Szósta dwadzieścia rano. Bożena Serowaniec wychodzi z domu do pracy. Do piętnastej musi odwiedzić swoje trzy podopieczne, a każdej z nich pomóc w codziennych czynnościach i pielęgnacji. Kilka minut przed siódmą jest już u pierwszej z nich. Choć to dopiero początek dnia, starsza pani już od dawna czeka na opiekunkę.
– Nareszcie! – cieszy się, kiedy ta podaje jej śniadanie i pomaga w porannej toalecie. Pani Bożena wykonuje to starannie, ale szybko. Bo za godzinę powinna być już u następnej podopiecznej. A po drodze musi jeszcze kupić chleb, mięso, ziemniaki, warzywa – bo tej ostatniej chorej przygotowuje obiad. Sprząta też u niej i znów pędzi. W południe jeszcze raz zagląda do pani Krysi, która jest osobą samotną i pani Bożena jest dla niej kimś więcej niż tylko opiekunką.
– Pani Krysia potrzebuje ze mną po prostu porozmawiać czy poczytać wiersze, które uwielbia
– opowiada pani Bożena.
Od pani Krystyny wraca jeszcze do pierwszej podopiecznej, aby podać jej odebrany ze stołówki obiad. Potem znów wpada do drugiej pani. Zabiera ją na spacer, czasem idą razem do lekarza czy apteki.
– Nie zdążę się obejrzeć, a już jest piętnasta – mówi opiekunka.
Choć praca wymaga sporego fizycznego wysiłku i czasem anielskiej cierpliwości, pani Bożena jest z niej bardzo zadowolona.
– Bo wiele otrzymuję w zamian – wyznaje. – I nie chodzi mi o materialne korzyści, ale o radość i satysfakcję, że robi się coś dla innej osoby, że można komuś pomóc i czuć się mu naprawdę potrzebnym. Kimś bliskim...
Dzieci poszły do szkoły, a ja zostałam sama w domu
Jako opiekunka osób starszych pani Bożena pracuje od trzech lat. Wcześniej, właściwie przez całe życie, zajmowała się domem i wychowywaniem dzieci – dziś dorosłych już trzech synów. Byt rodziny zabezpieczał mąż, operator dźwigu.
– Z zawodu jestem dziewiarką – mówi. – Ale nie miałam okazji pracować w tym fachu. Przy trójce dzieci nawet nie myślałam o etacie!
Kiedy jednak chłopcy poszli do szkoły średniej, pani Bożena postanowiła poszukać pracy.
– Niestety, w Kwidzynie, gdzie mieszkamy, nie jest łatwo o zatrudnienie, zwłaszcza osobie po czterdziestce, bez doświadczenia zawodowego – wzdycha.
Udało jej się w końcu znaleźć fizyczną pracę przy taśmie. Na krótko jednak. Po trzech miesiącach podziękowano jej.
– Byłam załamana – wspomina. – Czułam się bezużyteczna...
Któregoś dnia spotkała koleżankę, która pracowała w firmie „Pomocna dłoń” jako opiekunka osób starszych. „Może i ja mogłabym spróbować?” – pomyślała wtedy. Wybrała się do biura firmy. Miała ogromne szczęście, bo akurat odbywał się nabór na kurs na asystenta osoby starszej. Organizowało go Towarzystwo Edukacyjne „Wiedza Powszechna” z Gdańska.
Pani Bożena skorzystała więc ze szkolenia, za które nie musiała płacić ani złotówki, bo było ono w całości finansowane z Programu Kapitał Ludzki i uzyskało aż 85 % dotacji z Funduszy Europejskich, a pozostałe 15 % pochodziło z budżetu państwa.
– Dzięki unijnej dotacji mogliśmy przeszkolić aż 45 kobiet z okolic Kwidzyna, które zyskując nowy zawód, dostały szansę na znalezienie pracy – mówi Anna Odrobińska, wiceprezes „Wiedzy Powszechnej”. – Projekt skierowany był do kobiet w wieku 18–59 lat, pozostających bez zatrudnienia, które pierwszy raz wchodziły na rynek pracy, nie mogąc wcześniej znaleźć etatu w swoim zawodzie, oraz takich, które opuściły go z różnych przyczyn, np. z powodu urodzenia i wychowywania dziecka. Większość absolwentek znalazła zajęcie w nowym zawodzie.
To była już trzecia edycja projektu „Asystent osoby starszej”, wcześniej przy wsparciu Funduszy Europejskich zawód ten zdobyło kilkadziesiąt innych pań z województwa pomorskiego.
Szkolenie trwało trzy miesiące, w każdą sobotę i niedzielę. Były zajęcia z udzielania pierwszej pomocy, pielęgnacji osoby starszej, psychologii, dietetyki i higieny żywienia w starszym wieku. Kurs zakończył się egzaminem. Pani Bożena zdała go celująco i stała się profesjonalną opiekunką.
Najtrudniej jest pożegnać się przed świętami
Z miejsca została zatrudniona w „Pomocnej dłoni”, świadczącej usługi opieki nad osobami starszymi w domu i współpracującej z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej.
– Wśród 75 opiekunek, które zatrudniam, jest siedem pań po kursie dotowany przez Unię Europejską – mówi Małgorzata Lemańczyk, właścicielka „Pomocnej dłoni”. – Było to szkolenie na wysokim poziomie, panie są po nim prawdziwymi profesjonalistkami. To wspaniale, że za unijne środki można przeprowadzać takie kursy, które dają ludziom szansę na pracę.
– I to jaką pracę! – dodaje zadowolona pani Bożena. – Nie wyobrażam sobie żadnej innej! Chociaż czasem kosztuje mnie ona sporo emocji... – przyznaje.
Najtrudniej jest jej pożegnać się z podopiecznymi przed świętami.
– Niektóre są samotne – mówi. – Ja im wszystko przygotuję, ale muszę wyjść i one zostają same. Nawet nie wiem, czego im wtedy życzyć... – szepcze, ukradkiem ocierając łzę. Najchętniej wzięłaby je wszystkie do swojego domu, ale nie jest to proste. Po świętach z radością biegnie więc do swoich podopiecznych, aby zacząć z nimi zwyczajny dzień.
Monika Wilczyńska / Przyjaciółka