„Robert był księciem z bajki, koleżanki mi go zazdrościły. Któregoś dnia przyszłam do pracy pobita...”

Ofiara psychopaty fot. Adobe Stock
Miał dwie twarze: amanta i dręczyciela. Szukał byle pretekstu, by mnie skatować, a potem przepraszał. Musiałam się uwolnić - poszłam na policję, zmieniłam zamki, ukryłam się u koleżanki. To był koszmar.
/ 10.03.2021 07:42
Ofiara psychopaty fot. Adobe Stock

Wrócił z pracy rozdrażniony, na granicy wybuchu. Zachowywał się jak zwykle, zdjął kurtkę, wszedł na chwilę do łazienki. Nic nie wskazywało na to, że Robert jest w niebezpiecznym nastroju, ale ja już nauczyłam się odczytywać wskazówki.

Wiedzę zdobyłam na własnej skórze i to wcale nie jest przenośnia. Przede mną była inna kobieta, szkoda że uwierzyłam w to, co o niej mówiono. Poznałam go na jakiejś imprezie. Jeszcze nie doszłam do siebie po poprzednim nieudanym związku i wcale nie planowałam następnego. Cieszyłam się wolnością, wszystko było jasne i proste, nie musiałam do nikogo się dostosowywać. Robert wypatrzył mnie na samym początku.

Przystojny i zabawny, w sumie zrobił dobre wrażenie. Trochę tańczyliśmy, chwilę porozmawialiśmy. Nie chciałam mu dać numeru telefonu, sama nie wiem dlaczego. Może był zbyt namolny? Nie analizowałam specjalnie jego zachowania, wtedy jeszcze mnie nie interesował. Za to ja jego – owszem.

Codziennie dostawałam wielkie bukiety kwiatów

Z imprezy wyszłam rozbawiona, w domu odruchowo weszłam na portal społecznościowy, żeby sprawdzić przed snem co nowego i znalazłam wiadomość od Roberta: „Dziękuję za wspaniały wieczór”. Krótko i kulturalnie. Pomyślałam, że muszę w końcu zmienić ustawienia prywatności na koncie, żeby obcy ludzie nie mogli umieszczać postów na mojej tablicy, ale nie byłam niezadowolona z inicjatywy chłopaka. Pokażcie mi dziewczynę, która obrazi się za miłe słowa.

W poniedziałek znalazłam na swoim biurku kwiaty. Potężną wiązankę długich, ładnie przyciętych czerwonych róż. Musiałam je wstawić do pożyczonego ze składziku wiadra, bo do wazonu się nie zmieściły. Koleżanki omdlewały z zazdrości.

– Od kogo dostałaś? – pytały.

– Od posłańca – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Ofiarodawca nie dołączył do róż żadnego liściku ani nawet wizytówki. Chciał pozostać anonimowy. Od tej pory posłaniec odwiedzał moje biuro codziennie. Wkrótce tonęłam w karmazynowych różach, ciągle nie wiedząc, kto mnie tak obdarowuje.

Dni mijały, ciekawość rosła. Nie tylko moja, koleżanek też. W piątek sytuacja się wyjaśniła. Wychodziłyśmy z pracy, omawiając sytuację w firmie i narzekając na nadmiar zajęć, kiedy Aldona stanęła jak wryta, blokując drzwi obrotowe. Spojrzałam przez szybę, co ją tak przygwoździło i zobaczyłam Roberta. To znaczy najpierw rzucił mi się w oczy bukiet róż, dokładnie takich samych, jakie stały w plastikowych kubełkach naokoło mojego biurka. Podszedł do mnie i podał mi kwiaty.

Stałam otoczona dziewczynami, które nie zamierzały wcale odejść. Chyba myślały, że filmuje je jakaś ukryta kamera. Nie wiedziałam, co robić. Miałam przyjemny mętlik w głowie. Muszę przyznać, że Robert zagrał najskuteczniej, jak było można. Nie tylko ukazał się w dobrym świetle, grając romantycznego kochanka, ale również nacisnął właściwy guzik, wyzwalając damską konkurencję.

