Dokładnie cztery tygodnie temu miałam brać ślub. Na głowie spoczywałby rodzinny welon po babci, moje ciało okrywałaby piękna koronkowa suknia w kolorze śnieżnej bieli, a dłonie trzymałyby bukiet z róż… Niecierpliwie wyczekiwałabym momentu, gdy pojawi się mój przyszły mąż i wspólnie staniemy przed rodzicami po ich błogosławieństwo. A potem, już jako świeżo poślubiona para, wyszlibyśmy z kościoła żegnani tradycyjnym deszczem ryżu.
Nie lubił imprezować
Jednak wszystko wzięło w łeb, bo na tydzień przed ceremonią definitywnie skreśliłam Michała ze swojego świata. Powód? Chodziło o wieczór kawalerski, którego… tak naprawdę nigdy nie było. Okazało się, że mój narzeczony nie miał najmniejszej ochoty świętować ostatnich chwil swojego kawalerskiego życia. Kompletnie nie odpowiadała mu perspektywa imprezowania w knajpach ze znajomymi. Taka forma rozrywki zupełnie nie trafiała w jego gust i oczekiwania.
– Od pierwszego spotkania wiedziałem, że chcę z tobą spędzić resztę życia i stanąć przed ołtarzem. Wieczór kawalerski mnie nie interesuje, wolę poczekać na prawdziwą zabawę podczas wesela – stwierdził. Mimo to namawiał mnie, żebym koniecznie zorganizowała sobie babski wieczór z koleżankami. W końcu panieński to taka tradycja, której warto się trzymać, no nie?
– Mogę cię podrzucić później do mieszkania, ale nie ma problemu, jeśli wolisz wrócić na własną rękę. Po prostu daj mi znać. Baw się dobrze – rzucił tamtego wieczoru, podziwiając mój nowy strój. – A może kiedyś dla mnie też się tak ładnie ubierzesz? – spytał, uśmiechając się pod nosem.
Całkiem niezła była ta impreza. Jednak kiedy tańczyłam z różnymi chłopakami i popijałam kolejne drinki, coraz bardziej brakowało mi Michała. Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak cudownie się przy nim czuję, jak wspaniale się uśmiecha i jak pięknie pachnie… W końcu, gdy zbliżał się ranek, stwierdziłam, że czas zakończyć imprezowanie. Złapałam za telefon i zadzwoniłam do niego z prośbą o podwózkę. Jak zawsze niezawodny – przyjechał i cierpliwie czekał pod klubem, podczas gdy żegnałam się z ekipą.
Byłam szczęśliwa
Choć byłam pod wpływem alkoholu, on w ogóle tego nie skomentował, co sprawiło, że zrobiło mi się jeszcze cieplej na sercu. Po prostu zaoferował mi swoje ramię do podtrzymania i razem ruszyliśmy uliczkami Starego Miasta w kierunku jego zaparkowanego samochodu.
Podczas spaceru na przemian chichotałam i śpiewałam cicho różne melodie. Przepełniała mnie radość, ale nie tyle z powodu spędzonej wesoło nocy, co ze świadomości, że niebawem zwiążę się na zawsze z tak wspaniałym i opiekuńczym mężczyzną.
– Popatrz, jaki ten świat jest wspaniały…
– No siema, maleńka! Może być jeszcze lepiej – dobiegły mnie nagle rechoty i od razu zrzedła mi mina. Kilku kolesi idących za nami ewidentnie nie miało zamiaru odpuścić i kontynuowali zaczepki. – Kochaniutka, chodź z naszą ekipą. Po co ci ten chudzielec? Przyłącz się.
Ci goście nie mieli od nas dużo więcej lat, ale mimo że szli trochę chwiejnym krokiem, coraz bardziej się do nas zbliżali. Widząc to, Michał zaczął iść jeszcze szybciej, ciągnąc mnie za sobą.
