Rzodkiewki... z ołowiu

"Zobacz, jakie piękne te rzodkiewki! Prosto z działki" – mówi ciocia. – Rzeczywiście piękne. Z działki... w samym centrum Warszawy.
/ 16.03.2006 16:57
 
Najbardziej zanieczyszczony region Polski to Śląsk. Ziemia jest tu po prostu przesycona metalami ciężkimi. Równie źle sprawa wygląda na Podbeskidziu. W tych rejonach w ogóle nie powinno się uprawiać marchewki, pietruszki, buraków, kapusty, selera, sałaty i wielu roślin pastewnych. Bo chłoną zanieczyszczenia jak gąbka. Tymczasem połowę województwa śląskiego stanowią plantacje warzyw oraz sady.
Na Podbeskidziu specjaliści radzą działkowiczom, którzy utrzymują się ze sprzedaży warzyw własnej produkcji, by zajęli się raczej uprawą wikliny, lnu, konopi albo rzepaku.
Warszawskie ogródki działkowe stanowią 2,9 procent powierzchni stolicy. To prawie 1400 hektarów. Mówi się o nich „zielone płuca miasta”, bardziej przypominają jednak płuca biernego palacza. Filtrując zatrute powietrze, zatrzymują najgroźniejsze trucizny. Dlatego żyje nam się trochę zdrowiej. Pod warunkiem, że nie jemy roślin, które przefiltrowały ołów, kadm, miedź. Zjadać rzodkiewkę z ogródków działkowych w centrum miasta, to tak jakby żywić się na hałdzie odpadów z kopalni. Naukowcy z puławskiego Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa na podstawie badań wykonanych w 2000 r. uznali, że 30 proc. stołecznych gleb odbiega od stanu normalnego, a 3 proc. ogródków działkowych jest silnie zanieczyszczonych. Zwłaszcza te, które położone są przy głównych traktach komunikacyjnych, w pobliżu dzikich wysypisk śmieci i na terenach dawnych fabryk.

Co nas truje i dlaczego
Ścieki, deszcze, z którymi opadają pyły. Wiatr rozwiewający zanieczyszczenia z hałd, spaliny samochodowe. Oto główne przyczyny skażeń gleby. Samochód osobowy produkuje rocznie prawie tonę spalin, zawierających około tysiąca trujących związków chemicznych.

 
W spalinach i pyłach motoryzacyjnych oprócz ołowiu znajduje się także kadm, nikiel, chrom. Największe stężenie w glebie pierwiastków niebezpiecznych dla zdrowia notuje się w pobliżu hut, zwałowisk odpadów i często uczęszczanych tras. Stąd trafia do ziemi najwięcej ołowiu, kadmu, rtęci, niklu, kobaltu, chromu i miedzi. Dlatego uprawę warzyw powinno się prowadzić przynajmniej w odległości 100–120 m od jezdni. Z badań wynika, że do zneutralizowania zawartego
w glebie kadmu czy ołowiu ziemia potrzebuje nawet 400 lat! Tymczasem wiele skażeń
to „spuścizna” przemysłowa po burzliwym, industrialnym XX wieku. Na takich glebach można hodować jedynie kwiaty. Zdarza się jednak, że i one na znak protestu zmieniają barwę.

Czyste i bezpieczne
Pocieszające może być to, że do obszarów o silnym zanieczyszczeniu należy 20 proc. ziem w Polsce. Wolne od skażeń są m.in. niziny, Mazury, ściana wschodnia, północ i zachód kraju. Tak wynika z badań ekspertów przeprowadzonych na podstawie 50 tys. próbek z wierzchnich poziomów gleb całego kraju. Zdaniem Tomasza Stuczyńskiego, kierownika Zakładu Gleboznawstwa, Erozji i Ochrony Gruntów
w Puławach, możemy mieć do czynienia z zanieczyszczeniami lokalnymi. Zazwyczaj wynikają one z niewłaściwej gospodarki odpadami albo też z nieodpowiedniej działalności zakładów przemysłowych. Aby się upewnić, czy ziemia jest nieskażona, dobrze poddać ją po prostu odpowiednim badaniom

Marchew z atestem
Jak się uchronić się przed skażonymi warzywami? Najlepiej, zwłaszcza z myślą
o dzieciach, kupować warzywa i owoce w sklepach, które zaopatrują się w gospodarstwach ekologicznych (adresy takich sklepów znajdziesz na stronie www.ekoglob.most. org.pl/sklepy). W stosunku do żywności ekologicznej normy zawartości substancji szkodliwych, których przekraczać nie wolno, są dokładnie określone. Producenci muszą również bardzo szczegółowo przestrzegać metod uprawy roślin. Ekologiczne produkty powinny mieć atest Ekolandu, organizacji zrzeszającej rolników produkujących zdrową żywność. Marchewka z taką „metką” na pewno nam nie zaszkodzi.

Olga Woźniak/ Przekrój

Redakcja poleca

REKLAMA