"Kochana Elżuniu,
Martusia w końcu usnęła. Jarek drzemie na kanapie, mam więc chwilę, by spokojnie napisać do Ciebie kilka słów. Na szczęście tej zimy nie chorujemy. Ale za to oboje z Jankiem dużo pracujemy. Marzę, że w czasie ferii Martusi wyskoczymy chociaż na tydzień na Mazury. W mojej nowej pracy mam huk roboty, ale wszystko układa się doskonale. Kiedyś napiszę Ci więcej, co to za firma, ale jeszcze nie teraz. Na korytarzach mówi się, że mam szansę na awans. Zwalnia się stanowisko dyrektora i podobno prezes chętnie by mnie na nim widział. Nic więcej nie zdradzę, żeby nie zapeszyć. Kochana, napisz, co u Ciebie słychać? Tyle lat się nie widziałyśmy, a mnie wciąż tak samo brakuje naszych spotkań i rozmów. Usycham z tęsknoty. Daj znać, jak twoja praca i czy naprawdę chcesz zostać w tej Kanadzie już na zawsze? A może wybieracie się do kraju choćby na urlop? Odezwij się do mnie koniecznie! Umieram z ciekawości. Alicja".
Kliknęłam klawiszem i mail poszedł w świat. Długo jeszcze patrzyłam w migający ekran monitora.
– Wasza przyjaźń jest niesamowita – poczułam dłoń Janka na swoim ramieniu – Tyle lat i wciąż jesteście tak blisko siebie. Robicie wszystko niemal dokładnie tak samo. Macie nawet podobnie cudownych mężów i córki – uśmiechnął się łobuzersko i pocałował mnie w czoło.
– Ja mam cudowniejszego – też się uśmiechnęłam – Ale masz rację, tęsknię za nią. To tak jakbym gdzieś w świecie miała swoją drugą połowę. Pokrewną duszę...
– Tak, tak, taka jest dola męża – Janek mocno mnie przytulił – Właściwie to czuję się tak, jakbym miał dwie żony. Ciekawe, czy Tomek też myśli, że żeniąc się z Elą poślubił również i ciebie?
Janek wyłączył komputer, zgasił światło i pociągnął mnie w kierunku sypialni. Był cudownym, kochającym i oddanym mężem – gładziłam jego włosy, kiedy już smacznie spał. Czy Tomek też tak dba o Elę? Jak im się żyje w tym dalekim kraju? – myślałam, zasypiając.
Początek spodziewanych zmian
Rano, po raz pierwszy w życiu, zaspałam do pracy. Przerażona biegałam po mieszkaniu. W pośpiechu robiłam poranną toaletę, piłam herbatę, ubierałam się i odbierałam pocztę. Kątem oka zobaczyłam, że wśród wielu listów jest jeden od Eli. Choć na jego widok serce podskoczyło mi z radości, nie miałam czasu go przeczytać, ale obiecałam sobie, że zrobię to, jak tylko wrócę do domu. Niestety tego dnia musiałam popracować dłużej. Goniły nas terminy. Ot, zwyczajny koniec roku, przed którym trzeba dopiąć na ostatni guzik wszystkie sprawy.
– Jeszcze tylko trzy tygodnie – tłumaczyłam Jankowi, błagając o cierpliwość. Na szczęście mój mąż dzielnie zajmował się domem i naszą córeczką. Wiedział, że w tej nowej pracy od początku czułam się jak ryba w wodzie. Wszystko tutaj było dla mnie interesujące. Ta praca mnie bawiła, dawała satysfakcję. Zwierzchnicy nie mogli się nachwalić, a i podwładni chyba naprawdę mnie lubili.
Zaganiana w pracy, w domu każdą wolną chwilę poświęcałam Martusi i Jankowi. Chociaż tak chciałam im wynagrodzić te momenty, gdy nie było mnie przy nich. Jednak któregoś wieczoru, idąc spać, odruchowo włączyłam komputer. Przejrzałam szybko skrzynkę mailową.
Zobaczyłam nowy list od Eli.
– Ale ze mnie przyjaciółka! Tak dawno się nie odzywałam – wyrzucałam sobie.
"Alu, tak jak Ci pisałam, wracam do kraju! Z pracą wszystko się udało. Odezwę się, gdy tylko będziemy na miejscu. Już nie mogę się doczekać spotkania...".
Rety, Ela tutaj! Cudownie – prawie tańczyłam ze szczęścia. Nareszcie będzie tak, jak dawniej!
– I nic ci nie napisała o nowej pracy? To niemożliwe! Co innego, gdyby nie powiedziała Tomkowi, ale tobie? – żartował Janek – Ale i ty będziesz miała dla niej niespodziankę. Już niedługo piątek, od tej chwili będziesz jedyną panią dyrektor na świecie, za którą szaleje tak wspaniały mężczyzna, jak ja!
Uaaa, uważaj, bo mnie przewrócisz – krzyczałam, ale mąż już kręcił mną dookoła stołu.
– Moja jedyna, kochana, wspaniała pani dyrektor! – powtarzał śmiejąc się.
