Dwie ciąże

Oto dwie prawdziwe historie dwóch ciąż naszych czytelniczek. Przeczytajcie i sprawdźcie, czy czułyście tak samo...
/ 15.01.2007 13:34
Kiedy tak naprawdę zaczyna się życie? Niektórzy uważają, że życie zaczyna się dopiero po trzydziestce. Inni, że dni, miesiące czy lata nabierają kolorów zaraz po ślubie. A jeszcze inni, że urosły im skrzydła, gdy... test ciążowy pokazał dwie kreski! I właśnie dzięki tym różowym przecinkom nasze bohaterki – Wioletta i Ania – uniosły się nad ziemią. Bo są szczęśliwe jak nigdy w życiu. Bo będą miały ślicznego dzidziusia.


Wioletta, 38. tydzień ciąży

Swoją przygodę z ciążą zaczęła od kupienia zeszytu w twardej oprawie. Napisała w nim: Dziś dowiedziałam się o twoim istnieniu. Chcę ogłosić to światu, ale boję się zapeszyć”.
Pamiętam, jak wiele lat temu mówiłam do swojej babci: Wolałabym iść do wojska, niż urodzić dziecko. Mam pomysł. Ty mi urodzisz, gdy dorosnę!”. Mój zegar biologiczny odezwał się dopiero w pewnym nadmorskim miasteczku, gdy w drzwiach pojawił się On. Pomyślałam: To będzie mój mąż i ojciec moich dzieci”. Ale tak bardzo potrzebowałam stabilizacji... Na maluszka chciałam się zdecydować, kiedy poczuję się bezpiecznie. I nadszedł ten czas. Przez ostatni rok badałam się, czytałam fachowe książki, robiłam pomiary, zadręczałam wszystkie matki, liczyłam dni i godziny. Uff! Poznałam swój organizm od podszewki. Dopiero wtedy niczym rasowy reproduktor przystąpiłam do działania! Mój kochany nie protestował, tylko z niepokojem przyglądał się, gdy leżałam z nogami do góry. Mijały miesiące... Aż pewnego dnia zorientowałam się, że moje piersi są inne. Bolały. Trzęsącymi się rękoma rozpakowałam test. Po kilkunastu sekundach już wiedziałam. Usiadłam w kucki koło łóżka i rozpłakałam się. Mąż obudził się nagle, jakby wiedział. Zerknął na test i wyciągnął ramiona: Gratuluję, mamusiu!. Gratuluję, tatusiu! – wsunęłam się pod kołdrę. Leżeliśmy tak w milczeniu, szczęśliwi. To było kilka miesięcy temu. Teraz wracam do pustego mieszkania – Łukasz wyjechał do pracy za granicę. Jestem sama. Każdego wieczoru czekam na sen. Dręczą mnie koszmary. Drzemka o świcie kończy się wołaniem pęcherza. Wynurzam się z sypialni i niczym kowboj na szeroko rozstawionych nogach człapię do toaletowego saloonu. Leżąc w łóżku, chwytam wędrujący brzuch, głaszczę twarde kosteczki dziecka, witam się z nim i śmieję na głos, gdy odpowiada kopniakiem. A potem posyłam telefoniczny sygnał do mężusia. I za ten poranny śmiech nie oddałabym tych kilogramów, przepukliny, żylaków, zgagi, bezsenności i tęsknoty za Łukaszem. Bilans zawsze jest na plus.

Jest tak cudnie gruba! Wioletta żartuje, że bez lusterka nie ma kąpieli w wannie – z jego pomocą może sterować mycie niewidzialnych od jakiegoś czasu części ciała.



Anna, 11. tydzień ciąży

Tym, że będą mieli dziecko, byli tak zaskoczeni, że wieczór spędzili naÉ balkonie. Nie byli w stanie rozmawiać. Gdy tak długo, bardzo długo milczeli, ich serca powoli wypełniała radość.
Nie potrafiliśmy zebrać myśli. Nie wiedzieliśmy, jak się zachować – przecież to nasze pierwsze dziecko. Tyle emocji. Jeszcze przed ślubem rozmawialiśmy o maluszku. Pamiętam taki wieczór – byliśmy na działce, rozpaliliśmy ogień w kominku, było tak romantycznie. Wtedy Paweł powiedział słowa, które na zawsze pozostaną w moim sercu: Wiesz, fajnie jest głośno powiedzieć: chcę mieć dziecko”. Wzruszyłam się. Byłam taka szczęśliwa – wiedziałam, że Paweł chce tego samego, co ja, że jest właśnie TYM mężczyzną. Nie myśleliśmy, że uda nam się tak szybko. Bo po pierwsze, leczyłam się hormonalnie, a po drugie, oboje mamy stresującą pracę, która pochłania większość naszego czasu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że być może na dziecko przyjdzie nam trochę poczekać. Wróciliśmy z podróży poślubnej. Właściwie nic nie wskazywało na to, że jestem w ciąży, ale jednak kupiłam test. Pierwszy raz w życiu.
I od razu taka wiadomość!!! Na dwie kreseczki nie czekałam długo. Może 30 sekund? Zawołałam Pawła, pokazałam mu test. Byłam niepewna wyniku, ale kiedy zobaczyłam jego minę i nieśmiałe, ale bardzo radosne spojrzenie, poddałam się uczuciu. Przytuliliśmy się. To był piątkowy wieczór, a sobotę mieliśmy spędzić z przyjaciółmi. Ognisko, kiełbaski, coś do picia. Niektórzy zauważyli, że nie piję alkoholu, ale nikt nic nie podejrzewał. No, może moja przyjaciółka. Na przywitanie mocno mnie przytuliła, a ja syknęłam z bólu. To przez piersi! Aby podzielić się wiadomością, potrzebowałam potwierdzenia – USG. Na ekranie monitora pojawiła się duża czarna plamka, a w niej mniejsza – biała. Kilka razy upewniałam się, czy jestem w 6–7. tygodniu ciąży. Doktor włączył głośniki i usłyszałam bicie. Mam dwa serca! Nie mogłam się skoncentrować. Czy mój organizm zaakceptuje maleństwo? Czy będzie zdrowe? I wreszcie, czy już zawsze będę mieć ochotę wyłącznie na ogórki i śledzie?

Co kryje ten jeszcze malutki brzuch? Ania jeszcze nie wie, czy urodzi syna, czy córkę. Ma jednak przeczucie, że będzie chłopak! Imię? Nie zastanawiała się nad tym. Najważniejsze, żeby urodził się zdrowy.

Spisała: Tatiana Audycka