– Trzeba było siedzieć cicho… – syknął ze złością. Spuściłam wzrok, czując strach. Próbowałam za nim nadążyć, ale wysokie obcasy mocno to utrudniały. – No dalej! Jak przejdziemy przez ten skwer, to już będziemy przy parkingu – ponaglał mnie, nie przejmując się tym, że potykam się na nierównej nawierzchni.
– Ej, weź ją na ręce! Trzeba by mieć trochę krzepy! – Krzyknął któryś z nich, wywołując falę śmiechu wśród kolegów, którzy zaczęli rzucać w naszym kierunku coraz bardziej wulgarne teksty.
Zrobiło się groźnie
– Zaczekaj chwilę – wymamrotałam i… nagle mój obcas wpadł w szczelinę na chodniku, przez co wylądowałam jak długa na bruku.
Michał szarpnął mnie do góry tak gwałtownie, że coś chrupnęło mi w barku. Wyczuwałam jego wściekłość.
– Ej, koleś! – Jeden z typów podbiegł do nas i zagrodził przejście.
– Niezły ciuch nosisz – rzucił w kierunku przerażonego Michała. Nie dał mu nawet szansy na reakcję – od razu chwycił go za kurtkę i przewrócił.
– Błagam, zostawcie go – krzyknęłam, gdy Michał próbował podnieść się z ziemi. – Za tydzień bierzemy ślub.
– Ha, w takim razie należy wam się upominek, prawda koledzy?! – Wrzasnął jeden z bandziorów stojących z tyłu i ruszył w moim kierunku.
Poczułam gwałtowne bicie serca, które waliło mi jak oszalałe. Instynktownie szukałam wsparcia u mojego partnera, ale Michał gdzieś się ulotnił. Podczas gdy ja stałam w snopie światła ulicznej lampy, on schował się w mroku, jakby nie chciał mieć z tym wszystkim nic wspólnego.
Sytuacja robiła się coraz gorsza – byłam sama przeciwko grupie podchmielonych mężczyzn, którzy nie zamierzali odpuścić. Na dodatek mój wygląd zdawał się ich prowokować – lśniąca mini, staranna fryzura, mocny make-up i wysokie obcasy, które specjalnie dobrałam na dzisiejszy wieczór…
Opuścił mnie
– Michał… – wyszeptałam. Główny napastnik tylko się zagadkowo uśmiechnął, podczas gdy jego kumple stali bez ruchu, czekając na znak do ataku.
– I jak myślisz, kochaniutka, co się teraz stanie? – Rzucił, zalatując wódką na kilometr.
Nie mam pojęcia, jaki los by nas spotkał – szczególnie mnie – gdyby nie radiowóz, który właśnie w tej chwili wyjechał z bocznej ulicy. Na widok migających świateł zbliżającego się auta policyjnego, cała grupa błyskawicznie czmychnęła w pobliską ciemną alejkę. Zostałam sama, ale strach całkowicie mnie sparaliżował.
– Dzień dobry! Wszystko w porządku? – Odezwał się funkcjonariusz, wychylając głowę z radiowozu. – Ta okolica nie jest bezpieczna o tej godzinie, zwłaszcza dla samotnie spacerującej kobiety. Chętnie podwieziemy panią w kierunku postoju taksówek.
– Dziękujemy za troskę, ale nie trzeba – nagle pojawił się Michał. Rany, prawie zapomniałam o jego obecności… – Jestem z nią, to moja przyszła żona. Odprowadzę ją bezpiecznie do mieszkania – odpowiedział, starając się brzmieć opanowanie.
– Dobranoc więc. I spokojnego wieczoru – powiedział funkcjonariusz, wpatrując się we mnie uważnie, jakby dokładnie wiedział, co wydarzyło się kilka minut temu. Kiedy odjechał, poczułam jak Michał chwyta moją dłoń. Próbowałam się odsunąć, ale mój narzeczony trzymał mnie zbyt mocno.
Miałam go dość
Wracaliśmy do domu w kompletnej ciszy. Następny dzień spędziłam zamknięta w swoim pokoju, zalewając się łzami i zmagając się z okropnym kacem oraz przygnębieniem. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie ten policyjny patrol… To musiało być przeznaczenie.
Bez słowa wyjaśnienia pozbyłam się ciuchów, które miałam na sobie dzień wcześniej – sukienka i buty wylądowały w koszu. Nie mogłam patrzeć na rzeczy, które przypominały mi moment, kiedy runęły moje marzenia o idealnym narzeczonym. Zero kontaktu ze znajomymi, a szczególnie z moim chłopakiem – po prostu wyłączyłam komórkę.
W domu zgrywałam, że mam potwornego kaca. Po południu zjawił się Michał, przyniósł kwiaty. Nie potrafił nawet na mnie spojrzeć, kiedy sypał przeprosinami za to co zrobił. Zapewniał, że chociaż stał z boku, to był gotów zareagować, gdyby tamci kolesie próbowali czegoś więcej. Ta, jasne…
– Wyrzucam sobie, że strach mnie sparaliżował, choć teraz już się uspokoiłem. Niewiele brakowało, a rzuciłbym się na tego faceta. Widziałaś te jego obleśne spojrzenia w twoją stronę?! Co za wstrętny koleś. Kochanie, nigdy bym nie pozwolił, żeby coś ci się stało. Proszę, musisz we mnie wierzyć. Błagam, daj mi szansę – prosił zapłakany Michał. – Szkoda, że to wszystko tak wyszło. Tak, popełniłem błąd, przyznaję to szczerze, ale każdy ma jakieś wady, momenty słabości – tłumaczył się, obsypując moje dłonie pocałunkami.
Znienawidziłam go
Moje uczucie do niego było tak silne, że chciałam przyjąć każde jego słowo i wymazać z pamięci to wszystko – tych typów, ich wstrętne fantazje, sposób w jaki się gapili i odór piwa. Jednak w momencie, kiedy Michał spróbował mnie pocałować i nasze oczy się spotkały, coś się we mnie załamało.
Kiedy zbliżył się i chciał mnie pocałować, poczułam jak wszystko przewraca mi się w środku. Wstręt, który nagle we mnie wezbrał, był potężniejszy niż wszystkie uczucia, jakie wcześniej do niego miałam. Instynktownie się odsunęłam. Wtedy Michał rozpłakał się i zaczął błagać o zrozumienie. Jego rozpacz była tak donośna, że zaniepokoiła moją mamę i tatę. Zapukali, słysząc tylko płacz z drugiej strony, postanowili wejść i zobaczyć co się stało.
– Ślub się nie odbędzie – oznajmiłam, gdy tylko przekroczyli próg. – To nie jest chwilowy wybryk. Mam naprawdę poważne powody, dla których tak zdecydowałam.
Wstałam i ruszyłam do łazienki, gdzie odkręciłam wodę. Wlałam jej prawie po brzegi wanny, po czym zanurzyłam się w niej aż po kark. Chciałam zmyć z siebie każdy ślad – jego łzy, dotyk ust i słowa miłości. Musiałam zapomnieć o wszystkich uczuciach, które kiedyś żywiłam do Michała.
– Nie martw się, mamo, wszystko w porządku – odkrzyknęłam, słysząc jej zmartwione pukanie do drzwi. – Naprawdę nic się nie dzieje – powiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się pierwszy dzisiaj uśmiech, bo czułam w sercu, że wybrałam właściwie.
Dagmara, 24 lata
Czytaj także:
„Z naszego konta zaczęły znikać pokaźne sumki. Gdy znaleźliśmy winnego nie wierzyliśmy, że mogliśmy być takimi głupcami”
„Moja przyjaciółka była dla mnie jak siostra. Nie sądziłam, że jedna zdradzona tajemnica sprawi, że ta przyjaźń runie”
„Rodzice z dnia na dzień zakręcili nam kurek z pieniędzmi. Powinni mi pomagać, bo ja się na świat nie pchałam”