Wiedziałam od początku, że Stefan będzie kiedyś pływał, bo jeszcze w liceum było to jego największe marzenie, a nasza miłość rozkwitła właśnie w szkole. Nie byłam więc zaskoczona, kiedy po maturze złożył papiery do Akademii Morskiej. Cieszyłam się razem z nim, że będzie w życiu robił to, czego pragnie.
Sama marzyłam tylko o tym, by mieć dom, dzieci i kochającego męża – choć zdawałam sobie sprawę, że ten mąż będzie przy mnie tylko przez sześć miesięcy w roku.
Powtarzałam sobie jednak, że przecież liczy się jakość, a nie ilość czasu spędzonego z ukochanym, a bliskich sobie ludzi żadna odległość nie jest w stanie rozdzielić.
Marzyłam o tym, by mieć męża i dzieci
Plan mieliśmy taki, że kiedy on będzie poznawał tajniki zawodu marynarza, ja skończę studia i otworzę własną firmę zajmującą się księgowością. Ślub miał się odbyć tuż po studiach. I tak się stało.
Po ślubie wynajęliśmy kawalerkę. Ja rozkręcałam moją firmę, a mąż spędzał w domu trzy miesiące, by następnie znów na trzy miesiące wypłynąć w morze. I tak upłynęły pierwsze dwa lata naszego małżeństwa.
Odkładaliśmy każdy zarobiony grosz na własne mieszkanie, ponieważ obiecaliśmy sobie, że przed trzydziestką dorobimy się własnego gniazdka i zaczniemy wtedy myśleć o dzieciach. Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Niespodziewany zwrot w naszym życiu nastąpił pewnego ciepłego czerwcowego popołudnia, które na moje nieszczęście postanowiłam spędzić w towarzystwie dawno niewidzianych koleżanek z liceum. Takie babskie spotkanie – żeby napić się dobrego wina i poplotkować.
Mariola, Kaśka i Agnieszka zjawiły się u mnie z reklamówkami wypełnionymi alkoholem i ciastkami.
Zamówiłyśmy pizzę, opróżniłyśmy pierwszą butelkę wina, obgadałyśmy na początek bliższych i dalszych znajomych i postanowiłyśmy się trochę nietypowo rozerwać.
Agnieszka zaproponowała, byśmy sobie powróżyły
Agnieszka, która lubuje się we wszystkim co tajemnicze i nie do końca dające się wyjaśnić, sięgnęła po jakąś powieść, która stała najbliżej niej na regale i zaproponowała zabawę we wróżenie z książki. Każda z nas miała zadać pytanie, otworzyć książkę na chybił trafił i przeczytać fragment, na którym spoczął jej palec. Wszystkie zgodziłyśmy się ochoczo.
Na pierwszy ogień poszła Aga:
– Co mnie czeka w najbliższym czasie w pracy? – zapytała i z poważną miną otworzyła książkę, po czym odczytała na głos:
„Filomena z napięciem czekała na szefa. Wiedziała, że tego dnia kilka osób w jej firmie otrzyma wypowiedzenie. Ją też to mogło dotknąć. Drżała na całym ciele, a w kącikach jej oczu gromadziły się piekące łzy.”
Agnieszce nie spodobały się te słowa. Z miną na kwintę zamknęła książkę. Jej dobry humor prysł.
– Uuu, nieciekawa wróżba – zachichotała Kaśka. – Nie mówiłaś, że u ciebie w pracy szykują się zwolnienia – dodała natychmiast, udając współczucie.
– Bardzo śmieszne – odburknęła Agnieszka i znów napełniła sobie kieliszek. – Może teraz zobaczymy, co się szykuje w twojej pracy – powiedziała z tłumionym niezadowoleniem, rzuciwszy książką w Kaśkę.
– Bardzo proszę. Ja się nie boję spojrzeć prawdzie w oczy – odparła Kasia i otworzyła książkę. – Ha! Wiedziałam! Posłuchajcie tego:
„Jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa. Czuła się tak, jakby wygrała los na loterii”. Coś mi się wydaje, że u mnie zwolnień nie będzie – podsumowała triumfalnie.
– Świnia! – rzuciła Agnieszka, sącząc z obrażoną miną swoje wino.
– Przestańcie już, to tylko zabawa – przypomniała im pojednawczo Mariola i sięgnęła po książkę. – Teraz ja. Moje pytanie brzmi: ile będę miała dzieci?
Cytat brzmiał: „Jego ulubiona drużyna piłkarska znów wygrała.”
Wróżba sugerowała, że mój mąż myśli o innej
– He, he, he – zarechotałam. – Chyba więcej niż jedno! Jak drużyna, to drużyna. Daj no tę książkę. Teraz moja kolej…
I w tym momencie zrobiłam najgłupszą rzecz, jaką mogłam zrobić, bo zapytałam:
– Co robi mój mąż, kiedy nie jest ze mną?
Dziewczyny popatrzyły po sobie znacząco, odstawiły kieliszki i z wyraźnym zainteresowaniem czekały, aż wylosuję z książki odpowiedni fragment. Zamknęłam oczy, otworzyłam książkę i zatrzymałam palec na następującym fragmencie:
„Serce Filomeny zamarło, kiedy usłyszała, jak jej mąż przez sen wypowiada imię „Teresa”. Ona żadnej Teresy nie znała. Ale może źle usłyszała? Bo to słowo brzmiało trochę jak „teraz”. A może to jednak była „Teresa”? Jeśli tak, kim ona jest i jakim prawem śni się jej własnemu mężowi?”.
Czytałam ten fragment coraz wolniej. Kiedy skończyłam, w pokoju zaległa głucha cisza.
Dziewczyny wpatrywały się we mnie jak zahipnotyzowane, a ja z nieszczerym śmiechem zamknęłam książkę:
– No super, widać mój Stefan wiedzie podwójne życie ze mną i jakąś Teresą. Ale czego można się spodziewać po marynarzu, prawda? – dodałam z napięciem w głosie.
Kaśka tak nerwowo sięgnęła po kieliszek, że wylała całą jego zawartość na obrus, który dostaliśmy ze Stefanem w prezencie ślubnym.
– To znak – orzekła ponurym głosem Aga.
– Zamknij się i pomóż mi to jakoś wywabić – syknęła Kaśka, posypując plamę solą.
– Matko kochana, i jeszcze sól rozsypała… Dziewczyno, co ty wyprawiasz! – Agnieszka była najwyraźniej w swoim wróżbiarskim żywiole i w dodatku chyba nieco za dużo wypiła. – Urszula dostała znak z góry, że ma być czujna. Jednak faceci to są świnie…
Koleżanki sugerowały, że Stefan mnie zdradza
– Bez przesady… – wyjąkałam niepewnie. – Stefan nie jest taki…
Mariola, jako ta najmocniej stąpająca po ziemi, wyjęła mi książkę z rąk i odstawiła na półkę:
– Ulka, co ty się będziesz przejmować – pogłaskała mnie po policzku. – Albo jest ci wierny, albo cię zdradza. Innej możliwości nie ma. Dopóki go nie sprawdzisz, dopóty będziesz tkwić w niepewności.
– Ja uważam, że nie ma dymu bez ognia. Wróżba nie kłamie. A jak faceta nie ma trzy miesiące w domu, wszystko może się zdarzyć. – Aga nie dawała za wygraną. – Mariolka dobrze gada: sprawdź go, to się przekonasz.
– Jestem za! – pomysł skwapliwie podchwyciła Kaśka. – Dziewczyny mają rację. Jeżeli go nie sprawdzisz, nie będziesz miała pewności
– Ale… jak ja mam go sprawdzić? Przecież on przez cały czas jest albo ze mną, albo na morzu… – czułam, że wino coraz mocniej szumi mi w głowie.
