Klaudia to moja szkolna miłość. Pobraliśmy się, gdy mieliśmy po 23 lata. Trochę szybciej, niż planowaliśmy, bo w drodze była już Zosia. Rzuciłem studia i zacząłem pracować w agencji reklamowej jako grafik.
W końcu miałem zostać mężem i ojcem, musiałem być odpowiedzialny. Po ślubie zamieszkaliśmy w małym mieszkanku, które odziedziczyłem po babci. A pięć miesięcy później urodziła się Zosia. Gdy tylko wziąłem ją na ręce, zrozumiałem, że dla tej maleńkiej istotki zrobię wszystko.
Gdy Zosia miała dwa lata, w naszej kawalerce zaczęło być nam ciasno. Usiedliśmy, policzyliśmy i postanowiliśmy kupić większe mieszkanie. Oczywiście musieliśmy wziąć kredyt, ale uznaliśmy, że damy radę. Gdy Klaudia już urządziła mieszkanie, zaczęła się nudzić.
– Darek, ja nie mam kontaktu ze światem. Ty w pracy całymi dniami siedzisz w necie, a ja? – marudziła.
Kupiłem wypasiony komputer i zainstalowałem internet. Klaudia była wniebowzięta. Kilka miesięcy później zorientowałem się, że żona coraz później kładzie się spać. Rano to ja dawałem Zosi śniadanie i w końcu zostawiałem ją przed telewizorem. Zdarzało się, że po powrocie z pracy znowu znajdowałem córkę przed telewizorem, a żonę przed komputerem. W zlewie piętrzyły się brudne naczynia, a w kątach zalegał kurz.
– Zosia, co na obiad? – zapytałem raz.
– Ja dostałam parówki.
Wkurzyłem się. To nie jest tak, że uważam, że sprzątanie i gotowanie to zajęcie kobiece. Ale ja pracowałem po 10–12 godzin na dobę, żeby utrzymać rodzinę. Gdybym chociaż wiedział, że żona zajmuje się cały czas córką, to nie miałbym pretensji… Parę razy próbowałem z Klaudią porozmawiać, ale bagatelizowała problem.
– Oj daj spokój, dzieci lubią parówki. Jutro zrobię spaghetti.
W jakiś weekend, gdy Klaudia poszła z Zosią na spacer, usiadłem przy komputerze. Okazało się, że żona zabezpieczyła swoje konto hasłem. W sumie bardzo mnie to nie zdziwiło. Podejrzewałem, że raczej nie czyta w necie o historii czy kulturze.
Tylko plotki, porady, takie bzdety. I pewnie trochę się tego wstydzi. Żeby nie uznała, że próbuję ją kontrolować, nie wspomniałem o swoim odkryciu.
We wrześniu Zosia poszła do przedszkola. Odwoziłem ją co rano po drodze do pracy. Nie miałem pojęcia, co Klaudia robi całymi dniami w domu. Obiadów już w ogóle nie gotowała, bo Zosia jadła w przedszkolu. W weekendy sprzątałem ja. A gdy miałem już tego dość i zrobiłem awanturę, usłyszałem:
– Nie krzycz na mnie, jestem w ciąży! To już trzeci miesiąc!
Klapnąłem na fotel z rozdziawioną gębą. Nie planowaliśmy jeszcze drugiego dziecka. Klaudia nie brała wprawdzie pigułek, mówiła, że jej szkodzą. I że w końcu kochamy się tak rzadko, że damy radę innymi metodami. Miała rację. W ostatnich miesiącach zdarzyło się nam kochać zaledwie kilka razy.
Pamiętałem ten ostatni. Przed dwoma miesiącami po raz pierwszy od dawna inicjatywa wyszła z jej strony. Byłem zaskoczony, ale bardzo mile zaskoczony. Objąłem Klaudię i pogłaskałam po głowie.
– No trochę mnie zaskoczyłaś, ale bardzo się cieszę – powiedziałem. – Jakbyśmy tak czekali z tym planowaniem, to pewnie Zosia zostałaby jedynaczką. Dobrze się stało.