– Uważaj, zapeszysz – protestowałam.
– Co ty mówisz? Rozmawiałem wczoraj przez telefon z twoją asystentką i ona też już mówiła o tobie „pani dyrektor”. Wszyscy są pewni twojego awansu – powiedział i pocałował mnie mocno.
Starałam się o tym nie myśleć, ale w głębi duszy byłam pewna, że piątek będzie dniem mojego triumfu.
– Ale pani dziś spięta! Wszystko będzie dobrze! Szefowo, wygląda pani niesamowicie. Tego dnia pracownicy już od rana gratulowali mi nowego stanowiska.
– Nie śpieszcie się, jeszcze wszystko może się zdarzyć – kokietowałam. Przecież kilka tygodni temu prezes zaprosił mnie do swojego gabinetu i pochwalił moje zaangażowanie w pracę. Był zadowolony, że przyjął mnie na to stanowisko, bo sprawdziłam się doskonale. Rozmawialiśmy o moich planach zawodowych, więc mogło mu chodzić tylko o jedno. Widziałam, jak sekretarka po kryjomu przyniosła do biura bukiet róż. Moich ulubiony, herbacianych. Czekałam w coraz większym napięciu.
I nadeszła ta chwila!
Nareszcie. Dobiegało południe, gdy prezes przyszedł do naszego działu.
– Drodzy państwo, jak wiecie dosyć długo szukałem kogoś kto zastąpi panią dyrektor Włodarczyk. Rozmawiałem z wieloma kandydatami, aż w końcu znalazłem odpowiednią osobę. Kobietę... Czułam na sobie oczy wszystkich zebranych. To była moja chwila. – Chciałem więc przedstawić państwu nową panią dyrektor pionu zarządzającego... – wzięłam głęboki oddech – Panią Elżbietę Czyżewską, która specjalnie dla nas opuściła Kanadę!
Z uśmiechem otworzył drzwi.
– Pani Elu, możemy panią prosić...
Nie mogłam złapać tchu. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam! Prezes podawał dłoń Eli, a zaskoczeni pracownicy, zerkając na mnie z ukosa, podeszli do niej z bukietem herbacianych róż.
– To niemożliwe. Przecież to moja Ela! Moje stanowisko! Moje róże! – kotłowało mi się w głowie, gdy ona rozpromieniona zaczęła mnie ściskać.
– Alicja! To naprawdę ty? Tutaj? Czy to nie wspaniałe? – wołała.
– Widzę, że się panie znacie – zagadnął prezes.
– Tak i to jeszcze z czasów podstawówki. Razem przeszłyśmy wszystkie szkoły, nawet studia i wiem, że Alicja jest wspaniałym człowiekiem i specjalistą – opowiadała Ela.
– O tak, wiem coś o tym – stwierdził prezes – Wierzę, że stworzycie panie niepowtarzalny duet.
Rozpromieniona Ela powiedziała coś o nowych zadaniach i pomysłach, a potem jako pani dyrektor zaprosiła mnie do swojego gabinetu.
– Uf, nareszcie same. Musimy się umówić. Co ty na to, żeby się spotkać jutro? Najpierw my same, a potem mężowie? A od poniedziałku ruszamy pełną parą. Alu, tyle ci muszę opowiedzieć... – Ela trajkotała jak najęta, a ja coraz bardziej zapadałam się w fotelu i w sobie. Chciało mi się płakać, krzyczeć, ale odpowiedziałam najspokojniej jak mogłam.
– Chętnie się spotkam, tak. Ale nie teraz... Jutro jedziemy do rodziców Janka... ale potem czemu nie... – wydukałam i jak najszybciej uciekłam najpierw z jej gabinetu, a potem z pracy.
– Nie wrócę tam. Nigdy więcej! To było moje miejsce, moje. A ona? Jak mogła mi nie powiedzieć, że przenosi się do mojej firmy? Co to za przyjaźń?! – szlochałam przez całą noc.
Czy to koniec naszej przyjaźni?
– Witaj! – następnego dnia Ela wpadła do mojego gabinetu, pocałowała mnie w policzek i przysiadła na brzegu biurka – Jak minął wam wieczór? Wczoraj tak szybko zniknęłaś.
– Byłam zmęczona... – uśmiechnęłam się blado.
– Ale mam nadzieję, żę już czujesz się lepiej? Przed nami dużo pracy, wiem, że dotąd sama nad wszystkim czuwałaś, ale teraz postaram się cię odciążyć, żebyś mogła trochę pobyć z rodziną. Ela uśmiechnęła się od ucha do ucha – A teraz do roboty! Czytałam twój projekt, jest doskonały. Naprawdę. Zrobiłabym tylko kilka poprawek.
– Cóż... Ty decydujesz, a co chcesz zmienić – spytałam.
– Och, drobiazgi, wpadnij do mnie, napijemy się kawy i pogadamy – Ela zniknęła za drzwiami.
Oczywiście, tylko kilka poprawek – syczałam, idąc do jej gabinetu, gdy nagle z jednego z pokoi dobiegły mnie głosy rozmawiających dziewczyn.
