Mój mąż jest niesamowicie twardym facetem. Prawdziwy sportowy maniak – regularnie chodzi na siłkę, pływa i biega. Kiedyś trenował karate i grał w kosza, a teraz non stop ćwiczy, żeby być w formie. Kiedy usłyszał, że urodzi nam się synek, to skakał z radości. Już sobie wyobrażał, jak razem będą uprawiać wszystkie sporty, które go tak pasjonują. Pamiętam, że gdy byłam jeszcze w ciąży, chodził po domu i zastanawiał się co zrobi, jeśli dzieciak nie polubi tych samych dyscyplin co on.
Był drobny i mizerny
– Słuchaj, a co jeśli on nie będzie zainteresowany siłownią, tylko na przykład chodzeniem po górach? Bo ja o wspinaczce to nie mam pojęcia. Jak my wtedy znajdziemy wspólny język? – zamartwiał się nie na żarty, a mnie to rozbawiło.
– Daj spokój, kochanie. On jest jeszcze u mnie w brzuchu. Nie zapeszaj…
Sytuacja nie uległa poprawie, wręcz przeciwnie – odczuwał jeszcze większy niepokój.
Narodziny synka przed terminem spowodowały sporo komplikacji. Jurek praktycznie nie odchodził od malucha kiedy przebywał w szpitalu, nawet zrezygnował na jakiś czas z pracy. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i mogliśmy zabrać naszego szkraba do domu.
Dokładaliśmy wszelkich starań, aby bobas przytył, bo był naprawdę mizerny. Mimo naszego wielkiego poświęcenia, efekty okazały się mierne. Czas płynął nieubłaganie, a Antoś wciąż pozostawał drobnym chłopczykiem.
Tomek nie potrafił tego zaakceptować. Kiedy nasz syn miał zaledwie cztery lata, postanowił zapisać go na zajęcia karate. Antoś jednak już po pierwszych zajęciach rozpłakał się, twierdząc, że nie chce tam chodzić. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu zmuszać dziecka, bo ewidentnie to nie jest jego żywioł.
Którejś zimy mąż wpadł na pomysł, by nauczyć Antosia jeździć na łyżwach. Szybko się okazało, że mały również za tym nie przepada. Po tygodniu nasz synek przeziębił się okropnie, a na lodowisko już nigdy nie wrócił.
Gdy tylko zaczęło się robić ciepło, mężowi przyszło do głowy, że dla prawidłowego rozwoju fizycznego dobrze byłoby, żeby nasz syn zaczął uprawiać jakiś sport. Znalazł nawet w pobliżu klubik, który prowadził zajęcia dla takich maluchów. Niestety, Antoś nie polubił także tych treningów. W ostatniej próbie postawiliśmy na piłkę nożną, ale i to okazało się porażką. Wtedy zrozumiałam, że nasze dziecko zwyczajnie nie przepada za sportem.
Niestety, moje argumenty nie przemówiły do Tomka. Miałam poczucie, że właściwie nic go nie przekona, ponieważ uparcie trzymał się wizji Antka jako przyszłego sportowca. Poza tym przy okazji odkryliśmy coś innego. Kiedy nasz sześcioletni syn porzucił piłkę nożną, potrafił już swobodnie czytać. Wtedy stało się jasne, że to właśnie książki i zdobywanie wiedzy są jego prawdziwą pasją.
„Ogarnij się, chłopie!”
Szczerze mówiąc odziedziczył to po swojej mamie. Mimo że poznałam męża na siłowni, nigdy nie byłam fanką sportów. W związku z tym skupiłam się na nauce i wychowaniu naszego synka, podczas gdy Tomek ciągle starał się zaszczepić w nim zamiłowanie do aktywności fizycznej. Niestety, z biegiem lat mąż coraz bardziej się niecierpliwił. Początkowo z powodu braku chęci do ćwiczeń u syna, a później, kiedy uznał, że nie widzi w nim swojego odbicia. Przekładało się to na ich wzajemne stosunki oraz na uczucia Antka, który był niezwykle wrażliwym dzieckiem.
Zdarzało się, że Tomek mocno trącił albo pchnął Antka, kiedy chłopiec się guzdrał. Kiedyś poszliśmy pograć w ringo do parku ze znajomymi. Antoś radził sobie najsłabiej z całej ekipy. Lepsza od niego była nawet młodsza córeczka naszej znajomej. W końcu przy którymś podejściu do kółka Antek przewrócił się, a Tomek doskoczył do niego i zaczął go siłą podnosić.
– Ogarnij się, bo przynosisz mi wstyd! – zaczął drzeć się na całe gardło.
– Tato, daj spokój… Proszę… – błagał wystraszony Antoś.
– Dziewczyna cię rozwala w tej grze! Jak ty się zachowujesz, chłopie?
Natychmiast zareagowałam, ale w domu rozpętała się kłótnia. Mimo że Tomek był silny, nie dałam się zdominować. Może brakowało mi jego tężyzny i krzepy, ale miałam silną wolę. Na moment zapanował spokój, ale nie trwało to długo. Ciągle wracał do tego przeklętego tekstu: „Co z ciebie za mężczyzna?”, a Antoni za każdym razem miał łzy w oczach, słysząc te słowa.
Tomek usiłował również na inne sposoby przekonać naszego syna do męskiego świata. Pewnego razu wybrał się z dziesięcioletnim Antkiem na biwak, który zakończył się totalną porażką. Chłopiec, doprowadzony do rozpaczy, po kryjomu wziął od ojca telefon i zadzwonił do mnie z prośbą, abym po niego przyjechała.