Przez kolejne miesiące nie miałem już sumienia robić Klaudii wyrzutów. Pracowałem jeszcze dłużej, brałem dodatkowe projekty. Wojtuś przyszedł na świat kilka tygodni za wcześnie (przynajmniej według moich obliczeń). Na szczęście był duży i zdrowy. I bardzo kochany. Miał ciemne włoski, był zupełnie inny niż Zosia.
Pracowałem coraz więcej, przecież dzieci kosztują
Po urodzeniu Wojtka Klaudia przestała tak dużo czasu spędzać w internecie. Bardzo się ucieszyłem. Chodziła z synem na długie spacery, zdarzało się, że jak przywoziłem Zosię, to jeszcze nie było ich w domu. Wybaczałem żonie, w końcu wszystko lepsze, niż te godziny przed ekranem komputera. Tymczasem ja pracowałem coraz dłużej, brałem dodatkowe zlecenia. W końcu dzieci kosztują…
Boże, jaki ja byłem głupi. Nic nie widziałem i nie domyślałem się niczego! Minęły dwa lata. Tamtej soboty nie zapomnę do końca życia. Klaudia wróciła z Wojtkiem ze spaceru. My z Zosią graliśmy na dywanie w memory. Klaudia bez słowa włączyła telewizor.
– Zosiu, pooglądaj z bratem bajki. Rodzice muszą porozmawiać.
Spojrzałem zdziwiony na żonę, ale miała taki wyraz twarzy, że zrozumiałem, że to coś ważnego. Poszliśmy do kuchni.
– Piotrek, tego nie da się powiedzieć delikatnie, więc powiem wprost. Musisz się wyprowadzić. Od lat mam innego faceta. Kocham go i chcemy być razem. Tyle.
Opadłem na stołek. Pamiętam, że absurdalnie uczepiłem się tego fragmentu o wyprowadzce. Jakby wszystko inne było absolutnie zrozumiałe.
– Ja mam się wyprowadzić? Ja? Czy ty rozum postradałaś, kobieto?
Klaudia musiała mieć wszystko przemyślane od dłuższego czasu. Miała przygotowaną odpowiedź na wszystko.
– Chyba nie chcesz, żeby twoje dzieci trafiły do domu dziecka? Albo schroniska?
– Dzieci? To ty się możesz wyprowadzić, dzieci zostaną ze mną.
– Piotr, nie walcz ze mną, bo możesz stracić dużo więcej niż dom. Po prostu wyjdź. Spakujesz się jutro, jak przywieziesz Zosię z przedszkola. Jutro też skontaktuje się z tobą mój adwokat i wszystko ci wyjaśni. Sam zrozumiesz, że ze mną nie wygrasz. Za kwadrans przyjdzie tu Dominik, mój narzeczony. On jest kulturystą. Wyrzuci cię na zbity pysk.
Klaudia wyszła do dzieci. Siedziałem na tym zydelku i nie mogłem zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Jak, gdzie, kiedy? Siedziałem w kuchni przez 20 minut. Nagle zadzwonił dzwonek. Klaudia wpuściła kogoś do mieszkania.
Usłyszałem stłumione głosy. Po chwili w progu kuchni stanął podgolony osiłek z bicepsami jak bochny chleba. Gdzie ona go poznała? I od kiedy podobali jej się tacy faceci?
– Dobra, wiem że to pana mieszkanie, ale tak się składa, że Klaudia chce, żeby się pan wyniósł. A jej słowo jest dla mnie rozkazem – przemówił osiłek, po czym złapał mnie za ramię i próbował podnieść.
Szarpnąłem się.
– Ręce przy sobie. I w ogóle proszę się wynosić z mojego domu. Bo wezwę policję.
Sięgnąłem po komórkę. Nie zdążyłem jej nawet dobrze wyjąć z kieszeni, gdy osiłek wyrwał mi ją i rzucił na podłogę. Zerwałem się na nogi gotów do walki. Ktoś mnie szarpnął i byłem już na korytarzu. Zanim drzwi się za mną zamknęły, Klaudia rzuciła jeszcze we mnie moim telefonem.
– Masz – odezwała się. – Bo inaczej nie porozmawiasz z moim adwokatem.
Zostałem sam na pustej klatce. Na szczęście w kieszeni miałem kluczyki do auta. Poszedłem na parking, usiadłem w samochodzie i zagapiłem się przed siebie. Nie pamiętam, ile minęło czasu. Ale w końcu sięgnąłem po telefon, na szczęście działał. Zadzwoniłem do kumpla. Nie pytał o szczegóły. Gdy do niego dotarłem, na stole stała już półlitrówka. Rano obudziłem się na kanapie z potwornym bólem głowy.
Co? Na nią też mam płacić alimenty?! To granda!
Zosia! Przypomniałem sobie nagle. Kto ją odwiezie do przedszkola? Spojrzałem na zegarek. Minęła 10. Wtedy zadzwoniła komórka. To był adwokat. Zapraszał mnie do swojej kancelarii. Przez telefon nic mi nie powie.
Obiecałem, że będę za kwadrans. Zadzwoniłem do pracy i poprosiłem o urlop na życzenie. Z szafy Szymona wyciągnąłem jakąś czystą koszulę. Mecenas miał na biurku mnóstwo papierów.
– Proszę najpierw zapoznać się z tym dokumentem – podsunął mi jakieś pismo.
Musiałem przeczytać dwa razy, zanim zrozumiałem, o co chodzi. To był wynik testu na ojcostwo. Wynikało z niego, że nie ja jestem biologicznym ojcem Wojtka, a Dominik. Domyśliłem się, że to osiłek, który wyrzucił mnie poprzedniego wieczoru z mojego domu. Spojrzałem na adwokata, ręce mi się trzęsły. Ale nie dał mi dojść do głosu.
– Mam tu też oświadczenie pana żony, że jeżeli zgodzi się pan na rozwód na jej warunkach, to ona nigdy nie wystąpi o ustalenie ojcostwa Wojtka. Będzie pan nadal tatą Zosi i Wojtka, i będzie pan miał prawo ich widywać. A warunki pana żony są proste – adwokat uśmiechnął się lekko. – Zgodzi się pan na rozwód bez orzekania o winie. Będzie pan płacił alimenty na dzieci oraz żonie, dopóki nie wyjdzie drugi raz za mąż. Mieszkanie przypadnie pani Klaudii, ale pan będzie dalej spłacał kredyt. Dzieci będzie pan mógł widywać w co drugi weekend. Dostanie też pan prawo do połowy wakacji. Jakieś pytania?
Sam kupiłem jej przecież ten cholerny komputer
Patrzyłem na niego i zastanawiałem się, czy on sobie ze mnie kpi.
– Przepraszam, czy to jest jakiś żart? Żona mnie zdradziła, oszukała, a ja mam się wyprowadzić, utrzymywać ją i płacić kredyt za mieszkanie, w którym zamieszka ze swoim gachem? Czy pan sam siebie słyszy?
Adwokat z obleśnym uśmieszkiem pomachał mi przed nosem dokumentem.
– To pana wybór. Zależy, czy pan kocha synka wystarczająco mocno.
Nic nie podpisałem. Wybiegłem na dwór. Nie mogłem oddychać. Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Wczoraj miałem dom, rodzinę. Nagle nie mam nic. Zadzwoniłem do Olgi, najlepszej przyjaciółki Klaudii.
– Wiem, że wiesz – zacząłem od razu. – Ja też już wiem najgorsze. Nie wiem tylko, skąd Klaudia wzięła tego Dominika. Nikomu nie zaszkodzi, jak powiesz mi prawdę.
Olga chwilę milczała.
