„Ten wypadek mnie zniszczył. Uszłam z życiem, ale zostałam oszpecona i straciłam zdrowie. A wszystko przez mojego męża”

kobieta, która miała wypadek fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„Tamtego dnia wyraźnie mu powiedziałam, że się źle czuję. Poprosiłam, aby pojechał po chłopaków. Specjalnie zostawiłam mu na wierzchu kluczyki od samochodu. Ale on wolał pić i gadać z sąsiadem, niż zająć się synem i ulżyć cierpiącej żonie”.
/ 06.05.2022 20:27
kobieta, która miała wypadek fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Nie potrafię wybaczyć mężowi, że przez jego nieodpowiedzialność moje życie zawisło na włosku. I choć ocalałam, wszystko się zmieniło.

Tamtego dnia obudziłam się z potwornym bólem głowy. Pulsowało mi w skroniach tak, że aż mi było niedobrze. Od razu wzięłam tabletkę, która ani trochę mi nie pomogła. Marzyłam tylko o jednym: aby się położyć do łóżka w zaciemnionym pokoju i przespać cały dzień. Ale, oczywiście, o czymś takim mogłam sobie tylko pomarzyć. Rzeczywistość była o wiele mniej różowa – czekała mnie praca przez osiem godzin przy biurku, a potem „drugi etat” w domu.

Kilka spraw mogłam sobie odpuścić, choćby pranie. Jednak były takie zajęcia, które wymagały mojego zaangażowania, jak na przykład odwiezienie syna na dodatkowy angielski. Dzisiaj była moja kolej, więc zabierałam nie tylko Franka, ale i dwóch jego kolegów z osiedla. Mieszkam kawałek za miastem i nie jest stąd tak ławo dostać się „do cywilizacji”. Razem z kilkoma mamami dzieciaków w wieku mojego Franka zorganizowałyśmy się tak, że każda z nas w kolejnym tygodniu pełni dyżur, dowożąc je na dodatkowe zajęcia.

Ucieszyłam się, że ktoś mnie wyręczy

Przez cały dzień głowa nie przestawała mnie łupać. Wypiłam dwie kawy, które wcale nie polepszyły sprawy, bo spowodowały tylko, że stałam się dziwnie rozedrgana. Miałam także kłopoty ze wzrokiem – raz wszystko wokół mnie było zamglone, raz ostre. To oczywiście natychmiast powodowało zawroty głowy. Dlatego w ciągu dnia starałam się prawie nie ruszać zza biurkaa nawet lekko przy nim przysypiałam, wykorzystując fakt, że jest ustawione za szafkami z aktami i zupełnie mnie zza nich nie widać.

Równo z wybiciem szesnastej wyszłam z biura. Musiałam jeszcze zrobić zakupy, bo w domu lodówka świeciła pustkami. Nie miałam siły jechać do marketu, postanowiłam więc najpotrzebniejsze rzeczy kupić w osiedlowym sklepiku. Jest wprawdzie droższy, ale tego dnia to nie pieniądze były dla mnie najważniejsze.

Dzięki temu miałam niebywałe szczęście, bo spotkałam mamę jednego z kolegów Franka. Ona także robiła jakieś zakupy „z powodu zapomnienia”. Przyjrzała się uważnie mojej ściągniętej bólem twarzy i od razu z niepokojem zapytała, czy coś mi się stało. Poskarżyłam się na potworny ból głowy, a ona wyraziła współczucie, po czym nieoczekiwanie zaproponowała:

– To może dzisiaj ja zawiozę chłopaków na ten angielski? Ale odebrać będziesz ich musiała sama, bo ja nie dam rady. Potem jadę na drugą zmianę do pracy.

Byłam jej ogromnie wdzięczna. Pomyślałam od razu, że zaoszczędzony czas wykorzystam na to, by się przespać. Może wtedy przejdzie mi ten koszmarny ból.

Tymczasem w domu odkryłam, że Krzysiek, mój mąż, tego dnia wcześniej wrócił z pracy.

– Wygonili nas do domu, bo była awaria sieci komputerowej – uśmiechnął się pełen szczęścia.

– To świetnie! Więc odbierzesz Franka i chłopaków z angielskiego! – ucieszyłam się. – A ja się kładę, jestem nieprzytomna…

– Głowa? Zrobić ci okład? – zapytał ze współczuciem.

– Nie trzeba. Tutaj masz kluczyki do samochodu – położyłam mu je przed nosem na stoliku i poszłam do sypialni, gdzie od razu padłam na łóżko.

Zbudziłam się równie nieprzytomna jak w chwili, gdy się kładłam. Za to z poczuciem, że czegoś zapomniałam zrobić… Spojrzałam na zegarek. Wyświetlał godzinę 18.25. „Za pięć minut powinnam odebrać chłopców z angielskiego! – przebiegło mi przez głowę. – Zaraz, zaraz, przecież pojechał po nich Krzysiek” – przypomniałam sobie.  – Kurczę, jeśli tak, to dlaczego nadal słyszę ryczący w salonie telewizor? Zapomniał o dzieciach!” – dotarło nagle do mnie z całą oczywistością.

Jak oparzona poderwałam się z łóżka, ból w skroniach omal nie rozsadził mi czaszki. Wpadłam do salonu a tam… Krzysiek siedział sobie z sąsiadem i obaj popijali piwo! W dodatku najwyraźniej nie było to ich pierwsze piwo. Gdyby mój wzrok umiał zabijać, mój mąż padłby trupem. Wyczuł to natychmiast, bo zerwał się z kanapy, stanął prawie na baczność i jęknął:

– O rany, zapomniałem…

– Pogadamy o tym później! – wysyczałam wściekła.

Po czym w furii porwałam ze stolika kluczyki leżące tuż obok jednej z pustych puszek i wybiegłam z mieszkania. Kilka minut później mało brakowało, a już nigdy bym z mężem nie rozmawiała… Niewiele pamiętam, ale przypominam sobie, że wyjeżdżałam z osiedlowej uliczki. I ten pędzący samochód, a potem straszliwy huk.

Nie umiem mu tego wybaczyć...

Właśnie mijają dwa lata od mojego wypadku. Miałam szczęście. Przeżyłam, choć tamten samochód wpakował mi się w drzwi od strony kierowcy z prędkością 80 kilometrów na godzinę. Jechał za szybko, ale to ja powinnam była go zobaczyć. I w normalny dzień na sto procent poczekałabym, aż przejedzie. Lecz to nie był normalny dzień, tylko dzień pod znakiem koszmarnej migreny…

Otumaniona bólem głowy i niedawnym snem nie zauważyłam tamtego auta. Podobno kiedy we mnie uderzyło, huk był taki, że słychać go było na całym osiedlu! Mój samochód jakimś cudem nie dachował, tylko przeleciał na drugą stronę ulicy i zatrzymał się na poboczu, silnik zgasł. Od razu zbiegli się ludzie, ktoś próbował otworzyć drzwi, ale były zakleszczone.

Ściśnięta między nimi a kierownicą nie mogłam oddychać. Spazmatycznie łapałam powietrze ustami. Byłam kompletnie oszołomiona. Ktoś otworzył drzwi od strony pasażera i przesadził mnie na fotel obok. Tam było mi wygodniej. Jednak dzisiaj myślę sobie, że ten ktoś nie postąpił najlepiej, bo co by było, gdybym miała uszkodzony kręgosłup?

Mój kręgosłup na szczęście był cały, ale miałam wiele innych obrażeń – strzaskaną kość miednicy i łonową, pękniętą śledzionę. W dodatku moje narządy wewnętrzne pod wpływem siły uderzenia zostały wyniesione do góry i wbiły się w lewe płuco, które zwinęło się jak harmonijka! To dlatego nie mogłam złapać tchu. Karetka przyjechała dość szybko, a jeszcze wcześniej pojawił się zawiadomiony przez sąsiadów Krzysiek. W życiu nie zapomnę wyrazu jego twarzy – przerażonej i pełnej poczucia winy.

Bo był winny! Tak, oskarżam mojego męża o to, że miałam wtedy wypadek! Przecież wyraźnie powiedziałam mu, że się źle czuję, i poprosiłam, aby pojechał po chłopaków. Specjalnie zostawiłam mu na wierzchu kluczyki od samochodu! Ale on wolał pić i gadać z sąsiadem, niż zająć się synem i ulżyć cierpiącej żonie!

W szpitalu od razu zawieźli mnie na salę operacyjną, gdzie rozcięto mi brzuch w dwóch miejscach – tuż pod żebrami, aby zobaczyć, co się dzieje z płucem, i niżej, aby zeszyć śledzionę. Ordynator powiedział mi potem, że jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, bo po takim wypadku obrażenia powinny być większe.

Lekarze myśleli, że będę sparaliżowana i w ogóle nie stanę na nogi. Ale ja walczyłam... Rok mi zabrała rehabilitacja. Byłam na zwolnieniu lekarskim i co dzień chodziłam do przychodni na zajęcia. Myślałam tylko o jednym: co zrobić, aby jak najszybciej pozbyć się kul. Ćwiczyłam bardzo sumiennie, a lekarz i rehabilitant byli zachwyceni moimi postępami.

Dzisiaj już chodzę normalnie, a nawet odważyłam się wsiąść do samochodu. Prowadzę, choć może mniej pewnie niż kiedyś… O wypadku przypomina mi nie tylko lęk przed wyjeżdżaniem z podporządkowanej ulicy, ale i blizny na brzuchu, które będę miała już do końca życia. Nie dla mnie już kuse topy. A tak się cieszyłam, że udało mi się schudnąć po ciąży… Tego także nie mogę wybaczyć Krzyśkowi. Że przez niego zostałam oszpecona.

Wiem, powinnam się cieszyć, że w ogóle żyję. I ja się cieszę! Naprawdę jestem wdzięczna losowi, że w ostatniej chwili postanowił mnie oszczędzić, chociażby po to, aby Franek miał matkę. Jednak nie doszłoby do tej sytuacji, gdyby mój mąż był bardziej odpowiedzialny i zrobił tamtego wieczoru to, co do niego należało.

Czytaj także:
„Nie kocham swojego syna. Przypomina mi ukochanego, który zostawił mnie z brzuchem. Mówił, że nie da rady być... ojcem”
„Pół miesiąca pracuję na żłobek, bo babcie nie chcą zająć się wnukiem. Ale to ja krzywdzę dziecko, bo wróciłam do pracy”
„Babcia zwabiła dziadka na pęto kiełbasy i skończyli przed ołtarzem. To napawa mnie nadzieją, że na mnie też czeka miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA