„Przyjaciółka rozpuściła syna jak dziadowski bicz. Mówi, że mój wyrośnie na nieudacznika, bo nie pozwalam mu na wszystko”

matka upomina swojego synka fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Wytłumaczyłam małemu, że nie kupię mu zabawki, bo takie same cztery samochodziki ma w domu. Zrozumiał, ale widziałam, że było mu przykro. Przez łzy powiedział, że to niesprawiedliwe. Bo Adaś dostał to, co chciał, a on nie”.
/ 29.03.2022 06:43
matka upomina swojego synka fot. Adobe Stock, Halfpoint

Nasze dzieci, moje i Jagody, są w tym samym wieku. Byłam w drugim miesiącu ciąży, gdy przyjaciółka zadzwoniła i powiedziała, że też spodziewa się dziecka. Zdziwiłam się trochę, bo twierdziła, że nie śpieszy się jej do macierzyństwa. Że najpierw chcą z mężem nacieszyć się sobą, czegoś się dorobić. Ale jak widać, krew nie woda, i wyszło, jak wyszło…

Nie ukrywam, byłam bardzo zadowolona z tej ich wpadki. Nieraz słyszałam, jak z powodu macierzyństwa rozpadały się wieloletnie przyjaźnie między dziewczynami. Bo wiadomo, że jak jedna z przyjaciółek zostanie matką, a druga nie, to nagle zaczyna im brakować wspólnych tematów do rozmowy. Dla tej pierwszej najważniejsze stają się sprawy związane z dzieckiem, a druga wolałaby pogadać o modzie lub filmie, który ostatnio obejrzała. Pomyślałam, że jak urodzimy w tym samym czasie, to będziemy się nawzajem wspierać. I nasza przyjaźń nie tylko przetrwa, ale się umocni.

Mam się nie wymądrzać, bo się nie znam

Na początku rzeczywiście wszystko wyglądało bardzo pięknie. Spotykałyśmy się prawie codziennie i wymieniałyśmy doświadczeniami na temat opieki nad noworodkami. Razem chodziłyśmy na spacery, zakupy, plac zabaw. Gdy któraś chciała wyskoczyć do kosmetyczki lub spędzić romantyczny wieczór z mężem, druga zajmowała się jej dzieckiem. Nie musiałyśmy szukać opiekunek. Ufałyśmy sobie.

Problemy zaczęły się, gdy nasi synkowie trochę podrośli. Nagle okazało się, że mamy z Jagodą zupełnie inne pomysły na wychowywanie. Ja absolutnie nie akceptuję jej metod i postępowania!

Przede wszystkim uważam, że jej Adaś jest rozpuszczony jak dziadowski bicz! Wszystko wymusza krzykiem. Gdy nie dostanie tego, czego chce, wpada w histerię. Tupie, rzuca się na ziemię, wali rękami i nogami gdzie popadnie. Do tego wrzeszczy tak głośno, jakby go ktoś żywcem ze skóry obdzierał. A Jagoda, żeby uniknąć takich sytuacji, ulega mu.

Kiedyś po jednym z takich pierwszych występów Adasia, próbowałam jej zasugerować, że postępuje źle, że nie można spełniać wszystkich zachcianek i życzeń dziecka. Przecież maluchowi trzeba czasem powiedzieć „nie”, stawiać granice. Od razu mi przerwała. Stwierdziła, żebym się nie wymądrzała, bo nie jestem ekspertem. I że będzie wychowywać synka według zasad, które uważa za słuszne – bezstresowo. Bo jak dziecku się wszystkiego zabrania i odmawia, to wyrasta na nieudacznika i człowieka pełnego kompleksów.

Próbowałam jej wytłumaczyć, że to totalna bzdura, bo dawno już udowodniono, że ta metoda się nie sprawdza, ale mnie nie słuchała. W porządku, niech robi sobie, jak chce. W sumie to ona będzie kiedyś ponosić konsekwencje takiego postępowania. Ale przecież nie mogę pozwolić, by mój synek uczył się takich reakcji! Tymczasem z przerażeniem zauważyłam, że gdy spotykamy się we czwórkę, Staś coraz częściej próbuje zachowywać się tak jak Adaś. Ot, choćby ostatnio.

Mały naśladuje złe zachowania

Chłopcy wypatrzyli sobie w supermarkecie plastikowe samochodziki. Ściągnęli je z półki i wrzucili do koszyków. Jagoda, wiedząc co się święci, machnęła ręką. Ja poprosiłam Stasia, żeby odstawił zabawkę na miejsce. A on bach na ziemię i w ryk. Odstawił taki cyrk, że się pół sklepu zleciało, żeby popatrzeć. Omal się ze wstydu nie spaliłam.

Zaprowadziłam go na bok, poczekałam, aż ochłonie, a potem wytłumaczyłam, że nie kupię mu zabawki. Bo takie same cztery samochodziki ma w domu. Zrozumiał, ale widziałam, że było mu przykro. Przez łzy powiedział, że to niesprawiedliwe. Bo Adaś dostał to, co chciał, a on nie…

Nie chcę, żeby moje dziecko cierpiało, pomyślało, że jestem złą matką. Nie chcę też, żeby zamieniło się w małego terrorystę. Postanowiłam więc znów porozmawiać z Jagodą. Poprosiłam, by chociaż wtedy, gdy jesteśmy razem, dostosowała się do moich zasad. Nie chciała o tym słyszeć! Stwierdziła naburmuszona, że to ja powinnam przestrzegać jej reguł. Bo są lepsze. Znowu tłumaczyłam, że nie dają one, niestety, rezultatów: jej syn stale krzyczy, dzieci nie lubią się z nim bawić, a ona sama jest umęczona zachowaniem dziecka.

Usłyszałam, że Adaś ma dopiero cztery latka, i wkrótce sam zrozumie, co jest dobre, a co złe. Nie mogłam uwierzyć, że jest aż tak naiwna!  Nie wytrzymałam i ją wyśmiałam. Strasznie się wtedy pokłóciłyśmy!

Zupełnie nie wiem, co powinnam teraz zrobić. Jestem między młotem a kowadłem. Jagoda to przecież moja  najlepsza przyjaciółka. Bardzo ją lubię. W zasadzie oprócz tego jednego konfliktu nigdy nie było między nami większych spięć. Nie bardzo więc chcę zrywać z nią kontakt. Ale widzę też zły wpływ, jaki ona i jej synek wywierają na Stasia. Po każdym spotkaniu muszę go „resocjalizować”, bo próbuje wymuszać na nas posłuszeństwo metodami Adasia.

Mąż twierdzi, że powinnam zakończyć tę znajomość. Może ma rację. Jagoda chyba nie zmieni sposobu wychowywania dziecka…

Czytaj także:
„Ciotka była jędzą, całej rodzinie zalazła za skórę. Kiedy złamała nogę, nie było chętnych do pomocy. Padło na mnie”
„Ma czworo dzieci z trzema mężczyznami. Nazywają mnie patologią, ale nikt nie znam mojej historii”
„Zostałam wdową, gdy miałam 30 lat. Przez cudzą głupotę straciłam męża, który był całym moim światem”

Redakcja poleca

REKLAMA