„Moja córka myśli, że pieniądze biorą się z bankomatu. Doi z nas każdy grosz. Powinna wreszcie wziąć się do roboty”

matka z córką fot. Fot. JackF
„Kiedy dostała tę robotę, zaczęła opowiadać swoim psiapsiółom, jakie cuda kupi za zarobioną kasę. Moja córka kompletnie nie rozumie, ile są warte pieniądze. Myślała, że za jeden dzień dostanie tyle, co minimalna pensja za cały miesiąc”.
/ 05.05.2024 08:30
matka z córką fot. Fot. JackF

Od paru tygodni non stop słyszę, że moje dziecko marzy tylko o tym, by mieć taki smartfon jak jej przyjaciółki: z milionem opcji, o których nie mam bladego pojęcia. Podobno bez tego nie zazna prawdziwego szczęścia. Cały czas zawraca mi tym głowę. Potrafi gadać tylko o najnowszym modelu telefonu, który podobno jest teraz na topie wśród dzieciaków w jej wieku.

„Koleżanki myślą, że jestem biedna”

Dla mnie komórka powinna mieć tylko dwie funkcje: rozmowy telefoniczne i wysyłanie wiadomości tekstowych. Dlatego byłam przekonana, że Kasia nie potrzebuje niczego więcej niż smartfon, który na Boże Narodzenie podarowali jej dziadkowie. A nie był to przecież pierwszy lepszy model – sama doradzałam przy jego wyborze. To całkiem kosztowne urządzenie z górnej półki! Wiedziałam, ile kosztował i naprawdę nie było się czego wstydzić.

– Mamusiu, całe moje towarzystwo paraduje z najnowszymi smartfonami – fuknęła Kasia, kiedy po raz kolejny usłyszała ode mnie stanowcze „nie” w sprawie zakupu tego gadżetu. – Czemu przy koleżankach zawsze muszę sprawiać wrażenie, jakbym pochodziła z patologicznego środowiska, w którym na wszystko brakuje pieniędzy?

– Daj spokój z tymi bzdurami! – zdenerwowałam się, bo nie byłam już w stanie znieść jej ciągłego marudzenia i życzeń.

Każdy nosi teraz ciuchy z metką znanej firmy – najlepiej takie, żeby było widać z daleka, co to za marka. Spodnie? Tylko od najlepszych producentów, nie ma zmiłuj. Koszulki i sweterki koniecznie z popularnych sieciówek, choć tak naprawdę to cieniutkie ciuszki, które już po paru praniach nadają się tylko do wyrzucenia, a ceny mają jak za najlepszą jakość. A buty? Jak nie mają odpowiedniej nazwy wypisanej po bokach, to nawet nikt na nie nie spojrzy. Przecież to bez sensu!

Wiem, że czasy się zmieniają i wszystko gna do przodu, ale moja starsza córka, która teraz studiuje, miała więcej oleju w głowie! Chodziła w ciuchach z bazaru i wcale się tym nie przejmowała. Natomiast Kaśka, od kiedy zmieniła szkołę, przestała nosić rzeczy po swojej siostrze. Powiedziała, że dziewczyny z klasy ją wyśmieją. Poszłam jej wtedy na rękę. Z komórką jednak nie ustąpię!

– Chcesz nowy telefon, nie ma sprawy. Kup sobie – oznajmiłam Kasi, a córka już myślała, że ma mnie owiniętą wokół palca i zaraz wyda w błoto moją ciężką kasę, ale nic z tego! – Jak zaczniesz zarabiać, to kupisz sobie co tylko chcesz.

– Ale mamo! – zbulwersowała się. – Ja przecież muszę się uczyć!

– Nie zmuszam cię do pracy na pełen etat – odparłam. – Ale po lekcjach albo parę godzinek w weekendy, czemu nie?

Kasia była niesamowicie podekscytowana tym pomysłem. Pewnie sądziła, że uda jej się uzbierać na nowy smartfon w przeciągu miesiąca, a potem znów będzie się cieszyć wolnością. Natychmiast usiadła przed ekranem komputera i zaczęła poszukiwania.

– Znalazłam robotę! – pochwaliła się po paru godzinach. – W hipermarkecie, mam promować czekoladki, ale potrzebuję twojego podpisu na dokumentach, że się na to zgadzasz.