Czułam podziw dziewczyn i ich gotowość do przejęcia tego cudownego faceta, jeśli tylko nie będę miała na niego ochoty. To dlatego nie odmówiłam pójścia na randkę. Z ręką na sercu przyznaję, że był uroczy. Interesująca twarz o regularnych rysach, krótko obcięte włosy, muskularna, ale harmonijna sylwetka. Potrafił ciekawie mówić, ale i słuchać.

Zaczęło mi się wydawać, że spotkałam ideał

Jeszcze nie byłam zakochana, ale niewiele brakowało.

– Opowiadaj, jaki on jest? – koleżanki domagały się sprawozdania. Niewiele mogłam im powiedzieć. Mówiłam o swoich obserwacjach, ale nie o nim samym. Sęk w tym, że nic o Robercie nie wiedziałam. „Jak to możliwe? – zastanawiałam się.

– Dużo rozmawiamy, on wie o mnie chyba wszystko, a ja o nim nic…”. Postanowiłam nadrobić zaniedbanie. Dowiedziałam się, że na imprezę przyprowadził go Wojtek, więc od razu do niego zadzwoniłam.

– Robert? Znam takiego?– zdziwił się, więc odświeżyłam mu pamięć.

– A! Już wiem. To kumpel kumpla. Taki tam. Podobno rzuciła go dziewczyna i trzeba było pomóc chłopakowi się rozerwać. Jak wiesz, na mnie w tej sprawie zawsze można liczyć. Wojtek zaintrygował mnie, zmusiłam go więc, żeby wydusił z siebie szczegóły tej interesującej historii.

– Słyszałem, że zadał się z jakąś wariatką, która go potem policją straszyła. Kłopoty jakieś były, ale już jest ponoć dobrze. Panna leczy się w psychiatryku, a chłopak jest wolny. Dziwne mi się to wszystko wydało.

Policja? Szpital? Niezbyt często słyszy się takie opowieści. Musiałam dowiedzieć się więcej. Postanowiłam zapytać samego zainteresowanego.

– Rozumiem, że jesteś ciekawa, ale to dla mnie trudna sprawa, nie chciałbym do tego wracać – Robert spuścił wzrok.

– A skąd o tym wiesz? – zapytał, nagle podnosząc głowę. Zrobiło mi się głupio. Wtrącam się w jego prywatne sprawy i bez litości zapuszczam sondę. Powiedziałam szczerze, co wiem. Robert wyluzował, jakby nagle poczuł ulgę.

Zauważyłam, że nie lubi, kiedy mu się sprzeciwiam

– Tak właśnie było – potwierdził. – Nasz związek rozpadł się już wcześniej, ale Aśka nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Zaczęła się dziwnie zachowywać, w końcu rzuciła się na mnie z pięściami, po drodze rozbiła coś szklanego, raniąc się w rękę. Płakała, szlochała… mówię ci, pierwszy raz widziałem taki atak histerii. Przestraszyłem się, że coś sobie zrobi, wyglądała, jakby straciła rozum.

– No dobrze, a co miała do tego policja? – nie wytrzymałam.

– Nie było żadnej policji, przyjechało pogotowie i zabrało Aśkę. Podobno trafiła do szpitala, ale nie wiem jakiego. Nie chciałem jej odwiedzać, żeby nie pogorszyć jej stanu.

Byłam pod wrażeniem. Współczułam Robertowi, że tak źle trafił, chyba jeszcze gorzej niż ja poprzednim razem. Kobieta i mężczyzna po przejściach. Zbliżyliśmy się do siebie. Odkryłam, że Robert może być oparciem dla kobiety. Miał zdecydowany charakter, podejmował za mnie decyzje, wszystko załatwiał – z biletami na koncerty włącznie.

Z przyjemnością oddałam się w jego silne ręce. Pierwszy raz w życiu mogłam leżeć, pachnieć i niczego nie organizować. Co prawda odkryłam też, że Robert nie lubi, jak mu się sprzeciwiam, ale nikt nie obiecywał mi ideału. Okazywał niezadowolenie, ja tego nie brałam do serca i było dobrze. Dość szybko wprowadził się do mnie. Nie wiedziałam, czy jestem z tego zadowolona, czy nie.

Nie rozmawialiśmy o tym wcześniej, inicjatywa wyszła od niego. Powiedział, że mamy dla siebie zbyt mało czasu, oboje pracujemy, spotykamy się wieczorami, na chwilę, jak nastolatkowie. Chciał być przy mnie, zasypiać i budzić się, czując mnie przy sobie, stworzyć ze mną dom, mieć wspólne sprawy. Miał rację, ale ukłuła mnie igiełka żalu, że tracę niezależność.

Zaczęliśmy nowy rozdział

Wytłumaczyłam sobie, że nie można mieć wszystkiego i zrobiłam miejsce w szafie na ciuchy ukochanego. Było dobrze, naprawdę dobrze. Szybko przyzwyczaiłam się do tego, że rano musiałam schodzić mu z drogi, bo warczał jak pies, kiedy się do niego odezwałam. Potem przepraszał.

W końcu zrozumiałam, że nie każdy o poranku kwitnie humorem. Miewał też chwile, kiedy potrzebował samotności, żeby przetrawić niesprawiedliwe słowa szefa lub inne drobne problemy, jakie wszyscy miewamy w życiu. Nauczyłam się więc, żeby nie odzywać się bez potrzeby. Nie zauważyłam, że takich sytuacji jest coraz więcej, dostosowywałam się do Roberta, tak jak tego ode mnie oczekiwał. Wpadł w potworną furię!

Wynagradzał mi to chwilami uwagi, czułości i zapewnieniami o wielkiej miłości. Był wtedy znowu chłopakiem z różami, któremu tak na mnie zależało, że zabiegał o moje względy niczym romantyczny filmowy amant. Robert dużo wymagał, ale był też gotów sporo dać, więc nie narzekałam.

Mnóstwo kobiet spędza życie z partnerem, nigdy nie słysząc zapewnień o miłości, mnie ten problem nie dotyczył. Musiałam tylko trochę się dostosować, a to nie było trudne.

– Kurr… – pewnego poranka z łazienki dobiegł mnie rumor. Porzuciłam robienie kanapek i zaciekawiona wyjrzałam z kuchni. Robert otworzył drzwi łazienki z taką siłą, jakby chciał je wyrwać z zawiasów. Był wściekły. Cofnęłam się. Zimna fala strachu rozlała się po moim ciele. Zdziwiłam się. Jak to? Przecież to tylko mój chłopak, wkurzony, to prawda, ale przecież nie ma się czego bać. Złapał mnie za przedramię i zaczął ciągnąć do łazienki.

– Zobacz, suko, co zrobiłaś, o mało się nie zabiłem! To twoja wina– mówił cicho, ale dobitnie. Zabolało, szarpnęłam się. Docisnął mnie do ściany jak szmacianą lalkę. – Stawiasz się? Nie radzę – wysyczał. – Pójdziesz tam i posprzątasz. A potem mnie przeprosisz.

Milczałam, bo głos uwiązł mi w gardle. To nie był mój ukochany, tylko zdolny do wszystkiego obcy człowiek. Zaatakował mnie we własnym domu. Czegoś chciał. Ze strachu nie rozumiałam, czego. Zacisnął palce na moim przedramieniu. Znów sprawił mi ból.

– Przepraszam – jęknęłam. Zwolnił chwyt.

– No widzisz, jak chcesz, to potrafisz – powiedział łagodnym już tonem i czułym gestem odgarnął mi włosy z oczu. – No już, rozchmurz się, wyglądasz jak zaszczute zwierzątko – uśmiechnął się. – Tylko więcej tego nie rób, dobrze?

Skinęłam głową. Nie wiedziałam, co takiego zrobiłam, i czego mam się wystrzegać na przyszłość, ale byłam gotowa powiedzieć mu wszystko, co chciał, byle mnie uwolnił. To jeszcze nie był koniec. Robertowi zebrało się na czułości, popchnął mnie na łóżko. Nie protestowałam, bałam się odezwać.

Przeżyłam gwałt. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam, bo się wstydziłam. Zresztą nie miałabym jak udowodnić Robertowi użycia siły. Wszystko odbyło się w czterech ścianach mojego mieszkania. Następnego dnia przyniósł mi ogromny bukiet kwiatów na przeprosiny. Nie chciałam go przyjąć. Błagał, zaklinał się, że nie wie, co go opętało, i że nigdy więcej się to nie powtórzy. Mówił, że jestem jego drugą połową, że nie może beze mnie żyć, w końcu zaczął płakać. Zmiękłam.

Do tej pory byliśmy dobraną parą, nie chciałam wszystkiego przekreślać z powodu jednego wyskoku. W końcu nic wielkiego się nie stało. Wybaczyłam mu. Jakiś czas był spokój, ja jednak zachowałam czujność. Śledziłam jego ruchy, natychmiast odgadywałam, w jakim jest humorze. Nienawidziłam się za to, ale nie umiałam inaczej. Trochę się go bałam, wiedziałam już, że może być nieobliczalny.

Marzyłam tylko o tym, żeby przestał się tak zachowywać

Kiedyś wrócił z pracy w dziwnym nastroju. Dogryzał mi bez powodu i wyraźnie szukał zwady. W końcu wybuchnął. Stałam mu na drodze, więc po prostu rzucił mną jak piłką. Na szczęście trafiłam na fotel. Był miękki, więc nic mi się nie stało.

– Robert, opanuj się! – krzyknęłam i to był gwóźdź do trumny. Zaczął szaleć. Uderzył mnie, szarpnął za włosy. Znów popchnął.

– Gdybyś nie była taka głupia, zdziro, moglibyśmy normalnie żyć! – krzyknął. – Czy ja tak dużo wymagam? Tylko odrobiny zrozumienia. Nie starasz się, bo ci nie zależy!

Znowu nie wiedziałam, o co mu chodzi. Trzęsłam się ze zdenerwowania i ze strachu. Chciałam, żeby już skończył, znowu stał się moim Robertem, takim, jakiego znałam i kochałam. Zakryłam twarz rękami. – Nie schowasz się, kurr… – siłą odciągnął moje dłonie i uderzył. Zabolało. Rozcięta warga zaczęła natychmiast puchnąć. Spojrzałam na niego i zobaczyłam w pociemniałych oczach satysfakcję.

Wściekłam się. To mój dom i nie dam sobą poniewierać! Pamiętam, że coś krzyczałam, coś pyskowałam. A on mnie bił. Nie wiem, ile to trwało, nie pamiętam. Lanie dostałam za brak pokory i zrozumienia. Tak powiedział mi następnego dnia rano. W lustrze zobaczyłam posiniaczoną twarz i już wiedziałam, co zrobić.

Uległość, jakiej mnie uczył miesiącami, opadła ze mnie w ciągu jednej sekundy. Nadal się go bałam, ale już nie czułam się winna. To on przekroczył granicę i powinien za to ponieść karę. Zamiast do pracy, poszłam do szpitala i tam zrobiłam obdukcję. Miałam namacalny dowód, że zostałam skatowana. Zgłosiłam też na komisariacie pobicie.

Miałam szczęście, że Robert nie był moim mężem, lecz w świetle prawa, obcym dla mnie człowiekiem. „Łatwiej się go będzie pozbyć” – tak mi powiedziano. W pracy złapałam Wojtka. Na widok mojej twarzy świsnął przez zęby.

– Niech zgadnę, wpadłaś na kuchenną szafkę? – powiedział. – Nie, zostałam pobita przez Roberta – powiedziałam prawdę, patrząc mu prosto w oczy.

– Musisz mnie skontaktować z jego poprzednią dziewczyną, tą wariatką, która zatruła mu życie. Jakoś przestałam wierzyć w tę historyjkę. Pomożesz mi? Był w szoku.

– Jasne. Zaraz zdzwonię, gdzie trzeba, zaczekaj – powiedział.

Teraz miały mnie czekać bardzo ciężkie chwile...

Do Julity pojechaliśmy we dwoje. Wojtek twierdził, że przyda mi się wsparcie. Dziewczyna nie chciała z nami rozmawiać, ale kiedy zsunęłam szalik, za którym ukrywałam twarz, wpuściła nas do mieszkania. Opowiedziała historię bardzo podobną do mojej, z jedną tylko różnicą.

– Kiedy udało mi się go pozbyć, zaczął mnie szkalować – powiedziała ze smutkiem. – Wysyłał maile, dzwonił do moich znajomych i do pracy, opowiadał kłamstwa. Według niego jestem wariatką i leczę się psychiatrycznie. Zostawił mnie w spokoju dopiero kilka miesięcy temu.

– Wtedy spotkał mnie – szepnęłam, i nagle zrozumiałam, co się stało. Byłam jego następną ofiarą. Widocznie nie mógł żyć, nie maltretując kolejnej kobiety. Uważał, że ma do tego prawo i wbijał to do głowy następnej dziewczynie. Robił wszystko, żeby uwierzyła, że jego zachowanie jest jej winą. Bo gdyby była inna, wszystko byłoby dobrze.

– To psychol – orzekł Wojtek. – Może jest zaburzony, ale przede wszystkim jest zły – potrząsnęła głową Julita. – Lubi się znęcać, czuje się wtedy silny, sprawia mu to radość. Przypomniały mi się oczy Roberta, kiedy mnie w końcu uderzył. Zadowolenie i niedosyt, tyle z nich wyczytałam. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy mnie już skatował.

– Nie pozwolę mu więcej na to – powiedziałam bardziej do siebie niż do nich. – To koniec.

– Będzie za tobą chodził, wydzwaniał, narobi ci wstydu w pracy – ostrzegła mnie Julita – Zawsze się bałam, że dopadnie mnie gdzieś i zrobi krzywdę. Jest do tego zdolny.

– Spokojnie. Ja cię obronię – zadeklarował Wojtek. – Czuję się winny, bo przyprowadziłem go wtedy na imprezę. Gdybym tylko wiedział…

Zastosowałam środki ostrożności

Zmieniłam zamki w mieszkaniu, ale nie wróciłam do niego. Czekam na rozprawę sądową, mieszkam u koleżanki. Robert pojawia się pod firmą, lecz nie podchodzi do mnie, bo stale towarzyszy mi Wojtek. Bez niego nigdzie się nie ruszam. Przeżyłam trudne chwile, kiedy mój szef i współpracownicy dostali maile od Roberta.

Były w nich moje prywatne zdjęcia, niektóre intymne i mnóstwo oszczerstw. Nikt nie powiedział słowa, wszyscy je skasowali. Pamiętali, jak wyglądałam po „lekcji”, której udzielił mi ten człowiek. Nie jestem typem ofiary, Robert źle mnie ocenił.

Pomyślałam wtedy, że ten psychopata też ma przecież służbową pocztę i porozsyłałam zeskanowany dokument obdukcji lekarskiej, łącznie ze zdjęciem mojej skatowanej twarzy. Dołączyłam wyjaśnienie, w jaki sposób dorobiłam się obrażeń, wraz z numerem sprawy rozpracowywanej przez policję.

Nie wiem, jakie wywołałam wrażenie, ale szkalujące maile od Roberta nagle przestały przychodzić. „Oko za oko – pomyślałam. – Jak ty mnie, tak ja tobie”. Jestem gotowa na wojnę z psychopatą, który pojawił się w moim życiu. Nie znałam dotąd takich ludzi, dlatego pozwoliłam się podejść, ale na tym koniec. Postaram się, żeby Robert to zrozumiał.

Więcej prawdziwych historii:
„Wiedziałam, że zdradzał byłą żonę, ale byłam pewna, że ze mną będzie inaczej. Niedawno jego kochanka urodziła dziecko”
„Wyszłam za starego dziada dla kasy. Rodzicom mówię, że to mój teść. Jego dzieci mnie nienawidzą, ale nie wrócę do biedy”
„Narzeczony lata temu przyłapał żonę na zdradzie. Historia zatoczyła koło i nawet nie dał mi się wytłumaczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA