„Uciekłam od męża, a on oskarżył mnie w sądzie, że porzuciłam rodzinę. Wymyślił, sobie że zostawi mnie z niczym”

Rozwódka fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
Nie miało dla niego znaczenia, że mieszkanie zdobyliśmy głównie dzięki finansowemu wsparciu moich rodziców. Kupiliśmy je po ślubie, więc Robert domagał się równego podziału majątku. Jedyne, na co zgodził się bez awantur, to przyznanie mi opieki nad dziećmi.
/ 05.10.2021 11:45
Rozwódka fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Grześka poznałam w liceum. Był tzw. spadochroniarzem – nie zdał w drugiej klasie i w ten sposób trafił do mojej. To były czasy, kiedy królowały punk i rock – Grzesiek był typowym dzieckiem tamtych lat.

Wyciągnięte swetry, fryzura postawiona na białko albo piwo, glany na nogach. No i palił – nie dziwię się moim rodzicom, że go nie polubili. Ja zresztą też wcale nie szukałam jego towarzystwa. Jednak dość szybko się przekonałam, że powierzchowność to jedno, a charakter – co innego. Grzesiek okazał się niesamowicie wrażliwym i fajnym chłopakiem. Kilka razy wracaliśmy razem ze szkoły i rozmawialiśmy. Widziałam go też parę razy na imprezach. Sprawiał wrażenie wyluzowanego abnegata, a w rzeczywistości był naprawdę super!

Pod koniec drugiej klasy byliśmy parą

Niestety, moi rodzice nie puszczali mnie z nim nigdzie, chociaż akurat pod opieką Grześka czułam się absolutnie bezpieczna. Był o wiele bardziej odpowiedzialny niż inni, lecz dla rodziców jego wygląd – no i oceny – były głównym wyznacznikiem wartości. Może gdybym ja uczyła się lepiej, wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale moje stopnie też pozostawiały sporo do życzenia i mama doszła do wniosku, że to wpływ Grześka. Nie była to prawda, lecz nie dała się przekonać.

Zakazała nam spotkań, więc kłamałam, że idę do koleżanki, a umawiałam się z Grześkiem. Jednak takie utrudnienia dały efekt. Tym bardziej że Grzesiek w połowie trzeciej klasy wyleciał ze szkoły (zamienił ją na liceum dla dorosłych). Widywaliśmy się więc coraz rzadziej. W dodatku ja zainteresowałam się innym chłopakiem… No i pod koniec liceum my byliśmy już parą, a Grzesiek pozostał przyjacielem. Bo przyjął nasze rozstanie z klasą.

Widziałam, że to go przybiło, ale nie próbował mnie zatrzymać. Przez chwilę nawet utrzymywaliśmy kontakt, czasami dzwonił. Ale ponieważ Robert był wyraźnie zazdrosny o mój poprzedni związek, zerwałam i to. Robert moim rodzicom się spodobał. Może dlatego, że z wyglądu był całkowitym przeciwieństwem Grześka, a może dlatego, że naprawdę robił dobre wrażenie. Zawsze przychodził z jakimś kwiatkiem dla mojej mamy, a w dodatku ja przy nim zaczęłam się uczyć. No – to akurat nie była zasługa Roberta, po prostu w klasie maturalnej doszłam do wniosku, że muszę się wziąć do galopu.

Ale starzy byli zachwyceni zmianą…

Pewnie dlatego nie wpadli w przesadną panikę, kiedy zaraz po maturze okazało się, że jestem w ciąży. Owszem, ojciec wrzeszczał, mama na początku rozpaczała, ale zaraz potem zabrali się do organizowania wesela. Po ślubie zamieszkaliśmy u rodziców Roberta – mieli domek. Na świat przyszedł Jerzyk, a po dwóch latach Emilka. Wtedy też z pomocą moich rodziców kupiliśmy własne mieszkanie i usamodzielniliśmy się w pełni.

Ja studiowałam zaocznie. Robert skończył studium pomaturalne i podjął pracę.

Niestety, ta cała sielanka trwała zaledwie kilka lat. Robert zawsze lubił wypić, co kiedyś mi nie przeszkadzało. Jednak teraz, kiedy mieliśmy dzieci i obowiązki, oczekiwałam od niego większej odpowiedzialności. To był punkt zapalny, który doprowadził do wielkiej wojny. Jerzyk miał prawie 16 lat, kiedy podjęłam decyzję o rozwodzie. Tak naprawdę powinnam była zrobić to dużo wcześniej, zaraz po tym, gdy Robert pierwszy raz podniósł na mnie rękę. Jednak ciągle miałam nadzieję, że mój mąż się zmieni, tak jak nieustannie obiecywał.

Nie chciałam rozbijać rodziny, odbierać dzieciom ojca. Kładłam uszy po sobie, gdy Robert wracał po alkoholu, i robiłam wszystko, żeby go nie drażnić i załagodzić wszelkie konflikty. Ale w którymś momencie miałam już dość. Zaczęło do mnie docierać, że to do niczego nie prowadzi. W dodatku dzieci, coraz starsze i rozumniejsze, cierpiały, widząc, jak tata mnie traktuje.

Doszłam do wniosku, że dużo mniejszą krzywdę im wyrządzę, jeśli się rozstaniemy, niż gdyby miały tkwić w takiej patologicznej rodzinie. Rozwód przeżyłam bardzo ciężko. Po pierwsze, Robert, który najpierw wpadł we wściekłość, a potem usiłował mnie zatrzymać, wreszcie skierował przeciw mnie całą swoją nienawiść. Wyzywał przy najmniejszej okazji, szarpał, dokuczał mi. Doprowadził do tego, że wyprowadziłam się z dziećmi do swoich rodziców.

A wówczas on w sądzie stwierdził, że porzuciłam dom, a dzieci przeze mnie mają dalej do szkoły i gorszy komfort życia. W dodatku procesował się o każdy grosz. Nie miało dla niego znaczenia, że mieszkanie zdobyliśmy głównie dzięki finansowemu wsparciu moich rodziców. Kupiliśmy je po ślubie, więc Robert domagał się równego podziału majątku. Jedyne, na co zgodził się bez awantur, to przyznanie mi opieki nad dziećmi.

Ale już w sprawie alimentów zrobił z siebie biedaka i ofiarę losu. Ciągnęło się to wszystko prawie trzy lata i pod koniec byłam już u kresu wytrzymałości. Nie wiem, jakbym sobie z tym wszystkim poradziła, gdyby nie rodzice i… Grzesiek. Jednak jesteśmy sobie przeznaczeni Spotkaliśmy się w sądzie. Ja wyszłam z kolejnej rozprawy roztrzęsiona i musiałam ochłonąć, zanim wsiadłam za kierownicę. Weszłam więc do kafejki przy budynku sądu na kawę. Tam Grzesiek do mnie podszedł. Okazało się, że i on się rozwodzi. Tyle że u niego przebiegło wszystko bez komplikacji. Żona poznała jakiegoś faceta i nie chciała dalej ciągnąć małżeństwa. Zgodziła się nawet, żeby to Grzesiek zajmował się ich córką, ona chciała mieć wolną rękę…

Przesiedzieliśmy wówczas nad tą kawą ze dwie godziny

Pomimo długiej rozłąki nie mieliśmy problemów z odnalezieniem wspólnego języka. Co więcej – oboje zgodnie doszliśmy do wniosku, że musimy się jak najszybciej znowu zobaczyć. Już podczas trzeciego spotkania zrozumieliśmy, że nasze uczucie na nowo wybuchło. A może ono nigdy nie zgasło? Może, gdyby nie moi rodzice i ich usilne próby rozbicia naszego związku, to nigdy byśmy się nie rozstali? W każdym razie, w chwili gdy mój rozwód wreszcie stał się faktem, ja już od kilku miesięcy byłam z Grześkiem.

Początki nie były łatwe – poza miłością, którą siebie darzyliśmy, musieliśmy jeszcze przebrnąć przez nasze bolesne doświadczenia i złe wspomnienia nieudanych związków. Oboje zostaliśmy skrzywdzeni. Ja przez alkoholika, który mnie bił, Grzesiek przez kobietę, która go zdradzała. Musieliśmy się nauczyć ufać partnerowi. Zajęło nam to kilka miesięcy.

Na początku nie mówiłam rodzicom, z kim się spotykam. Oni cieszyli się, widząc, że znowu się uśmiecham, dbam o siebie. Pytali oczywiście, kto to, ale powiedziałam, że sama muszę najpierw dojść z tym wszystkim do ładu, a dopiero potem, jeżeli okaże się, że to coś poważnego, przedstawię im swojego mężczyznę. Owszem, przeżyli szok.

Grzesiek oczywiście wygląda teraz inaczej niż przed laty. Jest w końcu facetem koło czterdziestki, a nie zbuntowanym nastolatkiem. Poza tym skończył studia i pracuje w banku, więc nosi garnitury, a nie wyciągnięte swetry. Mimo to widziałam, że z trudem przyjęli do wiadomości fakt, że znowu jesteśmy razem. I że to akurat Grzesiek wyciągnął mnie z dna.

A może dotarło do nich, że niepotrzebnie ingerowali w naszą miłość przed laty? Może to trochę przez nich oboje utknęliśmy w nieudanych związkach.

Nasze dzieci – córka Grześka, mój syn i córka – szybko zaakceptowali nową sytuację, i co równie ważne, polubili się wzajemnie. Przez ponad rok zastanawialiśmy się, co zrobić dalej z naszym życiem. Trochę baliśmy się stawiać wszystko na jedną kartę. Ja nadal gnieździłam się z dziećmi u rodziców, Grzesiek mieszkał w swoich dwóch pokojach… Na początku zeszłego roku podjęliśmy wreszcie decyzję. Pobraliśmy się i kupiliśmy wspólnie mieszkanie.

Po raz pierwszy od wielu, wielu lat jestem naprawdę szczęśliwa. A przede wszystkim czuję się bezpiecznie. I widzę, że moje dzieci też. Ubolewam, że nie mają kontaktu z biologicznym ojcem – bo nie chcą go widzieć – ale z drugiej strony, tak jest dla nich lepiej. Może Robert zmądrzeje, zechce podtrzymać kontakt z dziećmi, spróbuje zmienić się dla nich? Jeśli chodzi o mnie, to wreszcie mam swój dom. I nie chodzi o wspólne mieszkanie, a o Grześka. Długo wędrowaliśmy, aż wreszcie nasze drogi się zeszły. I jeżeli moje cierpienie było po to, żeby teraz znaleźć szczęście, to muszę przyznać, że było warto!

Czytaj także:
Wiem, że mój mąż pije przeze mnie. Nie odejdę, bo powstrzymują mnie wyrzuty sumienia i miłość
Nasza 8-letnia córka zmarła, a moja żona nie umie przejść żałoby. Ciągle szykuje jej ubrania
Gdy wygrałem w totka, nagle przypomnieli sobie o mnie wszyscy krewni

Redakcja poleca

REKLAMA