Innym razem Tomek zaprosił do domu swoich kumpli i celowo kpił z syna tak, aby ten wszystko słyszał. Później wyjaśniał mi, że chciał w ten sposób zawstydzić Antka, aby maluch pojął, jak ważny jest dla taty sport. Nie wytrzymałam i po prostu wybuchłam.
– Ty stary dziadzie, tu nie chodzi o ciebie! Liczą się tylko potrzeby twojego dziecka! – darłam się na całe gardło, a w głowie zakiełkowała mi myśl o zakończeniu naszego małżeństwa. – Że też zgodziłam się wyjść za takiego bezmózgiego idiotę!
– Przestań się drzeć i robić sceny! – burknął pod nosem.
Wreszcie Antek zrewanżował się ojcu
Na szczęście w końcu zrozumiał, że młody to nie jego klon. Sytuacja okazała się… bolesna dla niego samego.
Z okazji Mikołajek w szkole Antka zorganizowano konkurs o tematyce ogólnej. Zasady były proste: startować miały pary złożone z rodzica i dziecka. Pomyślałam, że to świetna okazja, by zgłosić ich obu.
Liczyłam, że spędzą trochę czasu razem w otoczeniu, w którym Antoś czuje się swobodnie, a przy okazji zacieśnią więzi. Antek, mimo zaledwie jedenastu lat, był niezwykle bystrym chłopcem. Jego wychowawczyni namawiała go do udziału w zawodach. Tomek początkowo nie pałał entuzjazmem, ale ostatecznie dał się przekonać. W końcu nie wypadało mu odmówić, bo to kwestia honoru.
Gdy dotarliśmy na miejsce, umiarkowana radość Tomka szybko przerodziła się w rozczarowanie, bo zasady quizu okazały się zupełnie inne niż się spodziewał. Konkurs polegał na zadawaniu pytań z zakresu materiału z podstawówki, a tata i syn mieli odpowiadać na zmianę. W przypadku, gdyby ojciec nie znał odpowiedzi albo podał błędną, potomek mógł go skorygować – i analogicznie w drugą stronę. Wtedy jednak zespół dostawał tylko połowę punktu, a nie cały.
Mnie też by minęła ochota do gry, gdybym była w jego sytuacji, to zupełnie normalne. Ale patrząc na to z boku, chyba bym aż tak bardzo nie spanikowała jak mój małżonek.
– Panie Tomaszu, proszę podać nazwę stolicy Boliwii – nauczycielka zwróciła się do mojego męża, a on zrobił się biały jak ściana.
Antek przyglądał się tacie z boku, a w jego spojrzeniu dostrzegłam coś osobliwego. Wydawało mi się, że był to błysk zadowolenia.
– Nie mam pojęcia – westchnął mój mąż, dając za wygraną.
– Sucre! – rzucił Antek. To była pierwsza wpadka Tomka.
„Jesteś najbystrzejszym chłopakiem pod słońcem”
No i poleciały następne pytania. Tomek z puli dziesięciu pytań był w stanie odpowiedzieć tylko na jedno: Z ilu graczy składa się zespół siatkarzy? Tego akurat był pewien. Natomiast przy wszystkich pytaniach z matematyki, chemii, biologii czy języka polskiego za każdym razem dawał plamę, a Antek bez pudła go prostował i na swoje pytania odpowiadał jak z nut.
Gdy zmagania dobiegły końca, odniosłam wrażenie, że twarz Tomka przybrała kolor dojrzałego buraka i najchętniej schowałby się gdzieś głęboko pod ziemią. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby był aż tak zawstydzony…
W tym samym czasie nauczyciele ruszyli w jego kierunku, by pogratulować mu bystrego syna. Kiedy wyszliśmy ze szkoły, Tomek sprawiał wrażenie tak wyczerpanego, że przeszło mi przez myśl, że usiądzie na chodniku tuż przed drzwiami wejściowymi, aby zregenerować siły.
– Spokojnie, tatusiu. Jak będę w twoim wieku to też wylecą mi z głowy te wszystkie bzdury – powiedział Antek zupełnie bez złości, co wprawiło mnie w osłupienie.
– Ależ skąd, synu. Na pewno będziesz wszystko pamiętał, bo przecież jesteś najbystrzejszym chłopakiem pod słońcem. Odziedziczyłeś to po swojej mamusi – wyszeptał ochryple Tomek, czochrając mu włosy na głowie.
Nigdy wcześniej nie czuł takiej dumy ze swojego syna! Zrozumiał, że jego potomek jest od niego bystrzejszy. I to nie tylko pod względem wiedzy, ale również mądrości życiowej. Przestał znęcać się psychicznie nad Antkiem. Nie powiem, że całkowicie dał mu spokój; ludzie potrzebują czasu, by zmienić swoje nawyki. Niemniej jednak z pewnością stał się lepszym tatą, ponieważ zdaje sobie sprawę, że Antek to syn, na jakiego do tej pory nie zasłużył.
Natalia, 42 lata
Czytaj także:
„Żona z Komunii córki chce zrobić małe wesele. Nie będę sponsorować jej głupich pomysłów za 40 tysięcy”
„Była żona nie pozwalała mi widywać się z synami. Wmawiała im, że tatuś się znudził niańczeniem dzieciaków”
„Brat wiedział lepiej, jak powinienem troszczyć się o własne dzieci. Gdy doczekał się swoich, miał papkę zamiast mózgu”