– Beatko, mogę mieć do ciebie prośbę? – w słuchawce telefonu usłyszałam Helenę, moją przyjaciółkę. – Chciałabym, żebyś zrobiła mi kilka zdjęć na łonie przyrody…
– Zdjęcia? Pewnie, bardzo chętnie! – ucieszyłam się, od razu domyślając się, co Helenka chce zrobić.
Z tym komputerem to był jednak świetny pomysł
Pamiętam, jak razem z dziećmi Heleny długo głowiliśmy się, co kupić jej na prezent świąteczny. Na każde nasze pytanie odpowiadała: „Nic. Zwróćcie mi tylko Marka”. A jego nie można było zwrócić… Dwa lata temu przegrał walkę z chorobą nowotworową. Po jego śmierci wspierałam przyjaciółkę, jak tylko mogłam. Dwójka jej dorosłych dzieci mieszka za granicą. Syn w Kanadzie, córka w Belgii. Odwiedzali ją rzadko. I to właśnie syn podsunął pomysł na prezent.
– Może komputer? Mama miałaby kontakt z nami i ze światem. Taki sprzęt nie jest drogi.
Zresztą, Helena nie wymagała Bóg wie jak skomplikowanego urządzenia. Potrzebne jej były najprostsze programy. Złożyliśmy się więc i przed Bożym Narodzeniem zawiozłam pakunek przyjaciółce.
– To od twoich dzieci i ode mnie – powiedziałam. – A zaraz po świętach zjawi się u ciebie student informatyki i wszystko zainstaluje.
Pokiwała tylko głową. Od kilku miesięcy była apatyczna, bez uśmiechu, bez nadziei na następny dzień. Jakby wraz ze śmiercią męża, umarła także jakaś jej cząstka. Na pewno tak było, ale przecież Helena jest dopiero po 50-tce! Nie może się pogrzebać za życia! Powtarzałam jej to zarówno ja, jak i jej dzieci. Może gdyby były bliżej, Helena szybciej wyszłaby z duchowej żałoby… Odwiedziłam ją parę dni po świętach.
– Był ten informatyk?
Pokiwała tylko głową.
– Korzystasz z komputera?
Nie musiała odpowiadać, bo zerknęłam na monitor. Pasjans. No tak.
– Helenko, masz przecież połączenie z internetem. Możesz sobie czytać ciekawostki ze świata, zalogować się na jakimś portalu społecznościowym, czytać książki, oglądać filmy! A ty karty układasz! – zdenerwowałam się. – Pokażę ci, z czego ja korzystam.
Posadziłam ją przed komputerem. Parę kliknięć i byłam w swoim świecie.
– Zobacz, tu nowinki medyczne, bo w naszym wieku należy być ze wszystkim na bieżąco. Tu horoskop. Tu poczytasz o podróżach, a tutaj znajdziesz ploteczki ze świata aktorów. Tam natomiast… – najechałam myszką na odpowiednie miejsce – portale randkowe, choć nie sądzę, żebyś ich potrzebowała.
Niestety, z tego, co opowiadały mi przyjaciółki, takie miałam zdanie o portalach, gdzie ludzie szukają drugich połówek. Może dlatego, że sama byłam od 25 lat szczęśliwą mężatką i nigdy nie musiałam szukać miłości w taki sposób? A nawet gdybym była sama, to prędzej szukałabym w parku, na spotkaniu w domu kultury, nie wiem, w klubie rękodzielnika nawet niż w miejscu, gdzie każdy może przedstawić siebie jako nie wiadomo jaki ideał, tworząc wymyśloną rzeczywistość!
Mało to słychać o oszustach internetowych?
Przez następne miesiące miałam dużo pracy, więc z Heleną rzadko się spotykałam. Remont mojego mieszkania ciągnął się i ciągnął, więc głównie dzwoniłyśmy do siebie.
„Ale gdy tylko uporam się z pracami, przyjdzie czas na realizację mojego planu – myślałam. – Zacznę swatać Helenkę! Ile może być sama!”.
Moja przyjaciółka jest zgrabną kobietą, buzia niemal bez zmarszczek, a w jej ciemnych włosach tylko gdzieniegdzie przebłyskuje siwa nitka. Jednak nim ja zadzwoniłam z propozycją kolacji u nas (niby dla uczczenia odnowionego mieszkania, bo w rzeczywistości chciałam przedstawić Helence przyjaciela mojego męża), to ona zadzwoniła z tą propozycją zdjęć, jak powiedziała, „na łonie przyrody”. Następnego dnia stawiłam się o umówionej porze w najpiękniejszym parku Zamościa, uzbrojona w aparat i okulary. Wiadomo, po 50-tce wzrok ma prawo zawodzić. Jednak gdy zobaczyłam swoją przyjaciółkę w bramie parku, odniosłam wrażenie, jakby wzrok nagle mi się mocno pogorszył.
Boże, to nie mogła być ona!
Przecież jeszcze nie tak dawno… Zaraz, zaraz, zimą się widziałyśmy po raz ostatni! I była taka, jak zawsze! A teraz miałyśmy wczesną jesień… Przyjechała na rowerze, choć nie jeździła na nim od lat – bo nie lubiła. A ten jej wygląd! Na głowie kruczoczarny kolor maskujący nie tylko siwiznę, ale w ogóle wszystko! Śliczną twarz pokrywała, widoczna nawet z daleka, gruba warstwa podkładu w kolorze… hmm… intensywnej opalenizny. Oczy umalowane bardzo mocno, na wzór starożytnej królowej. Na dodatek prześwitująca bluzka z dekoltem więcej odkrywała niż zakrywała, a minispódniczka wydawała się krótsza niż jakiekolwiek znane mi mini!
Całe szczęście, że było ciepło, bo nie wiem, jak długo moja przyjaciółka by w takim stroju wytrzymała.
– Helenka? – spytałam niepewnie, gdy ta dziwna kobieta zatrzymała rower tuż obok mnie. – Wyglądasz… wyglądasz… – słów mi zabrakło.
– No, jak wyglądam? – spytała, uśmiechając się, obracając i prezentując mi wdzięki z każdej strony.
A potem popatrzyła wyczekująco.
– Wyglądasz inaczej – powiedziałam tylko, choć miałam ochotę zacytować mało eleganckie sformułowanie: „Jak ostatnie podrygi podstarzałej ostrygi”.
– To teraz chwytaj za aparat! – Helena poprawiła włosy, przełożyła nogę ponad ramą roweru i z wdziękiem oparła stopę na pedale.
Nim włączyłam sprzęt, lekko uniosła i tak bardzo krótką minispódniczkę, prezentując udo i… koronkę pończoszki samonośnej.
„Jezus, Maria!” – jęknęłam w duchu.
– Jesteś pewna, że takie chcesz zdjęcie? – wolałam zapytać.
Skinęła głową, więc cóż było robić? Pstryknęłam parę zdjęć przy rowerze, potem przy drzewie, na trawie… Helenka wiła się i wyginała, a ja czułam się jak fotograf sesji erotycznej! Po godzinie byłam zniesmaczona, ale moja modelka ogromnie zadowolona.
– Prześlę ci je wieczorem – powiedziałam. – Ale do czego ci właściwie potrzebne takie zdjęcia?
– Znalazłam portal dla ludzi w naszym wieku – odpowiedziała Helena, uśmiechając się lekko. – Opowiadamy sobie o tym, co czytamy, o ulubionych filmach…
– I do tego potrzebujesz takie fotki? – nie mogłam uwierzyć. – Do dyskusji intelektualnej?
Lekko się speszyła.
– Nie do końca… Część kobiet z portalu stworzyła nieoficjalny konkurs. Wybory miss...
– I ty do niego przystąpiłaś?!
– A dlaczego nie? Przecież jestem całkiem niezłą babką jeszcze – powiedziała lekko obruszona Helenka.
– Naturalnie, że tak! Ale te zdjęcia, które ci dzisiaj zrobiłam, to przecież nie ty… – próbowałam tłumaczyć.
– Ty nie wiesz, jak prezentują się inne kobiety! – w głosie przyjaciółki zabrzmiała złość. – Zresztą, żyjemy w takich czasach, gdzie liczy się wygląd, i to bardzo mocno! Kobiety w naszym wieku także chcą się podobać, chcą flirtować, odsłaniać ciało!
– Chodź tutaj! – powiedziałam stanowczo. – Siadaj na ławce!
Uruchomiłam aparat i pokazałam jej zdjęcie po zdjęciu. Potem jeszcze raz.
– To nie ty! – schowałam w końcu sprzęt do plecaka. – To ktoś, kto chce się podobać, a wygląda po prostu żałośnie. Prawdopodobnie jak większość obecnych na portalu pań odsłaniających zbyt mocno swoje wdzięki.
Helena milczała, wyraźnie zawstydzona obejrzanymi zdjęciami.
– Skasuj je – poleciła cicho.
– Nie, zostaną na pamiątkę, gdyby następnym razem ci odbiło – stwierdziłam. – A jutro zrobię ci zdjęcia ciebie takiej, jaka jesteś.
Helena odjeżdżała zawstydzona
Następnego dnia wczesnym rankiem zjawiłam się u niej w mieszkaniu. Przyjaciółka codziennie, przy szeroko otwartym oknie, ćwiczyła jogę. Gdy tak odprężała się z zamkniętymi oczami, w wygodnym stroju, zrobiłam jej śliczne ujęcia. Po śniadaniu miała wizytę w hospicjum, gdzie po śmierci męża została wolontariuszką. I tam zrobiłam zdjęcia. Potem w bibliotece, gdzie czytała bajki maluchom. I w końcu w zaprzyjaźnionym schronisku, gdzie co wieczór wyprowadzała psy. Co za niesamowity zbieg okoliczności! Wieczorem wgrałam zdjęcia do jej komputera i umieściłyśmy je na portalu.
Od razu zostały skomentowane. Nie przez kobiety. Przez mężczyzn.
„Wreszcie coś innego od wszechobecnej golizny! – skomentował pan, podpisujący się nickiem Jeremi. – Piękna kobieta to ta, która ma bogate wnętrze. A Ty jesteś piękna!”.
– Z Jeremim piszemy od jakiegoś czasu – przyznała Helena.
– To jego prawdziwe imię? – spytałam, bo znałam jednego mężczyznę o takim imieniu.
– Tak. I wyobraź sobie, mieszka całkiem niedaleko ciebie – powiedziała przyjaciółka z lekkim zawstydzeniem.
Powiększyłam zdjęcie Jeremiego. To przyjaciel mojego męża! Ten sam, którego chciałam poznać z Helenką!
– Zamierzacie się spotkać? – spytałam z uśmiechem.
Przyjaciółka lekko się spłoniła.
– Ja bardzo bym chciała, ale nie mam śmiałości… Musi być bardzo interesującym mężczyzną.
– Co robisz w najbliższą sobotę? – spytałam ni z gruszki, ni z pietruszki. – Jeżeli nie masz planów, to zapraszam cię na kolację do nas. Musimy w końcu uczcić odnowione mieszkanie.
– Z miłą chęcią! – odparła Helena.
Takiej samej odpowiedzi udzielił Jeremi, do którego zadzwoniłam jeszcze tego samego wieczoru…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”