„W dzień ślubu odkryłam paskudną prawdę o narzeczonym. Myślałam, że się rozkleję, ale postawiłam na zemstę słodką jak pączek”

wściekła panna młoda fot. Adobe Stock, pashyksv
„W jednej chwili jestem upokorzona, wściekła, rozczarowana. Cztery lata. Cztery lata spędziłam z człowiekiem, który w głębi duszy nigdy mnie nie szanował. Cztery lata łudziłam się, że jestem dla niego kimś wyjątkowym”.
/ 02.03.2025 11:15
wściekła panna młoda fot. Adobe Stock, pashyksv

Dzień ślubu. Powinnam czuć euforię, ekscytację, radość tak wielką, że unosi mnie nad ziemię. A jednak, gdy otwieram oczy, zamiast szczęścia czuję ścisk w żołądku. Nerwy? Pewnie tak. Każda panna młoda się stresuje, prawda?

Leżę jeszcze chwilę w łóżku, wsłuchując się w cichy szum świata za oknem. To dzisiaj mam powiedzieć „tak” Kamilowi. Mężczyźnie, z którym spędziłam ostatnie cztery lata. Mężczyźnie, którego kocham… a przynajmniej tak mi się wydawało.

Ostatnio był jakiś inny

Zdystansowany, chłodniejszy. Tłumaczyłam sobie, że to stres, że może męczy go organizacja ślubu, że faceci nie przeżywają takich rzeczy tak jak my. Ale teraz, w tej chwili, kiedy powinnam czuć pewność, zamiast niej mam tylko niepokój.

Nagle do pokoju wpada Klaudia.

– Musisz to zobaczyć. Natychmiast.

Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy. Pokazuje mi telefon i widzę zrzut ekranu rozmowy Kamila i jego kumpli.

„Haha, serio, to cud, że ktoś ją w ogóle chce. Ale co, przynajmniej będzie gotować.”

Wpatruję się w te słowa i nie mogę oddychać.

Patrzę na siebie w lustrze. Suknia leży idealnie, makijaż jest bezbłędny, ale ja… ja nie widzę w odbiciu szczęśliwej panny młodej. Widzę kobietę, która właśnie zrozumiała, że była ślepa.

Klaudia stoi za mną, jej oczy płoną gniewem.

– Musisz coś z tym zrobić, Ania. Nie możesz za niego wyjść.

Jej głos jest twardy, stanowczy, jakby musiała powiedzieć to za mnie, bo ja wciąż nie mogę wydusić z siebie słowa.

W głowie mam mętlik

W jednej chwili jestem upokorzona, wściekła, rozczarowana. Cztery lata. Cztery lata spędziłam z człowiekiem, który w głębi duszy nigdy mnie nie szanował. Cztery lata łudziłam się, że jestem dla niego kimś wyjątkowym.

– To cud, że ktoś mnie chce… – powtarzam szeptem, jakby te słowa były w innym języku, jakbym dopiero teraz zaczynała rozumieć ich znaczenie.

Klaudia kładzie mi dłoń na ramieniu.

– Nie musisz tego robić – mówi delikatniej.

Patrzę na siebie jeszcze przez chwilę, aż w końcu powoli się uśmiecham.

– Masz rację – mówię. – Nie muszę.

Ale zrobię to po swojemu.

Kościół jest pełen ludzi. Wszyscy na mnie patrzą, zachwyceni, wzruszeni, gotowi na piękną ceremonię. Widzę moją rodzinę, rodziców Kamila, przyjaciół, znajomych.

Widzę też jego. Kamil stoi przy ołtarzu, uśmiechnięty, pewny siebie. Nieświadomy.

Zatrzymuję się tuż przed nim. Kapłan patrzy na mnie z łagodnym uśmiechem.

Czy ty, Anno, bierzesz tego oto Kamila za męża?

Biorę głęboki oddech.

– Zanim odpowiem, chciałabym coś przeczytać.

Z kieszeni sukni wyciągam telefon. Kamil sztywnieje. Goście zaczynają szeptać.

– „Haha, serio, to cud, że ktoś ją w ogóle chce. Ale co, przynajmniej będzie gotować.”

Słyszę, jak ktoś wstrzymuje oddech. Widzę, jak matka Kamila wbija w niego przerażone spojrzenie. Paweł, świadek, spuszcza wzrok.

Kamil porusza ustami, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk.

– Moja odpowiedź brzmi: nie – mówię wyraźnie.

Odwracam się i powoli, z dumą, wychodzę z kościoła.

Za mną rozbrzmiewają oklaski

Nie uciekałam z płaczem. Nie było dramatycznego biegu przez ulicę, nie było łez rozmazujących makijaż. Wyszłam z podniesioną głową, a Klaudia zaraz za mną.

To było absolutnie epickie – mówi, ledwo powstrzymując śmiech.

Słyszę za sobą kroki. Kamil.

– Anna, proszę… – Jego głos jest inny niż zwykle. Już nie pewny siebie, już nie z góry.

Odwracam się do niego.

– Proszę, co? – pytam zimno.

Goście wychodzą za nim, patrzą, szepczą. Kamil rozgląda się wokół siebie, próbując ratować sytuację.

– To były tylko głupie żarty…

Parskam śmiechem.

– Tak, Kamilu. Naprawdę cud, że ktoś mnie chciał – mówię powoli. – Ale ten cud właśnie się skończył.

Odwracam się i odchodzę, zostawiając go wśród szepczących ludzi, którzy jeszcze tydzień temu myśleli, że będą dziś pić za nasze zdrowie.

Godzinę później siedzę w barze, wciąż w sukni ślubnej, z kieliszkiem wina w dłoni. Klaudia naprzeciwko mnie, z szerokim uśmiechem, unosi swoją szklankę.

Za ciebie, moja droga – mówi. – Najodważniejszą pannę młodą, jaką widziałam.

Śmieję się i stukamy się kieliszkami. W tle leci jakaś jazzowa piosenka, barmanka zerka na mnie z ciekawością. Muszę wyglądać komicznie – suknia wciąż nieskazitelnie biała, włosy idealnie ułożone, a ja zamiast wesela siedzę tu, popijając wino.

I wiesz co? Nie czuję się ani trochę smutna.

Klaudia wpatruje się we mnie uważnie.

– No dobra, co teraz? – pyta.

Myślę przez chwilę. Mam całe życie przed sobą, mam wolność, mam siebie.

– Teraz? – uśmiecham się. – Teraz robię to, na co mam ochotę.

Biorę kolejny łyk wina i patrzę przez okno na świat, który właśnie otworzył się przede mną. Po raz pierwszy od dawna naprawdę czuję, że to mój świat.

I że dopiero się zaczyna.

Anna, 28 lat

Czytaj także:
„Moje małżeństwo było jak pączek bez cukru. Życie osładzał mi kochanek w sieci, aż dowiedziałam się, kim jest naprawdę”
„Mąż nalegał na przeprowadzkę, a ja się zgodziłam. Żył jak pączek w maśle, bo piętro wyżej mieszkała jego kochanka”
„Na balu przebierańców szukałem gorącego flirtu. Nie wiedziałem jednak, że pod maską ukrywa się dobrze znana mi twarz”

Redakcja poleca

REKLAMA