, jak sobie radzą w nowej sytuacji, jak organizują sobie dzień. Pytam, kiedy wstają, ile czasu spędzają w pracy, czy doba starcza im jeszcze na jakiejś rozrywki, np. czy chodzą do kina. Gromadzę sobie w głowie ich doświadczenia i obserwacje. To będzie mój minipodręcznik bycia ojcem.
Rodzice lepiej... pracują
Widzę na przykład, że moi koledzy z firmy, którzy mają dzieci, o wiele efektywniej wykorzystują swój czas. Nie rozmawiają na tematy niezwiązane z pracą, nie chodzą na kawę w przerwie między zadaniami, nie robią sobie żadnych odpoczynków. Skupiają się na pracy, którą mają wykonać, żeby jak najszybciej skończyć i wrócić do dziecka.
Do tej pory beznadziejnie organizowałem sobie zajęcia w firmie. Siedziałem w pracy po godzinach, żeby nadrobić zaległości. Mam nadzieję, że to się jednak zmieni, kiedy zostanę ojcem.
Dziecko na pewno będzie najważniejsze w moim życiu. Ale obiecuję sobie, że mimo to nasz świat się na nim nie skończy. Że nie stracimy kontaktu z przyjaciółmi. Że będziemy pamiętać o tym, że poza wychowywaniem dziecka też jest życie. Więc czasem pójdę na piwo albo na mecz, a Małgosia spotka się z przyjaciółkami. Taką mam nadzieję.
Tomasz Sakowski