„Rodzice byli wściekli, gdy Aśka przestała przysyłać pieniądze ze Stanów. Nikt nie wiedział, jaka była prawda"

zmartwieni rodzice fot. Adobe Stock
Jak można wyjechać za granicę z bogatym mężem i po zaledwie kilku latach całkiem zapomnieć o rodzinie i przyjaciołach? Toż to czysta niewdzięczność! A może co innego?
/ 11.03.2021 12:13
zmartwieni rodzice fot. Adobe Stock

Kiedy Aśka poderwała tego Amerykanina, wszyscy w miasteczku jej zazdrościli. Działo się to blisko dwadzieścia lat temu i taki obcokrajowiec był na wagę złota. A ten w dodatku mówił po polsku, bo jego babka pochodziła z Podlasia.
Aśka nie odznaczała się inteligencją ani specjalnymi zdolnościami. Lewie się prześliznęła przez maturę, potem jednak poszła do szkoły hotelarskiej i kiedy ją skończyła, wyjechała do stolicy. Nikt jej nie wróżył wielkiej kariery. Podejrzewano, że wróci, zanim zacznie się zima.

A jednak zatrudnili ją w recepcji luksusowego hotelu! W sumie nic dziwnego. Ładna to ona była, i piersiasta, a na to przecież szczególnie patrzą szefowie, kiedy szukają do pracy „osoby reprezentacyjnej”. Tego swojego Amerykanina też pewnie złapała na urodę. Bo na co innego?
Jesienią przyjechała z wizytą do rodzinnego domu i natychmiast zaczęła rozpowiadać na prawo i lewo, jakiego fajnego ma chłopaka. Nikt jej nie wierzył. Ale nie minął miesiąc i przywiozła go do rodziców. I rzeczywiście – to był najprawdziwszy Amerykanin, bo chociaż ta jego babka pochodziła z Polski, to on się już urodził w Chicago. W dodatku całkiem przystojny. Jako bliska koleżanka Aśki zostałam zaproszona na podwieczorek, aby go poznać. Miał na imię Mark i wcale nie był stary!

Wcześniej wszystkie podejrzewałyśmy, że jeśli Aśka tak łatwo poderwała Amerykanina, to pewnie jakiegoś starego dziada, który poleciał na jej młode ciało. Zresztą ciała tak czy siak mu nie odmówiła, bo szybko się okazało, że jest w ciąży. Byłyśmy przekonane, że jej rodzice się wściekną, bo panna z brzuchem w naszym miasteczku to był wstyd i hańba! Jednak widać Amerykanin miał inne względy niż  normalny miejscowy chłopak, bo wszystko się jakoś ułożyło. Starzy Marysiowie nie tylko zgodzili się, żeby ślub odbył już po tym, jak Aśka urodzi, ale jeszcze namówili księdza, aby pobłogosławił grzeszny związek i dziecko z niego narodzone.

Aśka przez kilka miesięcy obnosiła się z pierścionkiem zaręczynowym z brylantem, którego wielkość zamknęła usta nawet najbardziej zawziętym plotkarom. No, bo skoro Amerykanin dał takie złote cacko warte chyba z pół samochodu, to widać kochał i miał szczere zamiary.
Moja koleżanka urodziła ślicznego chłopczyka, a wtedy ten jej Mark po prostu oszalał ze szczęścia! Odbyło się huczne weselisko. Na pytanie dlaczego tak zwlekał z zabraniem Aśki do Stanów, Mark wszystkim odpowiadał, że teraz będzie łatwiej, bo jako pani Mikalovsky dostanie wizę szybciej i bez żadnego problemu.
Rzeczywiście, dokładnie tak się stało. Konsul wniosek podpisał i Aśka mogła jechać za granicę. Nadeszła więc pora rozstania.

Zobacz także: "Zakochałam się w aroganckim mężczyźnie i zostawiłam dla niego partnera” Czy żałuje? Top 5 romansów na lato, które przeczytasz w jeden dzień

Rodzice Aśki bardzo się cieszyli, że ich córka znalazła bogatego męża. Mark bowiem twierdził, że jest właścicielem ośrodka wakacyjnego z polem golfowym, pokazywał nawet zdjęcia – jak z „Dynastii”. Pewnie teściowie liczyli na to, że wspomoże ich finansowo i biedy już nigdy nie zaznają. Z drugiej zaś strony nie mogli się wręcz nacieszyć ukochanym wnukiem, który dopiero co się urodził, a już wyruszał w daleką podróż, aż za ocean.
No, ale nie było rady! Wśród łez i pożegnań Aśka obiecała rodzicom, że będzie dzwonić i pisać. Polecieli...

Faktycznie, pierwszy list od ukochanej córki przyszedł już po kilku tygodniach. Pisała, że jest szczęśliwa, przesłała zdjęcia synka wystrojonego jak na święto. Nikogo nie zdziwiło, że list był pisany na maszynie. W końcu skoro pojechała do bogatego męża, to nic dziwnego, że wykorzystywała tam techniczne udogodnienia.
Listy przychodziły regularnie. Były jednak coraz bardziej zdawkowe, nie zawsze odpowiadały na pytania stęsknionych rodziców i dziadków, jakby Aśka wcale nie czytała tego, co oni piszą. Jednak nigdy nie zapominała wrzucić jakiegoś nowego zdjęcia wnuka i trochę dolarów, które sprawiły, że Marysiowie żyli jak pączki
w maśle. Właściwie nie mieli na co się skarżyć. No, może na brak wizyt, bo chociaż w każdym liście pytali, kiedy córka z rodziną ich odwiedzi – a nawet mieli nadzieję, że kiedyś oni zostaną zaproszeni do Stanów – to nic takiego się nie stało.

