Umowy dzieło i zlecenia określa się niechlubnym mianem „umów śmieciowych”. Jakie są główne wady tej formy zatrudnienia? Ile oszczędza pracodawca, który zatrudnia „pracowników nieoskładkowanych”?
Fot. Depositphotos
W ostatnim czasie głośno zrobiło się wokół umów śmieciowych. Najpierw rząd podjął dyskusję wobec „ozusowienia” umów cywilnoprawnych, a za chwilę wycofał się z tego pomysłu, twierdząc, że zwiększyłoby to koszty pracy i w konsekwencji doprowadziło do jeszcze większego wzrostu bezrobocia.
W swoim wystąpieniu premier tłumaczył, że czas, „w którym Polacy każdego dnia troszczą się o to, aby utrzymać pracę, to nie jest czas, aby podrażać koszty pracy (…) Będzie robił wszystko, aby żadna decyzja w parlamencie, czy rządzie nie doprowadziła automatycznie do likwidacji jakiegokolwiek miejsca pracy lub jakiejkolwiek formy zarabiania.”
Z jednej strony – lepiej mieć taką pracę, niż nie mieć jej wcale. Z drugiej zaś – pracować tak kilka lat bez prawa do choroby, urlopu, macierzyństwa – to czysty wyzysk...
Główne wady umów śmieciowych:
- pracownicy zatrudnieni na umowę o dzieło nie mają odprowadzanych żadnych składek z tytułu ubezpieczenia społecznego - emerytalnych, rentowych, zdrowotnych, wypadkowych i chorobowych. W przypadku umów zlecenia odprowadzane są tylko niektóre składki (emerytalna, rentowa i zdrowotna), pod warunkiem, że pracownik nie jest studentem, skończył 26 lat i nie pracuje nigdzie na umowę o pracę;
- pracownicy nie mają prawa do urlopu wypoczynkowego i chorobowego, nie mają macierzyńskiego, tacierzyńskiego i wychowawczego. Jeśli chcą mieć dzień wolny, muszą umówić się na to z pracodawcą i wówczas nie zarabiają;
- pracodawca zawsze ma prawo zwolnić pracownika (w przypadkach spornych pracownik nie może dochodzić swoich praw przed sądem pracy);
- taka praca nie wlicza się do stażu pracy. Pracownik po latach pracy na umowie śmieciowej zaczyna zawsze od zera;
-
zdarza się, że pracodawcy wykorzystują pracowników na umowach śmieciowych. "Śmieciowi" pracują tak samo jak pracownicy na umowach o pracę, tzn. mają stałe godziny pracy, to samo miejsce pracy, i takie same obowiązki.
Umowa o dzieło, w odróżnieniu od umowy o pracę oraz umowy zlecenia, jest umową rezultatu. Czynności osoby przyjmującej zamówienie powinny doprowadzić do powstania konkretnego efektu (dzieła), np. sporządzenie projektu, napisanie artykułu na zadany temat. Pracownik może wykonać go w domu, nie pojawiając się w biurze, sam organizować sobie pracę i decydować, ile czasu na niego poświęci. Z tego względu niektóre czynności, np. obsługa sekretariatu, codzienna praca w redakcji gazety w ogóle nie mogą być przedmiotem umowy o dzieło! A często tacy prawnicy pracują osiem godzin, od 7-15 i zajmują się wieloma różnymi obowiązkami. - osoba zatrudniona na umowie śmieciowej nie ma prawa zarejestrować się jako „bezrobotna” w Urzędzie Pracy;
- nie może wziąć kredytu;
- musi samodzielnie odkładać na emeryturę;
- zarobki zwykle są niższe niż osób zatrudnionych na umowę o pracę. „Płace na śmieciówkach są zwykle śmieciowe”.
Co na to pracodawcy?
Twierdzą, że taka forma zatrudnienia jest dużo bardziej elastyczna. Dzięki umowom o dzieło wielu młodych ludzi znalazło swoją pierwszą pracę, dojrzali dorabiają sobie w ten sposób do pensji, a firmy są w stanie stworzyć więcej miejsc pracy, niż gdyby oferowali pracownikom etaty. W przypadku umowy o pracę całkowity koszt pracodawcy jest około 23% wyższy od np. kosztów związanych z zatrudnieniem osoby poprzez umowę o dzieło. Poza tym pracodawcy mają pracownika cały czas - nie może pójść na płatne chorobowe, urlop macierzyński, itp. Gwarantuje to im pewną stabilizację.
Protesty
W odpowiedzi na to wystąpienie Donalda Tuska, w którym określił, że nie będzie opodatkowania umów śmieciowych, Solidarność i związki zawodowe wystosowały protest, broniąc interesu czterech milionów Polaków pracujących na umowach śmieciowych. Na ulicach pojawiły się bilbordy, a w kinach filmy obrazujące krzywdę ludzi pracujących na „śmieciówkach”. Polska jest liderem w Europie, jeśli chodzi o te formy zatrudnienia.
Na stronie internetowej Solidarności można przeczytać, że praca na umowy śmieciowe to „zgodny z prawem wyzysk. (…) Przez to, że te umowy są znacząco tańsze, pracodawcy w sposób patologiczny je nadużywają. (…) Z pozycji pracownika nie ma znaczenia, czy pracuje on na „śmieciówce”, czy na czarno. I w jednym i drugim przypadku, pozbawiony jest większości praw. Co gorsza traci nie tylko pracownik, ale i my wszyscy. Powszechność stosowania umów śmieciowych kosztuje nas obywateli wiele miliardów złotych rocznie."
Czy Solidarność wywalczy choć częściowe opodatkowanie umów śmieciowych? Wielu osobom pewnością zmieniłoby to byt. Szczególnie w branżach: telekomunikacyjnych, informatycznych, dziennikarskich, artystycznych i w sektorach ubezpieczeniowych i konsultingowych, ale także i w wielu innych.