Z życia wzięte - prawdziwa historia o przeznaczeniu

Z życia wzięte fot. Fotolia
Od razu wiedziałam, że to ten jedyny. Był inny niż wszyscy. Zapisał mi swój numer telefonu, a ja... zgubiłam kartkę!
/ 01.08.2014 06:58
Z życia wzięte fot. Fotolia
Przekopałam wszystkie papierzyska na biurku, wysypałam całą zawartość torebki, ale nigdzie nie mogłam znaleźć tej kartki. A jestem pewna, że ją miałam, wsadzałam ją przecież do przegródki! Agnieszka, która czekała, aż się wreszcie zbiorę, patrzyła na moje poczynania z politowaniem.
– Chodź już, bo się spóźnimy – powiedziała w końcu zniecierpliwiona. – Kiedy indziej zrobisz te swoje porządki. Zresztą, zgubiłaś, to zgubiłaś, co się takiego wielkiego stało? Nikt od tego nie umrze!
– Zwariowałaś?! – spojrzałam na nią ze złością. – Przecież to był mój jedyny kontakt do niego! Kretynka, nie przepisałam tego numeru do telefonu i teraz mam za swoje! Jak ja go znajdę?
– No to nie znajdziesz, nie on jeden na świecie – wzruszyła ramionami. – Chodź wreszcie, bo nam galerie pozamykają.

Wyszłam z nią, wściekła. Jak ona może! Przecież go widziała i sama przyznała, że jest jedyny i niepowtarzalny! Podejrzewam, że jej podobał się równie mocno jak i mnie. Ale to na mnie zwrócił uwagę i mnie dał swój numer telefonu!
Inni chłopcy już mnie zupełnie nie interesowali

Poznałyśmy go w sobotę, w klubie. Przyszedł z kumplami i dosiedli się do nas. Spodobał mi się od razu. Taki inny, dojrzalszy, mądrzejszy. I to imię – Błażej. Świetnie mi się z nim rozmawiało i tańczyło. Jemu chyba ze mną też, bo na koniec, gdy wychodziłyśmy, dał mi swój numer telefonu zanotowany na kartce. A ja wsadziłam ją do torebki…
– Słuchaj, możemy znowu iść w sobotę do tego klubu – powiedziała Agnieszka ugodowo. – Może też przyjdzie?
– Myślisz? – ożywiłam się natychmiast. – Niegłupi pomysł. No dobra, to pójdziemy. A co, jak go nie będzie?
– To znaczy, że nie był ci pisany – Agnieszka zakończyła dyskusję. – I tak do tego podejdź. Jeżeli miałby z tobą być, to się tak czy siak znajdzie.

Łatwo jej mówić! Gdybym nie zgubiła tej cholernej kartki, nie byłoby problemu! Czekałam więc z niecierpliwością do soboty, łudząc się, że jednak wróci do tego klubu, że znowu go zobaczę. Niestety, nie przyszedł. Rozglądałam się jak głupia, wypatrując jego albo chociaż tych kumpli. Pamiętałam, że jeden był taki charakterystyczny, rudy…
– Wiesz co, tobie już całkiem odbiło – Agnieszka siedziała znudzona koło mnie. – Ani nie można z tobą pogadać, ani potańczyć. Wyluzuj trochę!
– Nie ma go – stwierdziłam bezradnie.
– No nie ma. Nie był ci pisany i już. Mało to tego towaru się tu kręci? O, zobacz tam, jakie ciacho przy barze.

Rzuciłam okiem na faceta, którego mi pokazywała, ale nawet nie umiałabym go opisać. Dla mnie liczył się tylko Błażej. I byłam pewna, że jest mi przeznaczony! Wyszłyśmy koło północy, chociaż ja mogłam siedzieć do rana, w nadziei, że Błażej się wreszcie pojawi. Ale Agnieszka chciała już iść, a ja, mimo mojego stanu ducha, zachowałam na tyle zdrowego rozsądku, żeby zdawać sobie sprawę, że nie powinnam tu zostawać sama.
– Ja wracam – zadecydowała Agnieszka. – A jak teraz wyjdziesz ze mną, to złapiemy jeszcze autobus do zajezdni, nie będziemy musiały czekać na nocny.

Właściwie było mi obojętne, czy będę jechać, czy iść na piechotę. Smutna i zła, wlokłam się za Agą na przystanek.
– Masz, poczytaj sobie, rozerwiesz się – powiedziała, podając mi darmową gazetę, która leżała na jej siedzeniu. – Horoskop sprawdź.
Przeleciałam szybko karierę i zdrowie, zatrzymałam się na miłosnym.
– „Facet, który wpadł ci w oko, może być tym jedynym” – czytałam na głos. – „Nie odrzucaj swojej szansy!”…

Wzruszyła ramionami, a ja zaczęłam z nudów przeglądać gazetę. Dotarłam do ogłoszeń drobnych i nagle zamarłam. „Piękna Emi, poznałem cię w klubie i dałem swój telefon. Napisz, proszę” Wpatrywałam się w podany adres mejlowy i nie wierzyłam własnym oczom. To on, na pewno! Przecież to ja jestem Emi i poznaliśmy się w klubie! Pokazałam Agnieszce gazetę.
– Głupi zawsze ma szczęście – skwitowała. – No i masz tego swojego Romea. Jesteście sobie przeznaczeni. W moim telefonie jest internet, pisz do niego.

Napisałam. Aga odprowadziła mnie pod dom, bo nie chciałam wypuścić jej smartfona z ręki. Obiecałam, że dam znać, jak odpisze. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie? Ja już na pewno nie zmarnuję tej swojej szansy... Byleby tylko jak najszybciej odpisał, bo pęknę z niecierpliwości. A co, jeżeli to nie on? Na pewno dziś nie zasnę!

Emilia, 22 lata

Redakcja poleca

REKLAMA