Mijały lata. Wnuczek rósł, ale Marysiowie tęsknili za widokiem córki. Ta jednak nigdy nie przysyłała im swojego zdjęcia. W końcu, kiedy natarczywie zaczęli się go domagać, korespondencja… ustała!

Listy zza oceanu przestały przychodzić, a wraz z nimi i zdjęcia wnuczka, i dolary. Marysiom bieda zajrzała w oczy, bo który staruszek jest się w stanie utrzymać ze swojej skromnej emerytury? Na pewno nie ten, który przywykł do wystawnego życia
i sądził, że tak już będzie zawsze.
Znowu minęło trochę czasu. Marysiowie zaczęli podupadać na zdrowiu. Pewnie ze zgryzoty, że ich jedyna córka o nich zapomniała. Nie dość, że nigdy nie zadzwoniła, to jeszcze przestała pisać.
– Za dobrze jej w tych Stanach! O starym życiu nie pamięta – szeptali ludzie.

Nawet na pogrzeby rodziców nie przyjechała… A zmarło się najpierw staremu Marysiowi, a potem matce. Podobno ksiądz dostał w liście jakieś pieniądze, aby godną mszę odprawić i zadbać o grób, ale córki nikt na cmentarzu nie widział. Nie spodobało się to mieszkańcom i wzięli Aśkę na języki. Strasznie ją obgadywali!
Lata mijały i ludzie powoli zapominali o niewdzięcznej córce i jej biednych rodzicach. Znalazły się inne, świeższe tematy. Jak choćby supermarket, który jakaś francuska firma miała budować za miastem.
– Nowe idzie! – szeptali. – Już nie będzie trzeba jeździć ponad dwadzieścia kilometrów do najbliższego centrum handlowego, żeby posmakować Europy!

Pilnie obserwowali budowę. Każdy chciał wiedzieć, czy wszystko idzie tak, jak powinno. Miejscowi ostrzyli sobie zęby nie tylko na zakupy, ale przede wszystkim na pracę, bo jej w okolicy brakowało.
Kiedy więc budowa stanęła, wszyscy się zaniepokoili. W dodatku nagle gruchnęła wieść, że to dlatego, że w wykopie znaleziono… trupa! To koszmarne odkrycie się potwierdziło. Na budowie robotnicy odkryli szczątki młodej kobiety, którą ktoś udusił, a potem jej zwłoki zmasakrował.

Morderca zapewne chciał uniemożliwić identyfikację ciała. A jednak się przeliczył… Zakopał zwłoki w glinie, która nie przepuszcza powietrza, a więc dobrze konserwuje. Dlatego po pewnym czasie doczekaliśmy się oficjalnego komunikatu i wszyscy zamarli ze zgrozy... To były zwłoki Aśki Mikalowsky, z domu Maryś!
Po śmierci morderca zmiażdżył jej ciało, a w dodatku oderżnął jej serdeczny palec. Ten, na którym nosiła obrączkę i zaręczynowy pierścionek. W sumie wyglądało to tak, jakby napastnik bardzo się spieszył.

Mógł to zrobić jedynie mąż! A potem słał za nią listy jakby nigdy nic… To dlatego były często pozbawione sensu, zdawkowe i pisane na maszynie! I zdjęcia chłopca wkładał, aby uśpić czujność Marysiów. Tym sposobem nie martwili się o córkę, tylko sądzili, że zamilkła po latach, bo już tak bardzo przesiąkła nowym…
Ale dlaczego zginęła? Jedna z hipotez policji mówi, że to nie ona była potrzebna Amerykaninowi, tylko dziecko. Bo w Stanach adopcje są drogie, więc może uwodząc Aśkę, chciał załatwić sobie darmową „surogatkę” ze starego kraju. Może myślał, że ona potem odda mu to dziecko, a tymczasem Aśka nalegała na ślub...

Nie wiem, czy kiedykolwiek się dowiemy, jaka jest prawda. Choć policja szuka w Stanach śladów Marka Mikalowsky’ego, do tej pory nic nie wiadomo. Może podał fałszywe nazwisko? Jedno jest pewne: Aśka nie zasłużyła sobie na taki los...

Więcej prawdziwych historii:
„Gdy żeniłem się z Izą, była szczupła i zadbana. Dziś przypomina ogromnego wieloryba i mnie odrzuca”
„Związałam się z mężem zmarłej przyjaciółki. Podobno nie robimy nic złego, więc dlaczego mam takie wyrzuty sumienia?”„Wdałem się w romans z mężatką. Szybko okazało się, że chciała mnie wykorzystać by pozbyć się męża - i to trwale”

 

Redakcja poleca

REKLAMA