Z głową w chmurach

Czy umiesz zresetować swój organizm, by naprawdę odpocząć?
/ 11.04.2008 15:54
 
Co robić, aby zachować powakacyjną energię na dłużej, i jak dbać o siebie, by praca nie okradała nas ze wszystkich sił? Rozmawiamy o tym z Wojciechem Eichelbergerem, założycielem Instytutu Psychoimmunologii IPSI – ośrodka uczącego ludzi radzić sobie ze stresem.

Iwona Zgliczyńska: Dlaczego tydzień po wakacjach czujemy się znowu zmęczeni?
Wojciech Eichelberger: Jeśli ktoś nie dba o to, by doładowywać swoje „akumulatory” na bieżąco, to jego dobowy bilans energetyczny staje się ujemny. A przecież nasz organizm potrzebuje energii, żeby żyć. Skądś ją więc musi wziąć. Wtedy zapożycza się w tzw. urodzeniowych zapasach energetycznych. Z czasem powstają ogromne deficyty energii życiowej. W ciągu dwóch tygodni trudno je nadrobić. Dlatego niektórzy, wracając z krótkich wakacji, czują się szybko zmęczeni. Co ciekawe: naukowcy obliczyli, że gdybyśmy potrafili zarządzać naszym energetycznym potencjałem w oszczędny sposób, to moglibyśmy żyć nawet 120 lat.
Oznacza to, że każdego dnia powinniśmy bilansować wysiłek proporcjonalną dawką odpoczynku. Ale to jest dziś nierealne. Model 3 x 8 to trudno osiągalny ideał. W ten sposób żyli nasi pradziadowie: osiem godzin poświęcali na sen, osiem na pracę i osiem na relaks lub dla rodziny. Dziś te proporcje zaburzyły się. Niektórzy pracują 16 godzin, w stanie maksymalnej mobilizacji.

- Jak długo powinien trwać urlop?
Jeśli ktoś nie bierze nadgodzin i znajduje codziennie czas na odpoczynek, to dwa tygodnie wystarczą, by wypocząć. Pracoholik zaś ma dwa rozwiązania. Najlepiej, by wziął trzytygodniowy urlop. Jeśli to niemożliwe, to raczej krótkie trzy-, czterodniowe wypady, ale wtedy dość często. Wprawdzie nie pozwolą na nadrobienie energetycznych deficytów, ale dadzą odrobinę wytchnienia.

- Jak pracoholik zachowuje się podczas urlopu?
To oczywiście uproszczenie, ale w pierwszym tygodniu zwykle jest detoks. Pracoholik cierpi podobnie jak alkoholik, który odstawił używkę. Lęki, bezsenność, napięcia… I marzenie, żeby ktoś pozwolił wrócić do pracy. Ten czas trzeba dzielnie przetrzymać. Znajoma opowiadała, że przez pierwszy tydzień urlopu odmawiała kontaktu z rodziną, nie brała udziału w zabawach towarzyskich. Leżała i czytała książki.
Osoby, których praca polega na licznych kontaktach z ludźmi, które odbierają dziesiątki telefonów, potrzebują raz na jakiś czas się wyłączyć. Ich umysł musi zawęzić pole świadomości, by się zresetować. Tak jak komputer, zawieszając się.

- Czyli ta osoba usłyszała od swojego organizmu: zatrzymaj się?
Albo usłyszała, albo potrzeba organizmu wzięła nad nią górę. Gdy nasze ciało poczuje się zagrożone, potrafi dyktować warunki. Albo czegoś żąda, albo zaczyna chorować. I w końcu wymusza, by się nim zaopiekować. Przed wyjazdem wszystko trzeba dopiąć na ostatni guzik. Pełna mobilizacja w pracy, a pierwszego dnia wakacji – infekcja. Dopóki jesteśmy w ogniu walki, działamy na najwyższych obrotach – to siła woli i adrenalina nie pozwalają infekcji się rozwinąć, a ciału wypocząć. Kiedy odpuszczamy napięcie, musimy spłacić długi. Chorujemy.

- A drugi tydzień pracoholika?
To odwyk. Wtedy dolegliwości fizyczne nie są już tak dotkliwe. Ale doganiają go różne smutki, uczucia. Dopiero trzeci tydzień to szansa na głęboki odpoczynek. Kolejna znajoma (zapracowana kobieta) w pięknej scenerii na Teneryfie, u boku ukochanego mężczyzny płakała kilka dni. Twierdziła, że bez powodu… Pewnie dogoniło ją to, na co nie wystarczało jej czasu, przed czym uciekała. Ludzie są tak bardzo zapracowani, że na co dzień nie zaspokajają swoich najbardziej podstawowych potrzeb emocjonalnych. Być może tej kobiecie ktoś kiedyś zrobił przykrość? Albo na jej oczach komuś innemu coś niemiłego się przydarzyło? Coś, czego ona nie miała czasu przeżyć, przemyśleć, doświadczyć. Takie niezakończone sprawy odkładają się w podświadomości i prędzej czy później doganiają: domagają się wyrazu, dokończenia… Nasze ciało i umysł muszą się resetować emocjonalnie. Jeśli nie przeżywamy i nie wyrażamy na bieżąco, nie oczyszczamy się. Skumulowane negatywne emocje mogą doprowadzić do zaburzeń funkcji niektórych organów, a nawet do zmian w ich strukturze.

- Ma Pan na myśli nowotwory?
To się zdarza tylko w ekstremalnych przypadkach. Częściej dochodzi do somatyzacji typu: zaburzenia snu, trawienia, nadciśnienie. To może mieć swoje przyczyny w „niezmetabolizowanych” emocjach. Podkreślam: może, a nie: musi! Choć dziś mamy stanowczo zbyt mało czasu na przemyślenie, przeżycie i odreagowanie ważnych doświadczeń. A jeśli latami ignorujemy odpoczynek i nie pozwalamy sobie czuć, płakać? Może dojść do wyczerpania energetycznego lub depresji.

Iwona Zgliczyńska