Z życia wzięte - nowa miłość

Z życia wzięte fot. Fotolia
Jeszcze nie otrząsnęłam się po rozstaniu z ukochanym, a już… znalazłam drugą miłość
/ 24.07.2015 15:42
Z życia wzięte fot. Fotolia
Lot do Londynu trwa krótko, ale mnie dłużył się niczym rejs przez Atlantyk. Czułam się źle, z powodu zmiany ciśnienia miałam zatkane uszy, a do tego było mi jakoś płaczliwie i smutno. W sumie, nic dziwnego. Na ten trzydniowy urlop w stolicy Wielkiej Brytanii ostrzyłam sobie zęby od roku. Moje marzenie właśnie się spełniało, ale zamiast z Pawłem, leciałam tam sama. Wystawił mnie drań. Pół miesiąca temu oświadczył, że z nami koniec. I pojechał. Tyle że do Łeby. Z jakąś poznaną 
w internecie Izką.

Zły początek

– Poproszę kawę – zwróciłam się do stewardesy. 
Miałam nadzieję, że kilka łyków tego płynu ożywi mnie i przetka wreszcie uszy.Chwilę później postawiłam kubek na stoliczku i zaczęłam rozpakowywać cukier, gdy... To była pewnie turbulencja, bo chyba nie ja trąciłam blat kolanem? Tak czy inaczej, kubek nagle podskoczył i kawa szerokim strumieniem rozlała się na jasnych zaprasowanych w kant spodniach pasażera obok.
– Przepraszam – jęknęłam, bezskutecznie próbując zetrzeć papierową chustką czarną jak smoła plamę na jego nogawce.
– Nic nie szkodzi. Wygląda super. Na pewno wpadnie w oko mojemu potencjalnemu pracodawcy, do którego prosto z lotniska jadę na rozmowę kwalifikacyjną – skwitował moje starania mężczyzna. Powiedział to jednak bez złości. Dopiero teraz mu się przyjrzałam. Kilka lat ode mnie starszy, bardzo przystojny...
– Nie ma pan spodni na zmianę? – zapytałam drżącym głosem.
– Mam.
– Uff.
– Bermudy. W czerwone wzorki. Raczej się nie nadają.
Gdy to powiedział... oboje wybuchnęliśmy śmiechem. I już do samego lądowania rozmawialiśmy ze sobą jak para przyjaciół. Zapomniałam nawet o zatkanych uszach. Kiedy rozstaliśmy się na lotnisku, poczułam ukłucie żalu, że Adam nie spytał mnie o numer telefonu albo nie zaproponował wycieczki do Hyde Parku. Ale cóż ja o nim wiedziałam? Może ma w Polsce żonę? 

Kuracja na złamane serce

Trzy dni później, pełna wrażeń po zwiedzeniu Londynu, znów byłam na lotnisku Heathrow. 
– Anka? – usłyszałam za sobą znajomy głos. – To naprawdę ty?
Odwróciłam się i zobaczyłam Adama. Co za zbieg okoliczności! Wracaliśmy do Polski tym samym samolotem!
– Dostałeś tę pracę? – spytałam.
– No cóż, nie – odpowiedział. – Ale to na pewno nie przez plamę... – dodał, siląc się na przekonujący ton. – A zresztą, nie czułbym się dobrze w Londynie. To takie wielkie miasto, a ja nie znam tu nikogo.
– Mógłbyś wracać na weekendy do domu... – podpowiedziałam.
– Po co? Tam też nikt na mnie nie czeka – odparł. 
W drodze powrotnej znów ciągle rozmawialiśmy. Tyle że teraz więcej mówiliśmy o sobie. Adam był świeżo po rozwodzie, wyjazd na stałe do Anglii miał być dla niego lekarstwem na złamane serce. Pod koniec lotu wpadł chyba jednak na pomysł innej kuracji...
– Czy dasz się zaprosić na kolację? – zaproponował, gdy samolot dotykał kołami lądowiska.
– Z przyjemnością! – odpowiedziałam. – Tylko przypomnij mi, żebym nie zamawiała kawy.
Po powrocie do domu od razu włączyłam komputer. Wśród maili znalazłam dwa, które wprawiły mnie w szczególnie wesoły nastrój. Najnowszy, od Adama: "Jesteś wspaniałą dziewczyną! Cieszę się na nasze spotkanie". I nieco starszy, od Pawła: "Popełniłem straszny błąd. Przepraszam. Czy mi wybaczysz?". Na list od Adama postanowiłam odpowiedzieć na spokojnie, kiedy już wezmę prysznic. A co do Pawła... Po prostu wcisnęłam przycisk "delete".
 

Więcej prawdziwych historii:

Redakcja poleca

REKLAMA