Czasem zastanawiam się, po co w ogóle to robię. Lampki w oknie, gałązka świerkowa na stole i dumnie postawiony w kącie plastikowy stroik. Nikt tego nie zobaczy, a ja i tak nie poczuję, że są Święta. Ale głupio mi tak całkiem odpuścić, nawet jeśli to już któryś rok z rzędu, kiedy Wigilia oznacza samotne gotowanie barszczu i usiłowanie zjedzenia dwunastu potraw w pojedynkę. To taka moja tradycja.
Nie cierpiałam Świąt
W dzieciństwie święta pachniały piernikiem i pomarańczami. Dziś bardziej kojarzą mi się z przenikliwą ciszą, przerywaną dźwiękami z telewizora. Od kilku lat nie mam z kim podzielić się opłatkiem. Moja rodzina… cóż, powiedzmy, że życie rzuciło nas w różne strony, a ja zostałam tutaj – w dużym mieście, w małym mieszkaniu i z jeszcze mniejszym poczuciem przynależności. Przyjaciele też gdzieś odpłynęli. Poza Anką.
To ona zawsze stara się przypominać mi, że wciąż istnieję. I może dlatego w przeddzień Wigilii sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer i poczułam ulgę na myśl, że usłyszę jej głos.
– Anka, chciałam ci życzyć… – zaczęłam, ale urwałam, słysząc nieznajomy głos po drugiej stronie.
– Halo? – męski głos był ciepły, niski, z nutką rozbawienia.
Zamarłam. Sprawdziłam jeszcze raz numer na ekranie. Wszystko chyba się zgadzało, ale to nie była Anka.
– Przepraszam, chyba pomyliłam numer – rzuciłam pospiesznie, czując, jak oblewa mnie fala zażenowania. – Chciałam zadzwonić do przyjaciółki. Przepraszam, naprawdę… już się rozłączam.
– Oj, proszę tak nie uciekać – odpowiedział, a w jego głosie wyczułam uśmiech. – Jakie to były życzenia? Może jednak się przydadzą. Święta idą, nigdy nie wiadomo.
Byłam zażenowana
Było w nim coś takiego, co od razu rozładowało moją niezręczność.
– Chciałam jej życzyć wesołych świąt i żeby nie zapomniała w tym całym świątecznym szaleństwie zadzwonić do mnie… ale to raczej nie do pana.
– A czemu nie? – odparł z żartobliwą nutą. – Proszę mówić, udam, że jestem Anią.
Nie mogłam się powstrzymać. Roześmiałam się głośno, zupełnie zapominając o wcześniejszym skrępowaniu.
– Dobrze. A więc… życzę panu dużo zdrowia, spokoju i trochę magii, a także… szczęścia.
Zamilkł na chwilę, ale gdy znów się odezwał, jego głos był jeszcze cieplejszy.
– To ja życzę pani… żeby ten numer był początkiem czegoś miłego.
Nie miałam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Przełamałam się i odpowiedziałam, półżartem, półpoważnie:
– Gdyby pan kiedyś chciał zamienić dwa słowa z nieznajomą, to wie pan, gdzie mnie znaleźć.
Rozłączyłam się szybciej, niż mógł coś powiedzieć. Siedząc w ciszy, zastanawiałam się, co mnie podkusiło. To przecież był zupełnie obcy człowiek. Ale jego głos… Wieczorem, zanim zasnęłam, po raz pierwszy od dawna czułam coś, co można było nazwać ekscytacją.
Myślałam o nim
Była Wigilia. Od rana krzątałam się po mieszkaniu, próbując nadać temu dniu namiastkę magii. Barszcz pyrkał na kuchence, a w piekarniku przypiekały się pierniczki. Radio w tle cicho grało świąteczne piosenki, ale i tak nie mogłam pozbyć się uczucia, że czegoś brakuje. Może kogoś.
I wtedy zadzwonił telefon.
Na ekranie nie wyświetliło się żadne imię, tylko nieznany numer. Zastanawiałam się przez chwilę, czy odebrać, ale ciekawość wygrała.
– Halo? – zapytałam niepewnie.
– Wesołych Świąt – odezwał się znajomy głos po drugiej stronie. Ten sam, który wczoraj wywołał u mnie niekontrolowany śmiech.
Zamarłam, a potem odruchowo parsknęłam.
– Pan od pomylonego numeru? – zapytałam, nie kryjąc zdziwienia.
– Marcin, miło mi – przedstawił się, a w jego głosie było słychać ciepło. – Pomyślałem, że skoro już mnie pani zaprosiła do rozmowy z nieznajomą, to może warto skorzystać.
Nie wiedziałam co powiedzieć
Sytuacja była tak absurdalna, że aż zabawna. Po chwili jednak zdobyłam się na odrobinę dystansu.
– Nie wiedziałam, że moje życzenia mogą być aż tak skuteczne – odparłam żartobliwie. – Ale dobrze, panie Marcinie, jak przygotowania do Wigilii?
– Powiedzmy, że pani wczorajsze słowa uratowały mój dzień – odpowiedział. – Było dość nudno, a ta rozmowa sprawiła, że na chwilę poczułem się mniej samotny.
Wyczułam w jego słowach coś szczerego. Sama dobrze znałam to uczucie pustki w święta.
– W takim razie, skoro moja pomyłka przyniosła coś dobrego, cieszę się – powiedziałam cicho. – A co pan robi w Święta?
– Nic szczególnego. Oglądam filmy, jem pierogi, staram się nie myśleć za dużo. A pani? Jakieś wielkie plany?
– Barszcz, uszka, kolędy i… własne towarzystwo – odpowiedziałam szczerze z lekką goryczą.
– To zabrzmiało, jakbyśmy mieli bardzo podobny plan na wieczór – zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam się mimowolnie.
Stał mi się bliski
Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższą chwilę. O świątecznych wspomnieniach z dzieciństwa, o tym, jak każdy z nas znalazł się w tym momencie życia. Marcin miał w sobie coś, co sprawiało, że chciało się mówić więcej, niż zazwyczaj zdradzało się obcym ludziom. Kiedy się rozłączyliśmy, pomyślałam, że ten wieczór nie był wcale taki samotny, jak zapowiadał się rano.
Kolejne dni upływały pod znakiem coraz częstszych rozmów z Marcinem. Dzwoniliśmy wieczorami, a czasem nawet w ciągu dnia. Rozmawialiśmy o wszystkim – od ulubionych filmów po dziecięce wybryki.
Marcin miał dar rozśmieszania mnie do łez, a jego głos stał się dźwiękiem, na który czekałam każdego dnia. Nigdy wcześniej tak łatwo nie przychodziło mi otwieranie się przed kimś obcym.
Czasem myślałam, że może powinnam być bardziej ostrożna, ale z jakiegoś powodu ufałam mu. W jego opowieściach czułam prawdziwość, choć jednocześnie… unikał zbyt wielu szczegółów o sobie. Było to intrygujące, ale nie naciskałam.
Gdy rozłączaliśmy się wieczorem, zostawało we mnie to przyjemne ciepło. Nie wiedziałam, co z tego wyniknie, ale jedno było pewne – te święta nie były już tak puste.
– Znam cię lepiej niż niejedną osobę, którą widuję codziennie w pracy, a jednocześnie nie wiem o tobie prawie nic – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy rozmowa jakoś zeszła na prywatne tematy.
– Tak jest bezpieczniej – odpowiedział po chwili milczenia. – Dla mnie i dla ciebie.
Jego słowa były szczere
Coś w jego głosie zabrzmiało inaczej, jakby bronił się przed czymś, czego wcale nie chciał powiedzieć. Postanowiłam nacisnąć, choć nie lubiłam takich konfrontacji.
– Nie przesadzaj. Opowiadam ci o wszystkim, a ty trzymasz się w cieniu. Co robisz? Czemu tak… ukrywasz się?
Westchnął, a potem jego głos zmiękł.
– Mam trochę za sobą. Sprawy, które chciałbym zostawić za sobą. Ale jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiam w ten sposób od bardzo dawna.
– A jeśli nie jestem aż tak przerażona, jak myślisz? Może spróbujesz mi powiedzieć więcej? – zapytałam cicho.
Zapadła długa cisza. W końcu odezwał się:
– Daj mi jeszcze chwilę. Obiecuję, że się otworzę. Ale… czy moglibyśmy kiedyś porozmawiać na żywo?
To pytanie zaskoczyło mnie. Serce przyspieszyło, a głos w mojej głowie mówił: „Nie idź za daleko”. Ale było już za późno.
– W porządku. Spróbujmy.
Miałam obawy
Spotkaliśmy się w małej kawiarni. Przyszłam pierwsza i zajęłam stolik. A jeśli będzie zupełnie inny, niż sobie wyobrażałam? Może lepiej było zostawić to wszystko na etapie rozmów telefonicznych?
Kiedy wszedł, od razu go poznałam. Wysoki, z lekko niedbałą fryzurą i uśmiechem, który wyczuwałam przez słuchawkę. Podszedł, a ja poczułam dziwne ciepło, jakbyśmy znali się od lat.
– Zuzanno – powiedział, siadając naprzeciwko. – To ty, prawda?
Zaśmiałam się, a napięcie gdzieś uleciało.
Rozmowa toczyła się naturalnie, choć zdarzały się momenty ciszy, które wydawały się cięższe niż w rozmowach telefonicznych. Marcin opowiedział mi o swojej pracy – był grafikiem, pracował zdalnie, co tłumaczyło jego swobodny grafik. Ale była też jego tajemnica, którą wyczuwałam w urywanych zdaniach.
W pewnym momencie przyznał się, że długo zmagał się z samotnością po trudnym rozstaniu. Dlatego nie od razu chciał się angażować w znajomość.
– Bałem się, że jeśli cię zobaczę, to wszystko stanie się zbyt realne. A ja nie jestem pewien, czy jestem na to gotowy – powiedział szczerze.
– Może żadne z nas nie jest gotowe. Ale czy to powód, żeby zrezygnować? – odparłam.
Marcin spojrzał na mnie z wdzięcznością, jakby właśnie tego potrzebował usłyszeć. Na koniec oboje zgodziliśmy się, że chcemy spróbować – bez wielkich planów, ale z nadzieją.
Zuzanna, 30 lat
Czytaj także:
„Córka ukradła mi z konta ostatnie 500 zł, bo chciała iść na Sylwestra. Dałam jej solidną nauczkę”
„Myślałam, że mąż dorabiał w Święta jako Mikołaj. Okazało się, że te przebieranki wcale nie były dla dzieci”
„Po zdradzie męża uznałam, że koniec z facetami. Szybko pojęłam, że można ich nienawidzić, ale nie da się bez nich żyć”