– Ona nie jest taka zła.
– Ciągle się uśmiecha, to chyba ten zachodni styl.
– Tak, jest naprawdę życzliwa i konkretna. Może być niezłą szefową.
Czułam, jak ze złości wszystko się we mnie gotuje. Niezłą szefową! A jeszcze niedawno mówiły tak o mnie! – byłam coraz bardziej wściekła.
A Ela? Ela na wszystko miała pomysły. Każdy projekt ulepszała, zmieniała, coś dodawała lub ujmowała. Tak, uśmiechała się, ale była też stanowcza. Szybko podejmowała trudne decyzje. Dla mnie - aż za szybko. Kilka albo kilkanaście razy spytała mnie o nasze spotkanie. Janek też dopytywał się, kiedy w końcu się z nią umówię. Ale ja naprawdę nie miałam ochoty na żadne udawane pogaduchy. Szukałam pretekstów, by nie powiedzieć jej, co czuję. Bo czułam żal. Do niej, do prezesa, do podwładnych, a nawet do męża, który starał się bronić mojej przyjaciółki i szefowej. W pracy starałam się być rzeczowa, ale nie pytana, nie zabierałam głosu.
– Ala, tak dalej być nie może. Unikasz mnie, wiem to, rozmawiałam na ten temat z Jankiem i Tomkiem. Musimy pogadać. Teraz, koniecznie. Idziemy coś zjeść – powiedziała któregoś dnia.
– Nie mogę, zmieniłaś mój projekt, więc muszę go poprawić – stwierdziłam chłodno.
– Do diabła! – twarz Eli stała się purpurowa ze złości – Jak nie pójdziesz ze mną na lunch, to zrobię awanturę na całe biuro! Ubieraj się!
Naprawdę miałam tego dość
Siedziałam w kawiarni, dziubiąc widelcem sałatkę.
– Ala, o co ci chodzi?! – spytała Ela.
– Nie widzisz, że coś złego się dzieje między nami? Nawet nie próbujesz ratować naszej przyjaźni. Unikasz mnie!
– Widzę, że jesteś twardą szefową, która ma zdanie na każdy temat – stwierdziłam, patrząc jej prosto w oczy.
– Bez twoich projektów nie byłoby moich pomysłów. Czytam i wychwytuję drobiazgi, ale to są tylko drobiazgi. Dro-bia-zgi. Wszystko, co najważniejsze, robisz ty! Zgłosiłam nawet do prezesa propozycję nagrody i podwyżki dla ciebie – mówiła.
– Nagroda. Dziękuję bardzo, pani dyrektor – prychnęłam.
– Czego chcesz jeszcze? – spytała.
– Ten awans miał być mój! Rozumiesz, mój! – byłam bliska łez, już chciałam zerwać się i odejść, gdy Ela chwyciła mnie za ramię.
– Puszczaj, to boli! – krzyknęłam.
– Wszystko w porządku? – do naszego stolika podeszła zaniepokojona kelnerka.
– Tak, rozmawiamy, nic się takiego nie dzieje – uspokoiła ją Ela – Przecież napisałam ci w mailu, jaka firma złożyła mi propozycję pracy. Spytałam cię nawet, czy coś o niej wiesz, ale ty milczałaś, a ja naprawdę nie mogłam dłużej zwlekać z odpowiedzią.
– W jakim mailu?! – zdębiałam.
– Miesiąc temu wysłałam ci list...
I nagle wszystko sobie przypomniałam. Ten wieczór, kiedy pisałam jej o awansie i poranek, gdy po raz pierwszy zaspałam do pracy. W skrzynce rzeczywiście był list od niej, który miałam przeczytać wieczorem, ale wtedy pracowałam do późna...
– Byłyśmy takimi przyjaciółkami. Kiedy zobaczyłam cię w tej firmie pomyślałam, że to najwspanialszy prezent od losu. Ty i ja razem. A potem zauważyłam, że wcale się nie cieszysz. Teraz rozumiem, dlaczego. Ela zwiesiła smutno głowę.
– Zrezygnuję ze stanowiska. Ale Tomek jeszcze nie ma pracy. Wynajmujemy mieszkanie... Daj mi trochę czasu, kilka miesięcy, rozejrzę się i poszukam sobie innego miejsca.
– Nie! Rany boskie, Elka! – krzyknęłam, żeby jej przerwać i znów parę głów przy stolikach obejrzało się w naszą stronę. Zrobiło mi się głupio. Z powodu własnego niedopatrzenia przekreśliłam najbliższą mi osobę, a ona po pięciu latach na obczyźnie rzuciła wszystko, by wrócić do kraju. A przecież ja tak naprawdę nie straciłam nic. Miałam męża, cudowną córkę, ładne mieszkanie,
dobrą posadę. Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię.
– Elu, kochanie, przepraszam. Wybacz, nie przeczytałam tego listu...
Rzuciłyśmy się sobie w ramiona i szczerze się popłakałyśmy. A wszyscy dookoła patrzyli na nas, jak na wariatki.
Autorka: Alicja G., lat 33, menedżer