„Sąsiad uknuł intrygę, by zeswatać mnie ze swoim synem. Nie patrzył na to, że rozbija mój szczęśliwy związek”

zakochana para fot. iStock by Getty Images, Primorac91
„Nikt nie wiedział, gdzie jest Wojtek, ale wszyscy poczuli się zaniepokojeni jego zniknięciem. Nie pojawił się w pracy, choć poprzedniego dnia koledzy widzieli, jak z niej wychodził. Po dwóch dniach odchodziłam już od zmysłów. Wtedy zadzwonił kolega Wojtka, że widział, jak ten wchodził do hotelu robotniczego. Natychmiast tam pobiegłam”.
/ 17.06.2023 15:15
zakochana para fot. iStock by Getty Images, Primorac91

– Niesłychane, jak on mógł tak pomyśleć?! – nie potrafiłam się uspokoić. – Co on sobie wyobraża?! Że ja, że ja...” – kiedy wyjmowałam klucze z torebki, cały czas drżały mi ręce.

Ojciec siedział przed telewizorem i kończył oglądać Dziennik Telewizyjny. Wyglądał na bardzo zmęczonego. A może raczej zaniepokojonego…

– Późno wróciłaś, córeczko.... – powiedział ni to z przyganą ni to troską.

– Przecież tata wie, że ja w czwartki mam zajęcia z wieczorowymi.

Niepotrzebnie się tak mordujesz. Masz dom, jako nauczycielka dobrze zarabiasz, po co ci jeszcze te dodatkowe godziny.

– Lubię to – ucięłam krótko.

– Kuba się o ciebie pytał...

– Mówiłam ci tato, nie lubię go.

– Przeszkadza ci, że to milicjant?

– Nie, po prostu go nie lubię. Pójdę wziąć kąpiel.

Niby co takiego zrobił mój ojciec?

Nie miałam siły po raz kolejny tego słuchać. Rodzice Jakuba byli naszymi sąsiadami od czterech lat. Syn był podporucznikiem, ojciec już pułkownikiem. Nigdy nie darzyłam ich specjalną sympatią. Byli inni od milicjantów z seriali kryminalnych, w których istnienie dość naiwnie wtedy wierzyłam. Ojciec Jakuba, Staszek, sprawiał na mnie wrażenie lisa, który zawsze wie, jak wejść do kurnika. Jego syn był na to za głupi, bo inteligencję odziedziczył po matce, platynowej blondynce z kilogramem makijażu na twarzy…

Kiedy weszłam do wanny, jeszcze raz przypomniałam sobie wydarzenia dzisiejszego popołudnia… Chociaż tak naprawdę wszystko zaczęło się tydzień temu. Po lekcji zebrałam zeszyty, żeby sprawdzić wypracowania. Jego leżał na wierzchu, był podpisany kaligraficznym niemal pismem: „Wojciech M.. Język polski”. Znalazłam w nim niewielką kartkę, ze źle odbitym drukiem, który utrudniał przeczytanie treści. Ale nawet te pojedyncze, niewyraźne słowa nie pozostawiały wątpliwości, czego ta kartka dotyczyła.

W pierwszej chwili trochę się przestraszyłam. Coś już słyszałam o nielegalnej opozycji, ale nigdy nie było to nic pozytywnego. Ojciec mówił o nich źle, zwykle określając „nieodpowiedzialnymi bandytami”. Czułam, że przesadzał. Zwłaszcza, że Wojtek nie wyglądał na przestępcę. Miał takie niebieskoszare oczy romantyka…

Dziś poprosiłam go, żeby został chwilę po lekcji i kiedy wszyscy wyszli, oddałam mu tę ulotkę. Gdy brał ją do ręki, uśmiechnął się niepewnie.

– Przepraszam, trochę jestem roztrzepany – schował ulotkę. – Mam nadzieję, że to zostanie między nami?

– A komu miałabym powiedzieć?! – jego uwaga nieprzyjemnie mnie zdziwiła.

– Wie pani.... – choć byliśmy rówieśnikami mówił do mnie zawsze „na pani”. – Pani ojciec jest znany z postawy niezłomnego obrońcy socjalizmu... – uśmiechnął się kpiąco.

– I co z tego?! – zdenerwowałam się. – Nie jest przecież donosicielem!

Dla niego to nie donos. Dla niego to spełnienie obywatelskiego obowiązku.

– Proszę lepiej zająć się stylem pisanych wypracowań.

– Postawiła mi pani piątkę…

– Widocznie się pomyliłam! – chwyciłam nerwowo dziennik. Zaczęłam przerzucać jego kartki, żeby zrozumiał, że rozmowa jest skończona.

Wychodząc z wanny, pomyślałam, że muszę szybko zapomnieć o tym zdarzeniu. W końcu ten chłopak nie był wart mojego zdenerwowania. Chyba nie był wart...

W kolejny czwartek przyszedł wcześniej od innych. W ręku miał bukiet stokrotek. Wyciągnął go do mnie, ale ja nie drgnęłam.

Dzień nauczyciela już był, a koniec roku szkolnego jeszcze daleko – zauważyłam z przekąsem, nie patrząc na niego.

– Niech się pani nie gniewa. To na przeprosiny – położył bukiecik na biurku przede mną. – Zrozumiałem, że zrobiłem pani wielką przykrość. Nie należy obciążać dzieci winą swoich rodziców...

A cóż takiego złego zrobił mój ojciec?! Że uważa socjalizm za dobro? Wie pan, że był jednym z siedmiorga dzieci, a dwoje jego rodzeństwa umarło z głodu na wsi przed wojną....

– A socjalizm przyniósł im dobrobyt, pozwolił im wykształcić dzieci i napełnić michę... – na jego twarzy znów pojawił się ten kpiący uśmiech, który tak mnie denerwował.

– Widzi pan coś w tym złego?!

– Tak. Bo socjalizm zabrał im wolność. Czy wie pani, że przedwojenna francuska wieś była biedna niemal jak u nas? A teraz francuscy rolnicy to bogacze. I jakoś im socjalizm do tego nie był potrzebny. Wystarczyła demokracja… Ale oni tak potrafili to wszystko zmanipulować, że wielu wierzy, że to wyjście z biedy to wyłączna zasługa komunistów. Ale ludzie myślący nie powinni dać się im zmanipulować.

Ktoś musiał na niego donieść

Od tego dnia zawsze przychodził trochę przed lekcjami i rozmawialiśmy. Imponował mi swoją wiedzą. Wprawdzie nie miał matury, ale o niektórych sprawach wiedział chyba więcej niż niejeden magister, a może nawet doktor. On, zwykły robotnik… Mówił z takim ogniem w oczach, że potrafiłam zapomnieć o całym świecie. Pewnie dlatego zgodziłam się na wspólne wyjście do kina, choć związki nauczycieli z uczniami były w mojej szkole nie do pomyślenia. Nawet, jeśli byli rówieśnikami.

Dlatego też w pierwszej chwili nie powiedziałam o Wojtku swojemu ojcu. Ale on któregoś dnia zauważył, jak żegnaliśmy się czule pod naszym domem.

Ktoś cię dzisiaj odprowadził? – zapytał, gdy weszłam do kuchni.

– Tak, to... – szukałam usprawiedliwienia. – To mój uczeń.

– No wiesz co? Uczeń?!

– Tato, ale on jest nawet parę miesiecy ode mnie starszy....

– I jeszcze nie ma matury?! Ty od trzech lat jesteś magistrem! To jakiś leń i obibok.

– On ciężko pracuje w stoczni. Nie mógł wcześniej. Wyrzucili go ze szkoły...

– No ładne rzeczy! To teraz się z jakimś nieznanym łobuzem prowadzasz, chociaż pod nosem masz porządnego chłopaka?!

– Tato, to jest moje życie i moje wybory!

Bardzo się pokłóciliśmy i nastały ciche dni. Ostatni raz zdarzyło nam się to wtedy, kiedy umarła mama, a ojciec sprzeciwiał się pochówkowi z księdzem, chociaż ona była głęboko wierząca. Ojciec w końcu uległ, ale na grób żony przyszedł dopiero po zakończeniu uroczystości. Długo miałam o to do niego pretensje.

Teraz odezwał się do mnie parę dni po naszej kłótni. Był zaniepokojony

– Córeczko, rozmawiałem ze Staszkiem...

– Panem pułkownikiem? – spytałam ironicznie, ale tego nie zauważył.

– Tak. I on powiedział, że ty wpadłaś w nieodpowiednie towarzystwo…

– Nieodpowiednie? Czyli jakie…

– No… Elementy wrogie socjalizmowi – już wtedy to określenie bardzo mnie bawiło i nie umiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

Spojrzał na mnie z przyganą.

– Nie przejmuj się tym, co mówi sąsiad, bo to pewnie nigdy nie jest prawda.

Ojciec obraził się na mnie ponownie. Ja, rozbawiona tym, co powiedział, postanowiłam od razu donieść o wszystkim „wrogiemu elementowi”.

W pierwszej chwili nie zmartwiłam się, że nie zastałam Wojtka w pokoju hotelu robotniczego, gdzie mieszkał. Byliśmy i tak umówieni wieczorem do kina. Dopiero gdy tam go nie było, coś mnie tknęło. Nikt nie wiedział, gdzie jest Wojtek, ale wszyscy poczuli się zaniepokojeni jego zniknięciem. Nie pojawił się w pracy, choć poprzedniego dnia koledzy widzieli, jak z niej wychodził.

Po dwóch dniach odchodziłam już od zmysłów. Wtedy zadzwonił kolega Wojtka, że widział, jak ten wchodził do hotelu robotniczego. Natychmiast tam pobiegłam. Leżał na łóżku w ubraniu.

– Gdzie ty byłeś przez dwa dni?! – powiedziałam i przytuliłam się. Wtedy syknął z bólu.

– Co się stało?

Aresztowali mnie. Ktoś na mnie doniósł.

– Kto?!

– Zapytaj swojego obrońcę socjalizmu.

Zaniemówiłam.

Nie mogłam uwierzyć, że to jego sprawka

– Ten, który mnie przesłuchiwał, powiedział wprost, że wie wszystko o mnie od twojego ojca… W pierwszej chwili mu nie wierzyłem, ale potem przypomniałem sobie, skąd go znam. To ten wasz sąsiad.

– Ale to niemożliwe. Ja właściwie nic nie mówiłam ojcu o tobie!

– Wstydziłaś się mnie?! – spojrzał na mnie kpiąco. – Zwykły robotnik ze stoczni, a tu córka ważnego profesora.

– Nie, to nie tak… Ale on nie jest taki. On jest tylko naiwny. On tego nie zrobił! – chyba sama do końca w to nie wierzyłam.

– Bronisz go, jak on socjalizmu.

– Jesteś głupi! Nie chcę cię znać!

Biegłam niemal do samego domu. To, czego się dowiedziałam, przerażało mnie. Nie mogłam się pogodzić z tym, że coś takiego mogło mnie spotkać. Nie wiedziałam, co robić i postanowiłam uciec.

Nie zdążyłam. Ojciec wrócił do domu, kiedy kończyłam się właśnie pakować.

– Co robisz?

Doniosłeś na niego! Aresztowali go.

– Jeśli go aresztowali, to znaczy, że mieli powody.

– Tak. I nawet powiedzieli mu jakie. Twój donos!

– Kto mu to powiedział?!

– Twój ulubiony Kubuś! On go osobiście przesłuchiwał. Co, może zaprzeczysz, że tak było?! Nic mu nie mówiłeś?

– To znaczy. Ja tylko…

– Tylko co?!

Powiedziałem mu, że on cię otumanił, że ty nie jesteś wroga socjalizmowi…

– I myślisz, że na takiej podstawie go aresztowali na dwa dni?!

– Zostań chwilę. Muszę coś wyjaśnić.

– Gdzie?! – chciałam go zatrzymać, ale ojciec był już za drzwiami.

Mniej więcej po godzinie czekania usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że to…

– Wojtek?! – wyglądając przez wizjer, zobaczyłam wielki bukiet kwiatów. Niestety, nie krył on oczekiwanej twarzy. – Ach to ty…

– No właśnie.. to ja – Jakub jak zwykle nie potrafił z siebie więcej wykrzesać. Dlatego kupił te kwiaty, bo uważał, że tak będzie mu łatwiej. – Przyszedłem do ciebie.

– Zauważyłam – stwierdziłam cierpko. – Nie wiem tylko po co?

– No… żeby się umówić, na jakąś randkę, czy coś…

Ja już mam chłopaka.

– Naprawdę?! A tata mówił, że już nikogo nie masz – wyznał z rozbrajającą szczerością.

Po tym doświadczeniu wypisał się z partii

Cała prawda w jednej chwili dotarła do mnie. Zrozumiałam, że stary lis postanowił swojemu potomkowi ułatwić wejście do kurnika, skłócając mnie z Wojtkiem i przy okazji ojcem… Chwyciłam klucze i wybiegłam na zewnątrz, zamykając szybko drzwi. Po chwili już byłam na schodach, zostawiając za sobą osłupiałego Jakuba z jego bukietem kwiatów.

Pół godziny później wpadłam do pokoju Wojtka w hotelu robotniczym. Chłopak spał tak mocno, że mimo mojego energicznego szarpania nawet nie otworzył oczu. Obudził go chyba tak naprawdę ból, który mimowolnie mu zadałam.

– Co? Co się stało?

– Rozmawiałam z ojcem.

– Magda, nie interesuje mnie, co twój ojciec…

– To nie on. Uwierz mi, proszę…

– Więc kto?

– To oni. Oni znów nami manipulowali. Przecież sam wiesz, do czego są zdolni. Przecież sam mówiłeś, że nie można wierzyć ani jednemu ich słowu, bo to wszystko tylko kłamstwo i manipulacja. A teraz chcesz im pozwolić, żeby znów wygrali?!

Wojtek milczał przez chwilę. Potem przytulił mnie mocno i wyszeptał do ucha.

– Masz rację. Nie dajmy im się….

Ojciec tego dnia pobiegł do Staszka na komendę, wyjaśnić swój rzekomy donos. Bardzo tym zdenerwował pana pułkownika, który przy pomocy paru podwładnych dał mu lekcję socjalistycznej moralności. Ojciec bardzo to przeżył i jakiś czas potem wystąpił z partii, choć do „Solidarności” nigdy się nie zapisał.

Czytaj także:

Redakcja poleca

REKLAMA