Oczywiście podpisałam, jak mogłabym odmówić… Kiedy tylko Kasia dostała tę robotę, od razu zaczęła trąbić o tym wszystkim swoim psiapsiółom przez telefon. Opowiadała im, jakie to cuda niewidy kupi za zarobioną kasę… Naprawdę mnie zaskoczyło, że moja córka kompletnie nie rozumie, ile tak naprawdę są warte pieniądze. Myślała, że za jeden dzień dostanie tyle, co minimalna pensja za cały miesiąc!

W sobotni poranek wyszła z domu lekko zestresowana, ale w pozytywnym nastroju.

– Wiesz, to wcale nie będzie bułka z masłem – rzuciła z miną pełną powagi. – W końcu będę tam jako twarz sklepu i każą mi rozmawiać z różnymi typami ludzi…

Mam przeczucie, że przytaczała mi fragmenty ulotki, którą wręczono jej podczas zebrania informacyjnego. Błyskawicznie wyszło na jaw, że klienci bywają różni, ponieważ Kasia wróciła do domu zaledwie po dwóch godzinach, w dodatku ze łzami w oczach i – jak nietrudno się domyślić – z pustymi kieszeniami.

– Ludzie są po prostu okropni! – szlochała, wtulając twarz w moje ramię. – Najpierw podszedł jakiś młody gość w dresie i gwizdnął mi całą tacę, chociaż mówiłam, że każdemu przypada tylko jedna czekoladka. Szefowa zwróciła mi uwagę, ale dała kolejną tackę. A potem podeszła staruszka i zaczęła nawijać o swoich kociakach. Nawet nie zauważyłam, kiedy wrzuciła wszystkie czekoladki do swojej siatki i sobie poszła. Kierowniczka kazała mi wracać do domu, bo nie daję rady z taką robotą.

– Wiesz, to nie jest łatwa sprawa. Nikt ci nie mówił, że zarabianie pieniędzy jest proste – powiedziałam z westchnieniem, przeczesując palcami włosy przygnębionej pociechy.

Kasia jednak nie potrzebowała pocieszenia. Szybko pobiegła do swojego pokoju, krzycząc, że pokaże mi, iż sama uzbiera na ten upragniony telefon.

„Wkurzyłam się i przylałam jej”

Kolejnej soboty z samego rana znowu gdzieś się wymknęła. Podobno miała zająć się opieką nad jakimiś brzdącami. Przeraziło mnie to niezmiernie.

– Oj, dziewczyno, na litość boską, przecież ty nigdy nie opiekowałaś się maluchami! – wykrzyknęłam odruchowo.

Nie mam pojęcia, którzy zrozpaczeni opiekunowie oddali pod opiekę mojej córki swoje maluchy, ponieważ ja nadal obawiam się nawet przygarnąć czworonoga. Moja córka jest rozpieszczona i nieodpowiedzialna, i ma zająć się dziećmi?

– No bo co, jeśli coś się przytrafi? – dopytywałam, chcąc jej uświadomić, jaka to wielka odpowiedzialność.

– A cóż takiego miałoby się przytrafić? – Kasia niedbale uniosła ramiona. – Poza tym sama jeszcze niedawno byłam dzieciakiem.

Cała ta sytuacja tak mnie zestresowała, że rzuciłam się w wir sprzątania, żeby jakoś zabić czas. Po około godzinie miałam flasha, bo Kasia znowu pojawiła się w progu z płaczem. Tylko westchnęłam z rezygnacją i poszłam zrobić jej herbatę.

– Przysięgam, to nie moja wina! – przekonywała mnie. – Byłam z nimi na spacerze i ta mała Lenka nagle mi się wyrwała i popędziła prosto na jezdnię! Całe szczęście, że akurat nic nie nadjeżdżało! Chyba normalne, że się wkurzyłam i przylałam jej? Ty też mnie nieraz zlałaś i jakoś to przeżyłam! – zerknęła na mnie, czekając na reakcję.

– Przyłożyłaś obcemu dziecku? – wydusiłam z siebie, wzdychając. – Cóż, nic dziwnego, że jego rodzice nie skakali z radości…

– Z radości? – parsknęła Kaśka. – Ta większa smarkula momentalnie do nich zadzwoniła i wszystko wypaplała. Wcisnęli mi dychę i powiedzieli, że mam się cieszyć, bo inaczej wezwą gliny za znęcanie się nad dzieciakami!

– Spójrz na to z innej strony, to niezła sumka na start – starałam się ją podnieść na duchu, ale tylko parsknęła śmiechem.

– Daj spokój! Wsadzę je do ramki, w końcu to moja pierwsza wypłata, na którą zapracowałam całkiem sama!

Ubawiły mnie te próby dorobienia do pensji. Ja też kiedyś pracowałam u mojego szwagra, który był właścicielem sieci secondhandów. Dzień przed przyjęciem nowego towaru segregowałyśmy ubrania. Te do niczego się nie nadające lądowały w śmieciach, a resztę wieszałyśmy na wieszakach bądź wrzucałyśmy do sporych koszy. Trochę wysiłku to kosztowało, ale zawsze była okazja do babskich pogaduszek, pośmiania się i zarobienia paru groszy. Poza tym mogłyśmy przebierać w ciuchach i kupić coś dla siebie, rzecz jasna płacąc normalną kwotę.

Myślałaś, że forsa rośnie na drzewach?

Namówiłam Kasię, aby wybrała się ze mną do ciuchlandu jej wujka – może uda jej się wypatrzeć jakieś ładne ciuszki? Przy okazji chciałam ją namówić, żeby zarobiła tak, jak ja kiedyś, rozwieszając ubrania. Moja propozycja bardzo jej się spodobała, a ja miałam satysfakcję, bo czułam, że nareszcie zarobi parę groszy i tym razem nie wróci do domu z płaczem.

Gdy zobaczyłam, jak ciężko się starała i ile wysiłku wkładała w swoją pracę, poczułam wielką dumę. Zero lenistwa, po prostu solidnie wykonywała swoje obowiązki. Mąż mojej siostry był pod takim wrażeniem, że poprosił, by przychodziła co tydzień.

– Ekstra, wujaszku! – rozpromieniła się dziewczyna. – Te cztery koszulki to bym od ręki wzięła – oznajmiła, pokazując skąpe kawałki materiału, które, jak przekonywała, są topowych marek, a koleżanki oszaleją z zazdrości na ich widok.

– Piętnaście, dycha, dwie dychy, siedemnaście… – sumował Staszek. – Razem wychodzi sześćdziesiąt dwa. To troszkę ponad twoją dzisiejszą wypłatę, ale potraktuj to jako upominek od wujka.

Kasia chyba w życiu nie była tak zaskoczona jak w tamtej chwili. Usta otworzyły jej się szeroko ze zdumienia, a błękitne ślepia o mało nie wyskoczyły z orbit.

– To nawet stówy nie udało mi się uzbierać? – zdziwiła się.

Jedna z pań pracujących z nami wybuchnęła gromkim śmiechem.

– Czternastka na godzinę, mała, to naprawdę niezła kasa za taką robotę – odparła. – A co ty sobie myślałaś, że forsa rośnie na drzewach?

Moja pociecha od tamtej pory ani razu nie wspomniała o konieczności wymiany aparatu telefonicznego na nowszy model. Co więcej, z własnej inicjatywy przejrzała garderobę swojej starszej siostrzyczki i przywłaszczyła sobie parę ciuchów do codziennego użytku.

Dodatkowo zaczęła się solidnie przykładać do zgłębiania tajników matematyki. Z tego, co nam opowiada, chce dostać się na studia techniczne, aby w przyszłości nie być skazaną na opiekę nad pociechami innych ludzi. Rozpiera mnie duma z powodu takiej postawy mojej córci. Na całe szczęście przygoda z zarabianiem pozwoliła jej nieco zmądrzeć.

Klaudia, 41 lat

Czytaj także:
„Wolę żyć bez matki niż ją przeprosić. Chce poznać wnuki? Sama powinna wyciągnąć do mnie rękę”
„Dla mojej matki jestem kulą u nogi, liczy się dla niej tylko babcia. Nie zauważyłaby, gdybym wyszła i nie wróciła”
„Zamiast nakarmić córkę wolałem siedzieć w wirtualnym świecie. Od komputera nie wstawałem nawet do toalety”

Redakcja poleca

REKLAMA