Patrzyłam na tego niskiego, łysiejącego faceta z nadwagą nie mogąc oprzeć się przeczuciu, że kiedyś poznam go bliżej. „Brrr” – już sama myśl o ponownym spotkaniu i uściśnięciu jego pulchnej dłoni przyprawiała mnie o mdłości. Wszystko mnie w nim odrzucało. Wygląd, sposób mówienia i poruszania się. „A jednak coś będzie na rzeczy…” – przemknęło mi przez głowę, nim przywołałam się do porządku.
Mężczyzna podchwycił mój wzrok i przysunął się bliżej.
– Może przestańmy zachowywać się tak formalnie, Andrzej jestem – zaproponował i uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Monika – odpowiedziałam, nie odwzajemniając jego entuzjazmu.
– Długo zostanie pani nad morzem? – zapytał.
– Jeszcze nie wiem, a teraz muszę już iść… Niestety… – poprawiłam się.
– Zatem do zobaczenia, Moniko – wyciągnął pulchną dłoń.
– Cześć – pożegnałam się i pośpieszyłam na postój taksówek. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym wieczorze.
Mam dość randek w ciemno
Nie wiem, co podkusiło moją przyjaciółkę, żeby swatać mnie na siłę. Podstępem ściągnęła mnie na swoje przyjęcie i zaczęła przedstawiać mężczyznom. O wiele starszym ode mnie, wolnym, zamożnym, ale jednak budzącym odrazę. „To tak, jakbym miała się związać z własnym ojcem. Czy ona zwariowała? Czy mając 35 lat, nie mogę już liczyć na kogoś normalnego? A ten ostatni… Jak mu tam było? Adam? Artur? Andrzej! Ten ostatni był najgorszy. Niski, gruby, śliniący się na mój widok. Cholera. Zadzwonię do niej jutro i jej wygarnę. Za kogo ona mnie ma?” – długo jeszcze nie mogłam się uspokoić, ale następnego ranka nie zadzwoniłam do przyjaciółki. Nie zdążyłam…
Obudził mnie kurier kwiatowy i wręczył bukiet ogromnych róż. Wśród kwiatów znalazłam liścik.
Wiem, że może to zbyt staromodne i pośpieszne, ale chciałem powiedzieć, że wciąż o Tobie myślę… Andrzej.
I tyle. Bez prośby o kontakt. W tej samej chwili zadzwoniła moja komórka. Sądziłam, że to Andrzej, więc zwlekałam z odebraniem. Gdy już podeszłam do aparatu, zobaczyłam numer przyjaciółki.
– Jak mogłaś dać mu mój adres?! – zaczęłam, kiedy tylko ktoś po drugiej stronie odebrał telefon.
– Ciociu? Mama miała wypadek. Jest w szpitalu – zamiast przyjaciółki usłyszałam głos jej starszego syna.
Natychmiast popędziłam. Umieszczono ją na Oddziale Intensywnej Terapii. Była w ciężkim stanie. Opuchnięta, sina i nieprzytomna, w niczym nie przypominała siebie sprzed kilku godzin.
– Najpierw rozwód, a teraz to – załamała ręce jej mama.
– Zabiorę dzieci do domu – zaproponowałam, widząc, że nie jest w stanie zająć się wnukami. – Na pożegnanie delikatnie pogłaskałam opuchnięte ramię przyjaciółki.
Najchętniej zostałabym przy niej, ale w tej chwili jej dwójka zrozpaczonych dzieci bardziej mnie potrzebowała.
Marek, były mąż Jowity, obiecał, że przerwie wakacje z ukochaną na południu Włoch i przyleci do nas najszybciej jak się da, ale mijały dni, a on jakoś się nie pojawiał. Musiałam, więc sama zaopiekować się dziećmi przyjaciółki, jej domem i rodzicami w podeszłym wieku.
Jowita nie miała w Gdańsku zbyt wielu znajomych ani rodziny. Przeprowadziła się tutaj po rozwodzie, wykorzystując szansę na lepszą pracę. Za pieniądze po podziale majątku kupiła mały domek na obrzeżach miasta i starała się jakoś wiązać koniec z końcem. Wzięłam zaległy urlop, żeby być przy niej i jej bliskich. Dwoiłam się i troiłam, bo chociaż przyjaciółka szybko dochodziła do siebie po kilku operacjach, to czekała ją jeszcze żmudna rehabilitacja. A na razie niewiele była w stanie zrobić przy sobie.
I wtedy z pomocą przyszedł Andrzej. Mimo że odrzucałam jego telefony i nie odpowiadałam na SMS-y, pojawił się pewnego dnia w szpitalu u Jowity. Jak zwykle z bukietem ogromnych róż i szczerą chęcią wsparcia mojej przyjaciółki. Był na każde zawołanie. Woził Jowitę na rehabilitację, odbierał dzieciaki ze szkoły, robił zakupy, pomagał przy drobiazgach.
– Nie robi tego dla mnie, tylko dla ciebie. Widzę, jak na ciebie patrzy… – twierdziła moja przyjaciółka.
Nie śmiałam się jej przyznać, że choć mężczyzna imponuje mi swoją postawą, to wciąż odrzuca mnie jego wiek i wygląd.
– Ma zaledwie 52 lata – Jowita jakby czytała w moich myślach.
– Już 52 – odcinałam się.
– Ma dorosłe dzieci, którymi nie musisz się zajmować – nie poddawała się.
– Ale ja nie chcę faceta z dziećmi i dobrze o tym wiesz. – ripostowałam. – Jest dobrym człowiekiem.
– I dlatego mam za niego wyjść? A gdzie miłość? Zakochanie? Endorfiny?
– Kiedyś ludzie nie wiązali się z miłości i trwali przy sobie aż po kres. Czekasz na miłość? Zobacz, jak ja skończyłam. – tłumaczyła i trudno było odmówić jej racji, ale ja wiedziałam swoje.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym z nim być
Na samą myśl o dotykaniu ciała tego człowieka czy całowaniu się z nim zbierało mi się na mdłości. A co byłoby, gdyby przyszło mi spędzić z nim całe życie albo przynajmniej najbliższe 30 lat? „Nigdy w życiu!” – obiecałam sobie, zostawiając Gdańsk i wracającą do zdrowia przyjaciółkę. Z rozdartym sercem wracałam do pracy i swojego życia, ale musiałam zacząć zarabiać.
Odwiedzałam Jowitę kilka razy w miesiącu i podczas jednej z takich podróży, w pociągu, poznałam Jacka. Wysoki, zabawny facet koło czterdziestki bez zobowiązań i złych doświadczeń małżeńskich wydał mi się idealnym narzeczonym. Nie przypuszczałam tylko, że to, co biorę za początki poważnego związku, dla niego jest jedynie przygodą.
Któregoś wieczora wracając do domu, przechodziłam obok modnej restauracji z ogromnymi oknami. W jednym z nich zobaczyłam Jacka z jakimś dziewczęciem o połowę młodszym ode mnie. Pomyślałam, że to jedna z modelek, z którymi współpracuje, ale kiedy uważniej im się przyjrzałam, zrozumiałam, że łączące ich relacje wychodzą poza znajomość biznesową. Całowali się, nie zważając na obsługę, gości czy mnie, stojącą w deszczu po drugiej stronie okna.
Nie, nie zrobiłam sceny, nie przerwałam im, nie urządziłam karczemnej awantury. Odeszłam z godnością, czego bardzo żałuję, bo po Jacku nasze rozstanie spłynęło jak po kaczce. Cierpiałam, a jedyne lekarstwo, jakie przyszło mi do głowy, to podróż do przyjaciółki. Wsiadłam w pociąg i kilka godzin później wpadałam w objęcia Andrzeja.
– Przyszedłem zawieźć cię do Jowity – powiedział, odbierając ode mnie bagaż.
Nie wiem, czy to wina podróży, zmęczenia czy złych doświadczeń, bo nagle poczułam, jak tracę grunt pod nogami. Oszołomił mnie zapach jego wody toaletowej, dotyk, pełne ciepła spojrzenie…
– Monika, już dobrze, zemdlałaś, ale wracasz do nas – ocknęłam się w jego ramionach.
– Andrzej… – spojrzałam na niego gotowa przepraszać za swoje zachowanie.
Nie zamknął mi ust pocałunkiem, ani nie wyznał mi miłości. Zamiast tego pomógł wstać i zaprowadził do samochodu, a w domu Jowity zaparzył herbaty, i poczęstował kolacją. Początkowo nie zdziwiło mnie jego zachowanie, ale kiedy po północy wciąż nie zbierał się do odjazdu, zaczęłam się zastanawiać, czy nie chce mi czegoś powiedzieć.
– Andrzej tu zostanie – wyznała przyjaciółka, rumieniąc się, a ja omal nie zemdlałam po raz kolejny. – Wszystko w porządku? – zapytała, widząc, jak zbladłam.
– Nie spodziewałam się, że wy… Przepraszam…
Chciałam uciec stamtąd jak najdalej. Zamiast tego jednak grałam rolę uradowanej szczęściem przyjaciółki. Jakimś cudem wytrzymałam do niedzielnego wieczora. Na pociąg odwiózł mnie Andrzej.
Zrobiłam ogromny błąd
– Długo marzyłem o tobie – wyznał mi, kiedy parkowaliśmy pod budynkiem dworca. – Ale w końcu zrozumiałem, że nie mam u ciebie szans. Jesteś stworzona dla innych mężczyzn. Bardziej pewnych siebie, przebojowych – westchnął.
– Nieprawda, Andrzeju – przerwałam mu. – Po prostu byłam głupia… – rzuciłam, wyskakując z jego samochodu.
Intuicja mnie nie myliła. Coś złączyło mnie na zawsze z Andrzejem, ale tym czymś nie było uczucie, a przyjaciółka. Nigdy więcej nie wróciliśmy do tej rozmowy, choć bywa, że gdy zostajemy sami, czujemy się nieswojo. Nadrabiamy miną, wiedząc, że nie możemy zranić Jowity.
Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”