„Wolałam być samotną matką, niż wychowywać syna z niedojrzałym facetem. Piotruś Pan nie nadaje się na ojca”

matka z synem fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego, że mój syn wychowuje się bez ojca. Tak po prostu było lepiej i bezpieczniej, poza tym Norbert kompletnie nie nadawał się do roli ojca. Po naszym rozstaniu ślad po nim zaginął, podobno opuścił nasze miasto na dobre”.
/ 08.05.2024 13:15
matka z synem fot. Adobe Stock, Halfpoint

Moim największym szczęściem w życiu było narodziny mojego małego skarba, Jasia. Musiałam poradzić sobie z jego wychowaniem w pojedynkę, gdyż relacja z ojcem maluszka kompletnie się rozpadła. Norbert, to niezły gagatek – facet nie potrafił nawet znaleźć stałej pracy.

Dam sobie radę sama

Kiedy zaczęliśmy się spotykać, miałam nadzieję, że pod moim wpływem stanie się lepszym człowiekiem. Nic z tego nie wyszło. W pewnym momencie zaczęłam rozważać zerwanie, ale właśnie wtedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Na początku przeraziła mnie wizja opieki nad maleństwem, jednak po namyśle doszłam do wniosku, że poradzę sobie sama. Postanowiłam nie mówić Norbertowi o dziecku i zająć się jego wychowaniem w pojedynkę.

Mieszkałam z mamą, która wspierała mnie w każdej decyzji i zadeklarowała swoją pomoc. Okres ciąży mijał mi fantastycznie! Kiedy na świat przyszedł mój synek Jaś, babcia z ogromną radością zajęła się maluchem. Jako emerytowana pedagog, zupełnie oszalała na punkcie wnusia, który stał się centrum jej świata. Nasze życie toczyło się bez większych trosk i problemów, w spokojnej, sielankowej atmosferze.

Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego, że mój syn wychowuje się bez ojca. Tak po prostu było lepiej i bezpieczniej, poza tym Norbert kompletnie nie nadawał się do roli ojca. Po naszym rozstaniu ślad po nim zaginął, podobno opuścił nasze miasto na dobre. Jasio odziedziczył po tacie kilka cech, między innymi kolor oczu i odcień skóry.

Gdy mój synek miał swoje czwarte urodziny za sobą, zdecydowałam się na prezent – mały rowerek. Pewnego słonecznego, niedzielnego popołudnia postanowiliśmy wybrać się na przechadzkę. Tuż przy wejściu do naszego bloku, na schodkach siedział mężczyzna proszący o jałmużnę. Poprosiłam Jasia, aby zaczekał momencik, a sama zaczęłam przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu drobnych monet. W tym momencie do moich uszu dobiegł przeraźliwy pisk opon samochodowych i czyjś rozpaczliwy krzyk!

Gdy przeniosłam wzrok, moim oczom ukazał się widok mojego syna Jasia, który spoczywał bezwładnie na chodniku, a nieopodal leżał jego rower. W mgnieniu oka znalazłam się obok niego, a krzyk przerażenia ugrzązł mi w gardle. Wpatrywałam się w Jasia, który leżał nieruchomo. Nagle poczułam zawroty głowy i osunęłam się nieprzytomna na ziemię. Odzyskałam świadomość, gdy jechaliśmy karetką, a lekarz energicznie poklepywał mnie po policzku, próbując mnie ocucić.

– Co się stało? – zapytałam, z trudem łapiąc oddech. – Gdzie moje dziecko?

– Spokojnie, nic mu nie jest… – dotarły do mnie słowa doktora.

– Przecież... widziałam go na chodniku… – cała się trzęsłam. – Muszę go zobaczyć…

– Mamo... – usłyszałam cichy głos synka i ponownie straciłam przytomność. Ocknęłam się dopiero w szpitalnym łóżku, po podaniu zastrzyku. Gdy uniosłam powieki, zobaczyłam Jasia, który siedział tuż obok mnie, kurczowo ściskając moją dłoń.

– Rowerek nam się zepsuł, mamusiu...

– Nie martw się, kochanie – odparłam. – To drobiazg...

Okazało się, że jakiś samochód mocno przyhamował, kiedy synek spadł z rowerka, tuż przy krawędzi chodnika. Jednak rowerek potoczył się dalej, wprost pod koła auta, na szczęście omijając mojego synka. Jaś trochę się poobijał, ale po wizycie w szpitalu okazało się, że nic poważnego mu nie dolega i mogę odetchnąć z ulgą...

Prawie doprowadził do tragedii

Kiedy wraz z Jasiem wyszliśmy ze szpitala, dostrzegłam... Norberta, który nerwowo przemierzał parking! Podszedł do nas szybkim krokiem.

Czy nic wam się nie stało, Marysiu? – spytał z troską w głosie. – Wszystko w porządku?

– Norbert?! – zawołałam zaskoczona jego obecnością. – Ale co ty tu robisz?

– No cóż, to właśnie ja byłem kierowcą tego auta… – westchnął z pewną ulgą. – Z daleka zobaczyłem tego brzdąca, jak niebezpiecznie przybliżał się do jezdni… W jednej chwili wcisnąłem gwałtownie hamulec, aż samochód niemal podskoczył.

– Jakie to szczęście, że zobaczyłeś Jasia! – niemal krzyknęłam, gdy minęło pierwsze osłupienie.

Zbliżyłam się do niego i cmoknęłam go w policzek, a z oczu ciekły mi łzy.