A jeśli to nie wino, tylko strach?
– Nooo, co do tego, że cały czas jest na morzu, to nie byłabym taka pewna – oznajmiła Kaśka tonem znawcy. – Miałam kiedyś znajomą, której narzeczony wyjeżdżał co weekend w delegację, a po kilku latach okazało się, że jeździł do swojej żony i dwójki dzieci. Mówię ci, Ulka, oni są zdolni do wszys-tkie-go!
W ten sposób udało im się zasiać we mnie ziarno niepokoju. Może ono było tam już wcześniej, tylko potrzebowało impulsu, żeby wykiełkowała z niego roślinka zwątpienia?
Tamtego dnia straciłam radość życia. Kiedy Stefan przyjechał do domu, natychmiast sprawdziłam jego kieszenie, obwąchiwałam ubranie...
Myślałam tylko o tym, że mąż mnie oszukuje
Szukałam zapachu innej kobiety. Nasłuchiwałam w nocy, czy nie mówi przez sen. Zrobiłam się nerwowa. Nic dziwnego, że pewnego dnia, na kilka godzin przed kolejnym wyjazdem, Stefan spojrzał mi głęboko w oczy i spytał ciepło:
– Kochanie. Czy ty nie jesteś przypadkiem w ciąży?
Parsknęłam śmiechem:
– Oczywiście, że nie. Przecież stosujemy chyba wszystkie możliwe zabezpieczenia.
O co ci chodzi?
– Bo jakoś inaczej się od kilku tygodni zachowujesz. Tak jakbyś nie była sobą, więc pomyślałem, że może…
– Aha, czyli to wszystko moja wina, tak?! – odepchnęłam go. – To ze mną jest coś nie tak?! Kurczę, wiedziałam, wiedziałam… Jakie to banalne! Trzeba było się słuchać dziewczyn! A ja jak ta głupia ufałam ci…
– Ale kochanie, o co ci chodzi? – Stefan patrzył na mnie oszołomiony. – Za chwilę wyjeżdżam, czy naprawdę musimy się teraz kłócić?
– To ja się kłócę? JA?!! Przecież to ty masz do mnie pretensje, że zachowuję się nie tak, jakbyś sobie życzył! – teraz już nie mogłam powstrzymać łez, które ciekły mi po twarzy, rozmazując makijaż.
Stefan patrzył na mnie przerażony.
– Rety, jakie znów pretensje? Wiesz co, chwilami naprawdę cię nie rozumiem.
– Pewnie. Jasne że nie rozumiesz. Wypływasz sobie co trzy miesiące, znikasz na kilka tygodni i nic cię nie obchodzi, co się tutaj ze mną dzieje!
– Przecież jesteśmy cały czas w kontakcie. Dzwonię, piszę. Nie mówiłaś, że dzieje się coś złego. O co chodzi?
– O nic! – krzyknęłam.
Stefan puścił moje ręce i potarł sobie twarz. Wyglądał na faceta, który próbuje ze wszystkich sił zrozumieć swoją kobietę. Oczywiście niczego nie rozumiał! Po chwili głuchego milczenia, nie patrząc na mnie, zapytał:
– Uleńko, czy ty kogoś masz?
Myślałam, że mnie szlag trafi. Na miejscu. Siłą woli powstrzymałam się od tego, by mu przyłożyć.
– No wiesz! Tego to już za wiele!
– Przepraszam, pomyślałem, że może… – wyjąkał. – Bo zachowujesz się tak, jakbyś mnie nienawidziła.
Stefan nie mógł uwierzyć w romans, który mu wmówiłam
Sięgnęłam po kilka chusteczek, wytarłam łzy i zamaszyście wydmuchałam nos. Po czym spokojnie powiedziałam:
– To TY kogoś masz. Kiedy cię nie ma, jesteś z inną. Nie próbuj zaprzeczać. Ja to wiem.
Stefana zamurowało. Ciągnęłam więc:
– Od dawna czuję, że nie jestem jedyną miłością twojego życia, i ta wróżba tylko to potwierdziła.
Przerwał mi:
– Zaraz, zaraz, jaka wróżba? Byłaś u wróżki? Myślałem, że nie wierzysz w takie rzeczy!
– Nie u wróżki. Sama sobie powróżyłam, z książki. Spytałam, co robisz, gdy cię tu nie ma i wyszedł jakiś fragment o facecie, który mówi przez sen imię innej.
Znów zaniosłam się płaczem. Stefan patrzył na mnie w osłupieniu. Jego oczy stawały się coraz większe, a kąciki ust dziwnie drgały. Czyżby i on chciał się rozpłakać?
– Ula, przecież to niedorzeczność. Na naszym statku nie ma kobiet, niby skąd miałbym ją wytrzasnąć?
– Nie mam pojęcia. Może flirtujesz z jakąś Teresą przez internet! – zaszlochałam.
– Z... Teresą? – Stefan ukrył twarz w dłoniach, a po chwili jego ramiona zaczęły się trząść, ale się opanował. – No dobrze, to ja się już przyznam – powiedział w końcu.
Poczułam zimno w żołądku. A więc jednak! Trudno. Byłam gotowa usłyszeć każdą prawdę, nawet tę najgorszą.
Stefan wziął ostatnią chusteczkę z pudełka i wytarł mi twarz:
– Kiedy mnie tu nie ma, przez cały czas jestem z Teresą. Bardzo ją kocham. Nie bardziej niż ciebie, tylko… inaczej.
Zrobiło mi się słabo.
– Jak długo to już trwa? – spytałam resztką tchu.
– Jakieś pół roku. Byłem przekonany, że ci wspominałem…
– Co? Myślałeś, że mi powiedziałeś o tej… tej… Teresie, a ja przyjęłam to jak gdyby nigdy nic?! – moje oburzenie sięgnęło zenitu.
– No bo tyle się dzieje, że zapomniałem ci powiedzieć. Kapitanowi urodziła się córka.
I na jej cześć przechrzciliśmy nasz statek z „Gniazda Mew” na „Teresę”.
No i… – głos Stefana drżał coraz mocniej – kiedy nie jestem z tobą, to jestem z moją ukochaną „Teresą”. Przecież wiesz, jak bardzo kocham ten statek – mąż nie był już dłużej w stanie powstrzymać się od śmiechu.
Nie jestem w stanie opisać, jak było mi głupio. Od tamtej pory, kiedy wyjeżdża, zawsze mu mówię, żeby pozdrowił ode mnie tę swoją Teresę.
I staram się pamiętać, że bycie „dziewczyną marynarza” to nie jest zajęcie dla kobiet o słabych nerwach i bujnej wyobraźni. I że trzeba słuchać przede wszystkim swojego serca, a później koleżanek i wróżb.
Jeśli zaś chodzi o wróżby dziewczyn: Mariola nie doczekała się „drużyny piłkarskiej”, lecz po kilku latach starań urodziła zdrowe trojaczki. Agnieszka wcale nie straciła pracy. Przeciwnie, awansowała.
Zwolnili natomiast Kaśkę, co okazało się najlepszą rzeczą, jaka mogła ją wtedy spotkać. Ale to już temat na całkiem inną opowieść.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Karma wraca. Ukochany zostawił mnie, gdy byłam w ciąży. Odszedł z moją przyjaciółką. Potem jej zrobił to samo”
„Jacek miał 10 lat i nie chciał wierzyć, że jego mama nie żyje. Codziennie chodził na przystanek, żeby na nią czekać”
„Przez pomyłkę lekarzy myślałam, że umieram. To były najgorsze dni mojego życia, za które nikt nie odpowiedział”