Adrian był chłopcem o wyjątkowym temperamencie. Jako jego matka z niekłamaną dumą obserwowałam, jak dorastał i kształtował swoje poglądy. Ale w miarę jak stawał się dorosłym mężczyzną, coraz częściej dawał mi do zrozumienia, że nie do końca akceptuje moje metody wychowawcze. Kiedy Beata, jego żona, zaszła w ciążę, wydawało się, że Adrian zyskał nową perspektywę. Lecz wkrótce stało się jasne, że moje decyzje jako matki nadal były przedmiotem jego krytyki.
Krytykował mnie
Czasem mówił, że byłam zbyt surowa, że brakowało mi cierpliwości. W takich chwilach w mojej głowie pojawiały się wspomnienia. Adrian, jako dziecko, był pełen energii i często przysparzał mi trudności, które musiałam pokonywać sama, bez wsparcia jego ojca. Nie było łatwo, ale przecież każda matka pragnie dla swojego dziecka jak najlepiej. Oczywiście, że popełniałam błędy, ale robiłam, co mogłam.
Teraz, widząc Adriana jako ojca, miałam nadzieję, że w końcu zrozumie, jak wiele poświęcenia wymaga wychowanie dziecka. Że może spojrzy na mnie innymi oczami. Być może nie zdawał sobie sprawy, jak trudna była moja droga, ale może to się zmieni. To była moja cicha nadzieja, która towarzyszyła mi każdego dnia.
– Wiesz, czasem myślę, że mogłaś być bardziej wyrozumiała – powiedział któregoś dnia, patrząc mi prosto w oczy.
– Synku, robiłam, co mogłam. Wychowywałam cię sama, starałam się zapewnić ci wszystko, co było potrzebne.
– Ale przecież to nie wymagało krzyków i kar. Miałem wrażenie, że zawsze byłem na twoim celowniku, jakbym niczego nie mógł zrobić dobrze – odparł z wyrzutem.
Westchnęłam głęboko, próbując się uspokoić.
– Wiesz, życie nie było łatwe. Czasem musiałam podejmować trudne decyzje. Może nie zawsze były one najlepsze, ale były konieczne.
– Myślałem, że teraz, kiedy sam mam dziecko, zrozumiem cię lepiej. Ale wciąż nie mogę pojąć, dlaczego byłaś taka surowa – zakończył, a ja czułam, że nie ma sensu tłumaczyć mu więcej.
Byłam rozdarta
Któregoś razu Adrian został sam z małym Antosiem, gdy Beata postanowiła wyjechać z przyjaciółkami. Na początku myślał, że sobie poradzi. Jednak w miarę upływu godzin, sytuacja zaczęła go przerastać.
Antoś płakał, nie chciał się uspokoić ani zasnąć. Adrian próbował wszystkiego: nosił go na rękach, śpiewał kołysanki, nawet włączył ulubione bajki. Nic nie działało. Był wyczerpany, zdezorientowany i coraz bardziej zdesperowany. W końcu, nie mogąc znaleźć wyjścia, sięgnął po telefon i wybrał numer do mnie.
– Mamo, potrzebuję pomocy – zaczął. – Antoś nie przestaje płakać, a ja już nie wiem, co robić. Beata wyszła i nie wraca. Pomóż mi – błagał, a ja czułam, jak serce mi się ściska.
Z jednej strony chciałam pobiec do niego i pomóc, ale z drugiej wiedziałam, że to dla niego lekcja, której kiedyś i ja się nauczyłam, w jeszcze trudniejszych okolicznościach.
– Musisz sobie poradzić sam. To twój czas, żeby zrozumieć, jak to jest być rodzicem. Nie zawsze mogę być obok – powiedziałam.
– Ale mamo, ja naprawdę nie wiem, co robić. Proszę – jego głos brzmiał teraz jeszcze bardziej desperacko.
Rozłączyłam się, a w mojej głowie zaczęły kłębić się myśli, czy dobrze zrobiłam. Ale coś w głębi duszy mówiło mi, że Adrian musi to przeżyć, żeby w pełni zrozumieć, co oznacza bycie rodzicem.
Musiałam odmówić
Siedząc w fotelu, pozwoliłam myślom odpłynąć do przeszłości. Obrazy z tamtych lat przewijały się jak stary film. Było tyle momentów, w których musiałam podejmować decyzje sama. Gdy Adrian zachorował na ospę i nie mogłam liczyć na niczyją pomoc, bo akurat była zima i śnieg odciął nas od świata. Albo gdy musiałam pracować na dwa etaty, żeby zapewnić nam dach nad głową i jedzenie.
Pamiętam, jak trudno było mi czasem utrzymać spokój i cierpliwość. Nie zawsze się udawało. Często wieczorem, gdy Adrian już spał, płakałam z bezsilności i zmęczenia. Ale wtedy nie było nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć. Dlatego teraz, chociaż to boli, chcę, żeby Adrian doświadczył tego samego. Może nie zrozumie wszystkiego, ale choć trochę poczuje, przez co przeszłam.
Kiedy tak siedziałam, rozdarta między tymi wszystkimi emocjami, zdałam sobie sprawę, że Adrian może naprawdę potrzebować mojego wsparcia. Ale jednocześnie wiedziałam, że muszę być ostrożna. To był delikatny moment, w którym mogłam go wspierać, ale nie wyręczać.
Następnego dnia Adrian zapukał do moich drzwi. Wyglądał na wyczerpanego, jakby nie spał całą noc.
– Mamo, nie wiem, co robić – zaczął bez wstępów, opadając na kanapę. – To wszystko mnie przerasta. Antoś płacze, a ja nie mam pojęcia, jak go uspokoić. Nie jestem pewien, czy potrafię być dobrym ojcem.
Nie radził sobie
Usiadłam obok niego, a moje serce było pełne mieszanych uczuć – ulgi, że w końcu przyznał, jak trudne jest rodzicielstwo, i smutku, widząc go w takim stanie.
– Wiem, jak się czujesz. I wierz mi, każdy rodzic przez to przechodzi.
– Ale jak ty sobie radziłaś? Sama, bez pomocy? – zapytał, patrząc na mnie.
– Czasami sama się nad tym zastanawiam – uśmiechnęłam się, próbując wprowadzić choć odrobinę humoru. – Ale prawda jest taka, że robiłam, co mogłam. Każdego dnia starałam się dać z siebie wszystko, choć często miałam wrażenie, że to za mało.
Przetarł oczy, a potem spojrzał na mnie z nową świadomością.
– Nigdy nie rozumiałem, jak trudne to musiało być dla ciebie. Przepraszam, że cię krytykowałem – powiedział cicho, a w jego głosie słychać było prawdziwy żal.
To było to, na co czekałam – zrozumienie i wdzięczność.
– Cieszę się, że to zrozumiałeś. Chcę ci pomóc, ale musisz wiedzieć, że wychowanie dziecka to przede wszystkim twoja odpowiedzialność. Zawsze możesz na mnie liczyć, ale pamiętaj, że musisz znaleźć swoją drogę.
Wreszcie zrozumiał
Po chwili milczenia podniósł wzrok, a ja widziałam w jego oczach coś nowego – może to była determinacja, a może po prostu zrozumienie. Wiedziałam, że muszę postawić jasne warunki, jeśli mam mu pomóc.
– Dobrze, pomogę ci, ale pod jednym warunkiem – zaczęłam.
– Jakim? – zapytał z nadzieją w głosie.
– Chcę, żebyś zaczął traktować wychowanie Antosia jako wspólną podróż. To nie jest tylko twoje zadanie, ale i Beaty. Musicie współpracować, dzielić się obowiązkami, wspierać nawzajem. I co najważniejsze, spróbuj zrozumieć, że nie zawsze będzie łatwo. Czasem będzie trzeba zrezygnować z własnych planów dla dobra dziecka – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – I jeszcze jedno. Naucz się też dbać o siebie. Szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko.
Adrian uśmiechnął się, a ja poczułam, że coś się w nim zmieniło. Może to była nowa odpowiedzialność, którą wziął na siebie, a może po prostu świadomość, że zawsze będę po jego stronie, gotowa wesprzeć go, gdy tego potrzebuje.
Nasza rozmowa była pełna emocji, ale i nadziei na lepsze jutro. W końcu to, co dzieliłam z synem, to nie tylko wspólne chwile, ale i wspólne nauki. A teraz, gdy Adrian zaczynał doceniać poświęcenie, jakiego wymaga rodzicielstwo, czułam, że jesteśmy na dobrej drodze do naprawienia naszej relacji.
Jolanta, 61 lat
Czytaj także:
„Mąż był na każde zawołanie mojej matki. Myślałam, że to przyjaźń zięcia z teściową, ale ukrywali coś niemoralnego”
„Syn najchętniej widziałby mnie w trumnie, by dostać spadek. Nie sądziłam, że na starość potraktuje mnie jak śmiecia”
„Gdy na rodzinnym obiedzie mama polała barszcz, największego buraka spalił brat. Myślał, że jego sekret się nie wyda”