– Wiesz, że cię lubię. I nie podoba mi się, jak Klaudia chce się z tobą obejść. Zakochała się, to rozumiem. Ale to, co robi, to moim zdaniem zwyczajne świństwo. A Dominika poznała na portalu randkowym. No, przecież sam kupiłeś jej komputer…
Prawdopodobnie wiedziałem to od początku, tylko sam nie chciałem się przed sobą przyznać, jaki byłem głupi. Cholerny frajer. Wróciłem do Szymona. Wszystko mu opowiedziałem.
– Głupia suka – skomentował.
O Jezu, miał rację.
– W sumie to wcale nie jest głupia, a megacwana – poprawił się po chwili Szymon. – Ma cię w garści. Wiem, że najchętniej byś ją puścił w skarpetkach. Ale przecież kochasz Wojtka. Wyobrażasz sobie, że miałbyś go więcej nie zobaczyć?
Znowu miał rację. W nocy podjąłem decyzję. Jedyną słuszną. Od tamtych wydarzeń minęły dwa lata. Mieszkam w pokoju w służbowym mieszkaniu. To lokal dla ludzi z naszych lokalnych oddziałów, gdy przyjeżdżają do stolicy na kilka dni.
Firma pozwala mi tam waletować na stałe z litości. Po prostu przymykają oko. Sprzedałem samochód, bo mnie na niego nie stać. Żywię się zupkami w proszku. W weekendy znajomi zapraszają mnie na obiady.
Wiem od dzieci, że Dominik z nimi mieszka. Chyba nie pracuje nigdzie na stałe. Ale oczywiście ślubu nie biorą. Za moje pieniądze mają całkiem przyjemne życie. Gdyby chociaż Klaudia dotrzymywała ustaleń w sprawie dzieci. Ale gdzie tam.
W wakacje miałem je mieć w drugiej połowie lipca. Urlop zaklepałem już wiosną. Znajomi obiecali mi pożyczyć domek na Mazurach. Wszystko miałem zaplanowane. Odliczałem dni do tego wyjazdu…
– Zmiana planów! – oznajmiła mi Klaudia. – 15 lipca lecimy do Egiptu. Okazja się trafiła. Możesz mieć dzieci na początku sierpnia. Albo wcale, jak ci nie pasuje.
Na nic się zdały dyskusje, nie miała litości
W pracy nie udało mi się już zamienić na urlop. A i domek znajomych był w sierpniu zajęty. Na szczęście Szymon jechał w tym czasie na wakacje i dał mi klucze do swojego mieszkania. Nie musiałem się gnieździć z dziećmi w tym moim pokoiku. Koledzy w pracy starali się, jak mogli, żeby mi pomóc.
Kończyli za mnie projekty, żebym mógł iść wcześniej do domu i zabrać dzieci na basen czy do kina. Nawet szef kilka razy pozwolił mi pracować z domu. Udało nam się wycisnąć z tych dwóch tygodni, ile się tylko dało. Ale to jednak nie było to.
Nie mam pojęcia, dlaczego Klaudia tak mnie traktuje. Naprawdę nie zrobiłem jej żadnej krzywdy. Byłem zbyt miękki? Może za mało przystojny, za mało wysportowany… Serio? Kiedyś Klaudia była dobrym człowiekiem. Naprawdę ją kochałem.
Wczoraj dostałem kolejnego kopa. Dzieci u mnie nocowały. Gdy Wojtuś już zasnął, Zosia wgramoliła mi się do łóżka.
– Tatusiu, muszę ci coś powiedzieć. Wojtuś od kilku tygodni mówi do Dominika tato. Ale ja nie, słowo. Kocham cię.
Przytuliłem ją, by nie zobaczyła moich łez.
Czytaj także:
„Był moim dowódcą, ja - niewolnicą. Nawet umrzeć mi nie pozwolił, gdy targnęłam się na swoje życie, bo to nieposłuszeństwo”
„Córka oddała syna do domu dziecka, a ja go przygarnąłem. To była dla mnie druga szansa, chciałem choć jego dobrze wychować”
„Narzeczony zdradzał mnie z dwiema kochankami. Wydało się, gdy trafił do szpitala. Spotkałyśmy się przy jego łóżku”