Dokładnie dwa miesiące temu wydarzyło się coś dziwnego. Tamtego dnia wróciłem do domu grubo po północy, bo razem z ziomkami wybraliśmy się do miasta, żeby trochę się zabawić. Po cichu przekręciłem klucz w zamku, myśląc, że rodzice od dawna słodko śpią. Ale gdzie tam! Ledwo przekroczyłem próg, a oni od razu dopadli mnie jak jakiegoś złodzieja i niemal siłą usadzili na krześle w kuchni.
– O co chodzi?! Przecież ogarnąłem wszystko przed wyjściem, tak jak zawsze… – próbowałem się tłumaczyć. – Czego ode mnie chcecie?
Spodziewałem się, że starzy znowu zrobią mi burę o to, że się obijam i olewam robotę w gospodarstwie. Nie powiem, tak czasami było, ale akurat teraz mogłem spojrzeć w lustro z czystym sumieniem.
– Ale tu nie chodzi o to – wypalił ojciec.
– Nie? A o co w takim razie? – zdziwiłem się.
– Dzisiaj wpadł do mnie ojciec Ewki. Wkurzony jak jasna cholera – ojciec urwał.
– No i? – ciągle nie załapałem, o co biega.
– No i gadał, że jego Ewka jest z tobą przy nadziei. Więc chciałem wiedzieć, czy to w ogóle jest możliwe – stary palnął prosto z mostu.
Zdarzyło mi się pójść do łóżka z Ewką
Totalnie mnie zamurowało. Latała za mną jak głupia, robiła słodkie oczka, gadała coś o miłości i inne bzdety. Jakoś nie umiałem powiedzieć „nie”. W sumie jaki normalny facet na moim miejscu by się powstrzymał? Ta laska miała absolutnie wszystko, co trzeba. Ale żeby od razu taki numer?! Nie, to po prostu nie może być prawda.
– Skąd niby ta pewność, że akurat ja jestem tatusiem?! – uniosłem się.
– Ewka nie ma wątpliwości. No to jak będzie? Przyznajesz się czy nie? – ojciec nie odpuszczał.
– A nawet jeśli ma rację, to co z tego? I tak nie masz nic do gadania – czułem, jak jeżą mi się włosy na karku. Nie miałem zamiaru zwierzać się tacie ze szczegółów moich spotkań z laskami.
– Tu się grubo mylisz, synu. Dałem słowo jej ojcu, że jeśli to ty nabrudziłeś, to staniesz na ślubnym kobiercu. I to migiem, póki jeszcze nie widać u Ewki brzucha – ojciec spojrzał mi prosto w oczy, a ja oniemiałem.
Przez moment nie byłem w stanie nic powiedzieć, bo ojciec z tym całym ślubem wyskoczył. Z Ewką przed ołtarzem? Nigdy w życiu! Przecież ona w ogóle nie jest w moim typie… Zupełnie inna laska mi w oko wpadła, z sąsiedniej wioski. No i o Ewce, niestety, nie najlepsze plotki krążą.
– Ślub? Zapomnij, tato. Nie ma mowy – od razu mu powiedziałem, jak tylko głos odzyskałem. A on spojrzał na mnie wzrokiem bazyliszka.
– Nic z tego, synu. U nas w rodzinie żaden facet baby w ciąży nie rzucił. Żenisz się z nią i tyle, choćbym cię za fraki przed ołtarz miał zaciągnąć. Masz tydzień, żeby to przemyśleć. Jak nie, to wypad z domu – i jeszcze pięścią w stół przywalił.
Doszło wtedy między nami do potężnej awantury. Wydzierałem się, że nie dam ojcu wpływać na moje życie i wybierać dla mnie życiowej partnerki. On z kolei krzyczał, że nie pozwoli mi splamić dobrego imienia naszej rodziny. Obaj byliśmy uparci jak osły. Kto wie, może gdyby nie mama, to byśmy się nawzajem pozagryzali. Całe szczęście, że w porę zareagowała – zagnała ojca do pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Potem zaprowadziła mnie w ustronne miejsce, żebyśmy mogli porozmawiać w cztery oczy.
– Adam, musisz wziąć ślub. Ojciec cię wygoni, jeśli tego nie zrobisz. Dobrze wiesz, że on nigdy nie żartuje… – zaczęła go przekonywać.
– Mamo, ty też? Nie ma szans. Nie kocham Ewki. A tata niech robi, co mu się podoba – wtrąciłem się.
– Oj, przecież nie namawiam cię do małżeństwa na całe życie. Wystarczy na chwilkę – mama spojrzała w sufit. – Po paru miesiącach się rozstaniecie i tyle. Zawsze da się wymyślić jakiś powód do rozwodu.
– Chyba sobie żartujesz, mamo? – wytrzeszczyłem gały.
– Ani trochę. Kiedy czekaliśmy na twój powrót, dokładnie to wszystko przemyślałam. Posłuchaj, każdy będzie usatysfakcjonowany. Twój ojciec, bo dotrzyma danego słowa, ojciec Ewki, bo córka po rozwodzie z dzieciakiem to nie taka hańba jak pannica z bękartem. No i ja, bo w chałupie zapanuje spokój, a ty będziesz miał wolną rękę – perswadowała mi matka. I tak mnie namawiała, tak cisnęła, że w końcu obiecałem, że to rozważę.
Zastanawiałem się trzy dni i w końcu się zgodziłem
Szczerze powiedziawszy, w tamtym momencie nie dostrzegałem innej możliwości. Ojciec Ewki nieustannie kręcił się w pobliżu naszej chaty, żądając dotrzymania danego mu słowa. Ewka stała przy płocie, obrzucając mnie pełnymi pretensji spojrzeniami. Mój ojciec unikał ze mną kontaktu i wymownie zerkał na wiszący na ścianie kalendarz. Co innego mogłem zrobić? Byłem zmuszony ustąpić – dla dobra naszych bliskich i świętego spokoju. Pojechałem do pobliskiego miasta, kupiłem pierścionek zaręczynowy i zgodnie z tradycją poprosiłem Ewkę o rękę.
Radość naszych starych trwała całe dwa dni. Ojciec cieszył się, że ocalił dobre imię rodziny, a Ewki, że ludzie nie będą gadać na córkę, bo zdąży wziąć ślub przed urodzeniem dziecka. Jak Pan Bóg nakazuje. Zaczęło się szykowanie do ślubu i wesela. Ewka pojechała do miasta kupić białą suknię, a matki wzięły się za organizację przyjęcia. Mój ojciec ruszył w trasę, żeby przywieźć porządny bimber na stoły, bo nie może go zabraknąć. Pojechał aż pod Białystok, bo stamtąd podobno przywożą najlepszy.
Najbardziej problematyczna okazała się kwestia księdza. Początkowo drążył temat przyczyn pośpiechu ze ślubem, wspominał o konieczności wygłoszenia zapowiedzi i odbycia kursów dla narzeczonych. Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy otrzymał od nas fundusze na odnowienie kościelnych organów – nagle wszelkie formalności przestały mieć znaczenie. Ostatecznie termin ceremonii wyznaczono na pewien październikowy weekend.
Planowałem powiedzieć „tak” przed ołtarzem, ale..
Wydawało się, że wszystko jest już gotowe. Zarówno kościół, jak i remiza były pięknie udekorowane, kapela zamówiona, krzesła i stoły na swoich miejscach, a goście otrzymali zaproszenia. Jeszcze rankiem w piątek sądziłem, że dam sobie radę. Wytrzymam jakoś, odliczę do dziesięciu i wykrztuszę z siebie to sakramentalne „tak”. Ale im bardziej zbliżał się ślub, tym większe miałem wątpliwości. Coraz mocniej chciałem wykrzyczeć, że nie mam ochoty się żenić i po prostu zwiać.
Nie miałem w sobie dość śmiałości, żeby podjąć konkretne kroki. Gdzie niby miałbym pójść? W nieznane? Całe moje życie toczyło się tutaj, w tej miejscowości, gdzie się wychowałem. Snułem się po domu, nigdzie nie mogąc zagrzać miejsca na dłużej. Byłem przekonany, że nic już mnie nie uratuje. Przecież nie wierzę w cuda. Ale wtedy stało się coś niezwykłego. Zadzwonił telefon.
– Siema stary, doszły mnie słuchy, że się żenisz. I tak dumam, czy mam płakać, czy ci pogratulować – usłyszałem głos swojego najbliższego kolegi z czasów szkolnych.
Na początku skakałem z radości, bo od kiedy wyjechał w świat, praktycznie nie gadaliśmy ze sobą. Ale radość szybko mi przeszła.
– Nie nabijaj się ze mnie – burknąłem. – I w ogóle skąd wiesz o tym moim ślubie? Aż do Irlandii ta nowina dotarła?
– Matka mi powiedziała – odparł. – Wiesz, jaka ona jest. Ma info o wszystkim, co się w okolicy dzieje, lubi plotkować. No i rzuciła mi parę faktów. Niezły burdel z tego wyszedł. Jesteś pewny, stary, że chcesz w to wchodzić? Akurat ta Ewka… – urwał.
– I co ja mam teraz począć? Jeśli się nie ożenię, to mój ojciec mnie wydziedziczy, a jej ojciec mnie zamorduje – wydusiłem z siebie z ciężkim westchnieniem.
– Eee, daj spokój, nie jest tak tragicznie. Wskakuj w pierwszy lepszy samolot i uciekaj na koniec świata. Albo lepiej, przyjedź do mnie do Irlandii. Coś tu dla ciebie wykombinuję. Przekonasz się, tu jest ekstra – dorzucił.
No i dałem nogę. Tak jak stałem, wskoczyłem do auta. Zdezorientowanemu staremu rzuciłem tylko przez ramię, że jadę do miasta na wieczór kawalerski.
– Tylko nie przesadź z piciem. Żebyś jutro nie poplątał przysięgi przed ołtarzem. To najważniejszy dzień w twoim życiu – pogroził mi palcem.
Kiwnąłem głową i pomaszerowałem do przodu. Po czterech godzinach byłem już na warszawskim lotnisku, gdzie kupiłem bilet na pierwszy samolot lecący do Irlandii. Od tego momentu upłynął już tydzień. Pomieszkuję u kumpla na Zielonej Wyspie, rozglądam się za jakąś pracą i rozmyślam, co się teraz dzieje w mojej rodzinnej miejscowości.
Znając życie, Ewka płacze, a jej ojciec biega z siekierą, mając nadzieję, że gdzieś mnie dopadnie, a matka pewnie narzeka na los. A mój stary? Zapewne w domu popija bimber z wesela i grozi, że mnie na oczy widzieć nie chce. Jakoś dam radę to przetrwać, tym bardziej że w ogóle nie planuję powrotu. Na pewno nie po tym wszystkim, co się wydarzyło.
Adam, 25 lat
Czytaj także:
„Nauczycielka syna szukała przygód wśród rodziców. Tak długo kusiła i uwodziła, aż jeden z tatusiów wpadł jej do łóżka”
„Brat przyłapał mnie w łóżku z jego żoną. Wybaczył mi dopiero po kilku latach, gdy uratowałem mu życie”
„Chciałam dorównać byłej męża. Wiedziałam, że wróciłby do niej, gdyby tylko kiwnęła palcem”