– Jasiek to całe moje życie…

– Spokojnie, Maryś… – odparł Norbert. – Już po wszystkim…

Jego łagodny głos i pełne troski oczy sprawiły, że poczułam się lepiej. W jednej chwili uderzyło mnie potężne znużenie. Marzyłam tylko o tym, żeby razem z synkiem czym prędzej dotrzeć do mieszkania. Norbert przytulił mnie do siebie i zabrał do samochodu.

– Podrzucę was do domu…

Byłam tak wyczerpana, że nie potrafiłam powiedzieć „nie”. Wkrótce dotarliśmy pod drzwi mieszkania. Jeszcze raz wyraziłam wdzięczność Norbertowi i wkroczyłam do budynku. Mama omal nie zemdlała, gdy opowiedziałam jej całą historię, a później zrobiła wielkie oczy ze zdumienia, kiedy wspomniałam o Norbercie.

– Widocznie tak miało być... Los tak chciał – stwierdziła tajemniczo.

„Jaki niby los”? – przemknęło mi przez myśl.

– Mamo, a skąd ty znasz tego pana? – Jasio spojrzał na mnie wzrokiem identycznym jak Norberta.

To mój stary znajomy, skarbie – powiedziałam małemu, bo nic lepszego nie przychodziło mi do głowy. Chwilę później odpłynęłam i zasnęłam, przytulając mocno synka.

Był innym człowiekiem

Po kilku dniach Norbert skontaktował się ze mną. Zapytał, czy potrzebujemy pomocy.

– Chyba niespecjalnie... – odrzekłam.

– A co powiesz na to, żebyśmy się kiedyś zobaczyli, Marysiu? – wypalił ni z tego, ni z owego.

– Jasne, czemu nie? – wyrwało mi się i sama byłam w szoku, że go nie spławiłam.

Norbert nie krył radości i obiecał, że lada moment odezwie się ponownie. Mama przysłuchiwała się bez słowa, ale nie skomentowała niczego. Parę dni później, gdy miałam spotkać się z nim na mieście, napomknęła jakby od niechcenia, że powinnam mu powiedzieć, że Jasiek to jego syn.

– Bez pośpiechu, mamo… – wkurzyłam się lekko. Nie lubiłam, gdy ktoś mnie popędzał. – Daj mi czas…

Norbert siedział już w kawiarni, gdzie mieliśmy się spotkać.

– Ależ wyładniałaś – zagaił. Poczułam, że atmosfera robi się całkiem sympatyczna, trzeba to przyznać. – Wiesz, po paru latach nieobecności znów zawitałem w naszych stronach... – kontynuował. – Założyłem własny biznes i powodzi mi się całkiem nieźle... Ten czas mnie trochę zmienił – posłał mi uśmiech. – A jak ty się miewasz? Masz męża?

– Nie... – odpowiedziałam. – Sama wychowuję Jasia i ciągle pracuję jako nauczycielka.

Zastanawiałam się, czy powinnam mu powiedzieć o synku. Doszłam jednak do wniosku, że jeszcze nadejdzie odpowiednia pora na tę rozmowę. Bardzo przyjemnie rozmawiało mi się z Norbertem i kiedy wysunął propozycję kolejnego spotkania, nie miałam nic przeciwko. Wkrótce okazało się, że moje przypuszczenia były słuszne – Norbert rzeczywiście się zmienił i wydoroślał. Szybko na nowo oczarowało mnie jego zachowanie i poczułam, że znów się w nim zakochuję…

Gdy pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę poza miastem i spacerowaliśmy leśną ścieżką, Norbert wyjawił mi, że nigdy nie zdołał wyrzucić mnie ze swojego serca…

– Zachowałem się jak dureń, bo nie potrafiłem wtedy zrozumieć twojej wartości – przyznał szczerze. – Musiało minąć trochę czasu, bym pojął, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym… Dasz mi kolejną szansę, Marysiu?

Przyznam, że ta sytuacja totalnie zwaliła mnie z nóg, ale jednocześnie była bardzo przyjemna. No wiadomo, że się zgodziłam od razu. W końcu miałam mu coś ważnego do przekazania...

– Wiesz, tak się składa, że Jasio to twój syn. Wcześniej ci o tym nie wspominałam, bo sama nie miałam stuprocentowej pewności...

– Chyba miałaś wątpliwości, czy poradzę sobie z byciem ojcem, mam rację? – wtrącił się łagodnie. – Daj spokój, nie obwiniaj się, to ja zachowywałem się nieodpowiedzialnie. Ale gdy ujrzałem Jasia, jak leży na chodniku, poczułem, jakby serce stanęło mi w piersi… – kontynuował wzruszonym głosem. – Tak naprawdę, gdzieś w głębi duszy czułem, że może być moim synem… Pragnąłem tego z całych sił! – objął mnie czule ramionami.

To niesamowite, jak przeznaczenie sprawiło, że nasze drogi ponownie się skrzyżowały. Dzięki temu mamy szansę ponownie być razem.

Dorota, 32 lata

Czytaj także:
„Chciałam oszczędzić córce cierpienia, dlatego trzymałam ją pod kloszem. Przeze mnie rówieśnicy nie dawali jej żyć”
„Moja córka myśli, że pieniądze biorą się z bankomatu. Doi z nas każdy grosz. Powinna wreszcie wziąć się do roboty”
„Mąż i syn są z dwóch różnych planet. Jestem między młotem, a kowadłem i chodzę na palcach, by ich nie rozwścieczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA