– Ciociu, muszę u ciebie zamieszkać – usłyszałam w słuchawce głos siostrzenicy.
Hanka ma trzydzieści trzy lata, przeniosła się z małego miasteczka do Warszawy i po studiach na informatyce znalazła tu dobrą pracę. Od dłuższego czasu wynajmowała mieszkanie. Jednak w końcu zdała sobie sprawę, że dużo rozsądniej byłoby kupić jakiś własny kąt.
– Po co mam płacić za wynajem, jeśli mogę wziąć kredyt? Rata kredytu to niewiele więcej niż opłata za wynajętą kawalerkę – stwierdziła w rozmowie ze mną.
Zaczęła poszukiwania czegoś odpowiedniego. W końcu, po siedmiu miesiącach, znalazła. Mieszkanie było niezbyt obszerne i w starym budownictwie, a stosunkowo niska cena wynikała z jego stanu. Po prostu bez solidnego remontu nie nadawało się do zamieszkania.
Przynajmniej tak mi powiedziała, bo nie zaproponowała, żebym pojechała je zobaczyć. W każdym razie zadzwoniła do mnie z informacją, że już wypowiedziała umowę wynajmu, dostała kredyt i kupiła pokój z kuchnią. Na razie jednak nie mogła się tam wprowadzić, bo dotychczasowi właściciele zastrzegli sobie w umowie miesiąc na opuszczenie lokalu. Krótko mówiąc, Hanka oświadczyła, że wprowadza się do mnie.
Nie byłam zachwycona taką perspektywą
Co prawda razem z mężem mieszkamy w skromnym domu na przedmieściu, jednak nazwanie go willą zabrzmiałoby jak złośliwy żart. Jest naprawdę mały. Hanka zapowiedziała, że dawny pokój Marka – naszego syna, obecnie już dorosłego, żonatego i dumnego ojca dwójki rozbrykanych dzieciaków – w zupełności jej wystarczy.
Hanka zajęła więc wolny pokój i od razu poczuła się jak u siebie. Była wszechobecna, co nas nieco krępowało. Mój mąż gardzi piżamami i szlafrokami. Sypia w luźnych, krótkich gatkach. O świcie, gdy tylko otworzył oczy, zwykle dreptał prosto do kuchni i celebrował poranną kawę.
Teraz, chcąc nie chcąc, zrezygnował z tego miłego zwyczaju. Zaczynał dzień od cichych przekleństw i pospiesznego ubierania się. Dopiero w kompletnym stroju wędrował zaparzyć sobie ulubiony napój.
Obecność Hanki również i mnie postawiła na baczność.
Dziewczyna uznała za oczywiste, że powinnam ją karmić co najmniej dwa razy dziennie. Starałam się odwieść ją od tego pomysłu, pokazałam, gdzie w kuchni znajdzie garnki i patelnie, warzywa, przyprawy oraz całą zawartość lodówki.
Jednak była to najwyraźniej zbyt subtelna aluzja, bo siostrzenica nie wyrywała się do gotowania. A ja naiwnie sądziłam, że w czasie swojego pobytu pod naszym dachem sama coś czasem przygotuje dla wszystkich i odciąży mnie od stania przy garnkach.
Po trzech tygodniach Hania oświadczyła:
– Wyprowadzili się. Mogę zaczynać remont.
„Chwała Bogu” – pomyślałam, jednak moja radość nie trwała długo.
– Andrzej przyjedzie jutro z kolegą. Od razu wezmą się do roboty – dodała Hania.
– Gdzie będą spać? – spytałam.
Siostrzenica wzruszyła ramionami.
– Tutaj. Tam się nie da. Pył, cement, farba, rozpuszczalnik, kleje… – zaczęła wyliczać czyhające na nich zagrożenia zdrowia i życia.
Miałam ochotę wyć
„Albo będziemy przebywać w domu na zmianę, albo upchniemy się warstwami” – pomyślałam rozzłoszczona. Jednak nie dałam po sobie poznać, jak bardzo nie odpowiada mi taka koncepcja. Cóż, rodzina… siła wyższa.
Następnego dnia zjawił się u mnie Andrzej, czyli brat Hanki a mój siostrzeniec, oraz jego kolega, Szymek. Zjedli przygotowany przeze mnie obiad. Potem pojechali kupić farby, pędzle, gips… Sprzątnęłam po nich i pozmywałam naczynia. W domu zapanowała wreszcie cisza i spokój. Co prawda tylko przez dwie godziny, bo nagle zadzwonił telefon.
– Ciociu, podjedź tu do nas do marketu swoim samochodem. Tym małym fiatem Szymka nie damy rady przewieźć wszystkiego. Sama rozumiesz – oświadczyła radosnym tonem Hanka.
Do domu wróciłam wykończona, ale stanęłam przy garnkach. Domyślałam się, że wieczorem wszyscy zjawią się u mnie, spodziewając się kolacji. Nie pomyliłam się. Zjedli spaghetti, choć chyba niezbyt im smakowało.
Andrzej krzywił się niemiłosiernie, Szymek napomknął, że za mało ostre… Potem cała trójka wygodnie rozlokowała się w naszym domu. Kanapa na wprost telewizora została zajęta, fotele zestawione razem też stanowiły wygodne miejsce do spania. Wiadomości w telewizji obejrzeliśmy z mężem, siedząc na taboretach, przyniesionych z kuchni.
Przez trzy tygodnie znosiliśmy utrudnienia. W końcu usłyszałam, że prace dobiegły końca i Hanka z Andrzejem oraz kolega Szymek opuszczają nasz dom. Na pożegnanie zapakowałam Hani pulpeciki, bo przecież czekała na nią pusta lodówka.
Na drogę dla chłopaków zrobiłam kanapki. Cała trójka szybko się uwinęła i nagle dom opustoszał. Usiadłam wygodnie w fotelu. Odetchnęłam z ulgą. Wtedy zdałam sobie sprawę, że żadne z nich nie powiedziało nawet zwykłego „dziękuję”.
Czytaj także:
„Mąż nagle zaczął znikać z domu i chować przede mną telefon. Byłam pewna, że mnie zdradza, potrzebowałam tylko dowodu”
„Choć mąż znęcał się tylko nade mną, to córce zniszczył życie. Powiedziałam: dość! Nie będę dłużej klęczeć przed tyranem”
„Przespałam się z przypadkowym gościem. Myślałam, że już go nie spotkam, ale okazał się kolegą mojego nowego faceta”