„Spadek po babci pomógłby rozwiązać wszystkie nasze problemy. Nie spodziewałam się, że przeszkodą okaże się moja matka”

małżeństwo z kłopotami finansowymi fot. Adobe Stock, fizkes
„Coraz częściej zastanawiałam się, czy sama nie powinnam poszukać jakiejś pracy. Niestety to nie było takie proste. Paulinka dopiero skończyła roczek i nie miał się nią kto zająć. W państwowym żłobku nie było wolnych miejsc, a opłacanie prywatnego czy wynajęcie opiekunki w naszej sytuacji mijało się z celem”.
/ 09.07.2023 07:15
małżeństwo z kłopotami finansowymi fot. Adobe Stock, fizkes

Zawsze marzyłam o dużej rodzinie i to marzenie spełniło się. Nie wiem, skąd u wziął się u mnie tak silny instynkt macierzyński. Moja własna matka była chłodna i zdystansowana. Nigdy nie przytulała, ani nie mówiła, że mnie kocha. Za to ciągle stawiała kolejne wymagania i rozliczała z wyników.

Rzadko kiedy była ze mnie zadowolona

Wciąż powtarzała, że niczego w życiu nie osiągnę. Fakt, że sama też sporo od siebie wymagała. Codziennie ubrana w szpilki i elegancką garsonkę odwoziła nas do kolejnych placówek, gdzie siedzieliśmy do późnego wieczora.

Dla niej droga, którą wybrałam – niepracująca matka polka z czwórką dzieci – to była życiowa porażka, ale ja byłam szczęśliwa. Lubiłam zajmować się domem i dziećmi, zupełnie nie przeszkadzało mi, że nie zrobiłam kariery. Mój mąż dobrze zarabiał, udało nam się wybudować wymarzony dom pod miastem, choć nie obyło się bez kredytu. Na szczęście nie był on dla nas dużym obciążeniem.

Wiodło nam się całkiem dobrze. Do czasu

Tego dnia Krzysiek wrócił do domu wcześniej. Już od progu widziałam, że coś jest nie tak, bo minę miał nietęgą.

— Wylali mnie — powiedział i zamknął się w sypialni.

Stałam oniemiała w korytarzu. Może to jakiś żart? – przemknęło mi przez głowę. Mąż czasem lubił się wygłupiać i wymyślał niestworzone historie. Tylko zawsze wtedy patrzył na mnie z błyskiem w oku i po chwili wybuchał śmiechem. Tym razem wyglądało to zupełnie inaczej.

Poszłam do kuchni, żeby zrobić herbatę i nieco ochłonąć, a potem weszłam do naszej sypialni. Krzysiek leżał nieruchomo na łóżku i wpatrywał się w sufit.

— Ale jak to cię wylali? — zapytałam, stawiając kubek na nocnej szafce.

— Po prostu. Redukcja etatów. Nie chce mi się nawet o tym gadać.

Postanowiłam nie naciskać, zresztą i tak musiałam odebrać dzieci ze szkoły, pomyśleć co na obiad, pozawozić starszaki na dodatkowe zajęcia. Może jak dam mu trochę czasu na ochłonięcie, to wieczorem sam mi wszystko opowie.

Okazało się, że w firmie już od dawna źle się działo

Informacje te były jednak skrzętnie ukrywane, nawet przed kierownikami poszczególnych działów. A jednym z nich był właśnie mój mąż.

— Gdyby od początku byli szczerzy, może udałoby się coś zaradzić. Albo przynajmniej bym wiedział, że muszę zacząć się rozglądać za czymś nowym.

— Na pewno jakoś sobie poradzisz. Przecież masz wykształcenie i sporo lat doświadczenia. Zobaczysz, jeszcze dobrze na tym wyjdziesz i może nawet nowa praca okaże się lepsza — pocieszałam go.

Niestety moje optymistyczne scenariusze się nie sprawdziły. Choć Krzysiek bardzo się starał, przez kilka miesięcy nie udało mu się znaleźć odpowiedniego zatrudnienia. Oszczędności topniały z dnia na dzień.

Najbardziej przykro było mi, gdy musiałam powiedzieć dzieciom, że nie będą już mogły chodzić na basen, a najstarsza córka musiała zrezygnować z lekcji baletu, które uwielbiała. Po prostu nie było nas już na to stać.

— Od pierwszego idę do pracy — oświadczył Krzysiek pewnego dnia.

— To wspaniale! — ucieszyłam się. — Wiedziałam, że w końcu się uda!

Tak bym tego nie ujął — mruknął pod nosem. — Będę stróżem w galerii handlowej za minimalną krajową.

Mina mi zrzedła, ale cóż miałam powiedzieć?

Że z jego wykształceniem i kwalifikacjami to jakiś żart? Nie chciałam go dobijać, a zresztą nie mieliśmy żadnego innego źródła dochodu, więc nie było innego wyjścia. Coraz częściej zastanawiałam się, czy sama nie powinnam poszukać jakiejś pracy.

Niestety to nie było takie proste. Paulinka dopiero skończyła roczek i nie miał się nią kto zająć. W państwowym żłobku nie było wolnych miejsc, a opłacanie prywatnego czy wynajęcie opiekunki w naszej sytuacji mijało się z celem. Teściowa nie mogła nam pomóc, bo miała już swoje lata i była schorowana. Nie dałaby rady upilnować takiego malucha.

Zostawała jeszcze moja mama. Wcale nie miałam ochoty prosić jej o pomoc, ale musiałam spróbować. Niestety, tak jak przewidywałam, nie mogłam na nią liczyć.

— Chcieliście mieć dzieci, to teraz musicie sobie radzić. Jesteście dorośli. Mi nikt nie pomagał kiedy byliście mali. Trzeba brać odpowiedzialność za siebie i swoje wybory — powiedziała.

Mogłam się tego spodziewać, to było bardzo w jej stylu

Całe życie słyszałam podobne słowa. Matki moich koleżanek stawały na głowie, żeby im pomóc wrócić do pracy. Nie tylko zajmowały się wnukami, ale jeszcze ogarniały im obiad, zakupy, nawet zabierały dzieciaki na wakacje, żeby rodzice mogli trochę odetchnąć.

U nas nigdy tak nie było. Nie, żebym zazdrościła, bardzo lubiłam spędzać czas z moimi dziećmi i cieszyło mnie życie, jakie wiodłam do tej pory. Ale sytuacja się zmieniła. Nie dość, że zaczynało brakować na codzienne życie, to jeszcze wisiał nad nami niespłacony kredyt. Jeśli nic się nie zmieni, to za chwilę utoniemy w długach. Potrzebowałam wsparcia choćby na chwilę, by stanąć na nogi. Było mi przykro, że nawet na to nie mogłam liczyć.

Nagle pojawiła się szansa na poprawę naszej sytuacji. Wiadomość o śmierci babci nie była zbyt zaskakująca. Miała już ponad dziewięćdziesiąt lat i od dawna ciężko chorowała, mimo to poczułam ogromny smutek. Byłam z nią mocno związana, w dzieciństwie spędzałyśmy razem dużo czasu, a babcia ciepła, wesoła i serdeczna, była przeciwieństwem mojej poważnej, chłodnej matki.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że babcia zapisała w spadku swoje mieszkanie mi, a nie jej.

Byłam wzruszona, kiedy się o tym dowiedziałam

Ostatnio często żaliłam się babci na naszą trudną sytuację finansową. Czułam, że musiała podjąć tę decyzję niedawno, ponieważ nigdy nie rozmawiała ze mną na temat przepisania mieszkania. Ciekawa byłam, czy zdążyła powiedzieć o tym mamie.

Znając ją, pewnie będzie kręcić nosem, ale w końcu testament to testament. Taka była ostatnia wola babci, a dzięki niej będziemy mogli sprzedać mieszkanie i spłacić nasz kredyt albo może lepiej je wynająć i mieć zastrzyk gotówki co miesiąc? Jeszcze nie zdecydowałam, jak będzie lepiej. Byłam oszołomiona, to wszystko działo się tak szybko.

Cios przyszedł niespodziewanie. W życiu bym nie pomyślała, że własna matka zrobi mi coś takiego
Podczas wizyty u notariusza miałam w końcu okazję zobaczyć, jak naprawdę wyglądał testament babci. Zwykła kartka w kratkę wyrwaną z zeszytu, zapisana jej pochyłym, nierównym pismem.

— To ma być testament? — prychnęła moja matka.

— Chce pani zgłosić jakieś wątpliwości? — zapytał notariusz.

— Oczywiście, przecież to nie jest nawet poważny dokument. Ma datę sprzed tygodnia, moja matka była już wtedy w bardzo złym stanie, trudno mi sobie wyobrazić, żeby samodzielnie to napisała.

— Może ktoś jej pomógł?

— Tak sądzę, że ktoś jej „pomógł” — powiedziała, dziwnie akcentując ostatnie słowo i odwracając się do mnie. — Doskonale wiemy, że potrzebujesz pieniędzy i nagle dziwnym trafem moja matka zapisuje wszystko tobie!

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę

Policzki paliły mnie ze wstydu, choć nic złego nie zrobiłam. Ale ona mówiła to z takim przekonaniem, że ten notariusz mógł faktycznie pomyśleć, że jestem jakąś manipulantką.

— Jeśli pani chce podważyć testament, to nic dzisiaj nie załatwimy. Sprawę należy skierować do sądu. To on rozstrzygnie, czy dokument jest ważny czy nie. Proszę się jeszcze zastanowić, może panie się jakoś dogadają.

— Niestety, chyba się nie dogadamy — powiedziałam rozzłoszczona, że w ogóle mogła coś takiego zasugerować.

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mi to zrobiła. Przecież niczego jej nie brakuje. Byłam tak wzburzona, że musiałam wyżalić się przyjaciółce.

— Wiesz co? — powiedziała Anka. — Już dawno myślałam, że powinnam ci to powiedzieć, ale jakoś było mi głupio. Po tym, co mi opowiedziałaś, nie mam już skrupułów.

— Co takiego?

— Twoja matka jest po prostu toksyczna. Powinnaś zerwać z nią kontakty. Dla dobra swojego i swojej rodziny.

— Ale jak to tak całkiem zerwać kontakty?

— Normalnie, nie spotykać się, nie dzwonić. Odciąć się.

— Po tym wszystkim czuję, że właśnie na to mam ochotę, ale przecież to moja matka…

— I co z tego? Jesteś dorosła, masz swoją rodzinę, a odkąd pamiętam, ciągle przejmujesz się, co mama powie, jak cię oceni. To nie wychodzi ci na dobre.

Sprawa o spadek po babci utknęła w sądzie

Ciągnie się już od kilku miesięcy. Na szczęście Krzysiek szybko zmienił pracę. Wprawdzie wciąż nie jest to zajęcie, o jakim marzył, ale jest już lepiej i jakoś dajemy radę.

Cała ta sytuacja była dla mnie wielkim rozczarowaniem, ale przynajmniej już nie mam złudzeń, że moja mama będzie kiedykolwiek w stanie wykrzesać z siebie jakieś ludzkie uczucia. Idąc za radą Anki, znacznie ograniczyłam nasze kontakty i skupiam się przede wszystkim na własnej rodzinie. Przynajmniej jestem spokojniejsza.

Czytaj także:
 

Redakcja poleca

REKLAMA