Ta miłość nie powinna się zdarzyć, a jednak… Kiedy zorientowałam się, jak daleko zabrnęłam, było już za późno. Dwie kreski na teście ciążowym mówiły wyraźnie, że zabawa właśnie się skończyła.
– Kochanie, przecież wiesz, że od dawna nic mnie nie łączy z Marianną – zapewniał Tomek, kiedy ze łzami w oczach mówiłam mu o wyniku testu. – Z tobą jestem najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem! Faktycznie, od kilkunastu miesięcy nie mieszkał z żoną. Złożył też pozew o rozwód. Ale czy to wystarczający dowód na to, że chce być ze mną?
Poznałam go w pracy
Poznałam go wczesnym latem, kiedy przyjęto go do pracy w moim wydziale. Od razu wpadł mi w oko, a ja jemu, bo nie było dnia, żeby się do mnie nie uśmiechał, albo nie zaczepiał miłym słowem. Od kiedy przyszedł do naszej firmy, moje życie nabrało sensu.
Był taki wesoły i rozmowny, że nudna dotąd praca polegająca głównie na wypełnianiu dokumentów, zaczęła sprawiać mi satysfakcję. Chciało mi się co rano wstawać i wybierać najładniejsze sukienki. To właśnie dla Tomka znowu zaczęłam nosić obcasy, biżuterię i robić dokładny makijaż.
– Fajny ten nasz kolega, szkoda, że zajęty – powiedziała pewnego dnia kadrowa.
– Zajęty? – z wrażenia o mało nie spadłam z krzesła.
Kiedy tylko nadarzyła się okazja, niby żartem, napomknęłam o jego żonie.
– Żona na pewno jest szczęśliwa, mając takiego mężczyznę u swojego boku – powiedziałam kokieteryjnie, kiedy pomógł mi wnieść na piętro ciężki karton z archiwum i niecierpliwie czekałam na jego reakcję.
– Jestem jeszcze żonaty, ale chyba długo to już nie potrwa – odpowiedział enigmatycznie, a ja nie pytałam o nic więcej. Byłam jednak ciekawa, dlaczego ten na co dzień taki rozmowny człowiek, teraz zbywa mnie jednym zdaniem.
Jak gdyby nigdy nic, nadal każdego dnia spotykaliśmy się w pracy i czasem wychodziliśmy razem na obiad do pobliskiego baru mlecznego. Ot, takie zwyczajne koleżeńskie spotkania i pogawędki.
Jednak z biegiem dni zauważałam, że Tomek coraz bardziej nalega, żebym spędzała z nim każdą wolną chwilę. Kiedy wykręcałam się, na przykład nawałem zajęć, nalegał i nie dawał za wygraną.
Nie było to dla mnie bez znaczenia. Podobał mi się, sympatycznie mi się z nim rozmawiało, a tym, że uparcie starał się o moje względy, miło łechtał moją kobiecą próżność.
Zapewniał mnie, że jego małżeństwo jest skończone
Nasza znajomość nabrała rumieńców na szkoleniu, które odbyło się jesienią. Przetańczyliśmy całą zabawę razem, potem grubo już po północy wyszliśmy na spacer. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy w gwiazdy. Było naprawdę romantycznie… To właśnie wtedy Tomek powiedział, że bardzo mu się podobam i że mu na mnie zależy.
– To miłe, co mówisz, ale nie chcę wiązać się z żonatym mężczyzną – powiedziałam.
– Moje małżeństwo za chwilę będzie przeszłością. Nic nie łączy mnie z Marianną, nie mamy dzieci ani wspólnego majątku. Poza tym zdradziła mnie, to przeważyło szalę. Nie chcę i nie potrafię być już z tą kobietą – zapewnił.
Poczułam się uspokojona
Te słowa dawały mi też nadzieję, że między nami wszystko jest możliwe. Tę noc spędziliśmy razem. Po niej były następne. Bywało, że po pracy od razu jechaliśmy do mojej kawalerki, wspólnie gotowaliśmy, a potem jedliśmy z jednego talerza, oglądając telewizję. To był wspaniały czas. Czułam się kochana, piękna, bezpieczna i… szczęśliwa.
Gdy zaczęłam mieć poranne mdłości, od razu postanowiłam zrobić test. Jego wynik nie pozostawił żadnych złudzeń, byłam w ciąży.
Tomek stanął na wysokości zadania. Powiedział zdecydowanym tonem, że przyśpieszy jakoś ten rozwód i zapytał, czy za niego wyjdę. To nie były romantyczne oświadczyny. Stałam naprzeciwko niego w nocnej koszuli i z czerwonymi od płaczu oczami. Ale kiedy zobaczyłam, jak klęka i ponawia pytanie, nie miałam wątpliwości, że kocham go bardzo mocno i że to mężczyzna, z którym chcę spędzić całe swoje życie. Poczułam się spokojna.
W pracy nikomu nic nie mówiliśmy, pracowaliśmy jak zwykle. Tomek wprowadził się do mnie.
– Kasiu, jutro po pracy pojadę do swojego starego mieszkania po resztę książek – powiedział pewnego wieczoru Tomek.
– Oczywiście, wracaj szybko, będę na ciebie czekała w domu – odpowiedziałam.
Tomka długo nie było, a kiedy wreszcie wrócił, był bardzo zdenerwowany.
– Coś się stało? – zapytałam, ale on mnie przytulił, pocałował i zapewnił, że nic takiego. Zmartwiłam się, że ukrywa coś przede mną, że ma jakieś tajemnice, którymi nie chce się dzielić, ale postanowiłam nie drążyć tematu.
Następnego dnia z samego rana szef podjął decyzję i oddelegował Tomka do oddziału naszej firmy we Wrocławiu. Cały następny tydzień, już od dzisiejszego popołudnia poczynając, mieliśmy spędzić oddzielnie.
Wieczorem niespokojnie czekałam na telefon od niego, znak że dotarł bezpiecznie. Niestety moja komórka uparcie milczała, Tomek nie dzwonił. W końcu rozległ się dźwięk obwieszczający, że dostałam nową wiadomość.
Proszę zrozum, jednak kocham swoją żonę i to z nią chcę być – przeczytałam SMS-a i osunęłam się na podłogę.
Zabrakło mi tchu
Poszłam do łazienki, aby opłukać twarz chłodną wodą. „Oszukał mnie!” – pomyślałam i sięgnęłam do apteczki. Kiedy oprzytomniałam, zobaczyłam obok siebie słoiczek po tabletkach na uspokojenie. Nie miałam pojęcia, ile ich połknęłam, działałam chyba w jakimś amoku, nie mając świadomości tego, co robię. Chociaż kręciło mi się w głowie i ledwo trzymałam się na nogach, jakoś udało mi się wykręcić numer pogotowia. W szpitalu lekarze zażegnali niebezpieczeństwo. Moje dziecko było bezpieczne.
Była już noc, gdy do sali, w której leżałam, wbiegł Tomek. Był tak samo przestraszony i blady jak ja, gdy przeczytałam SMS-a.
– Kasiu! Co się stało? – wykrzyknął.
– Gdyby nie Sylwia, twoja sąsiadka, w życiu bym cię tu nie odnalazł. – łapał oddech. – Zostawiłem wczoraj telefon u Marianny, zorientowałem się dopiero w drodze do Wrocławia. Co się dzieje? Zawróciłem, bo miałem jakieś złe przeczucia.
Teraz wszystko stało się jasne
To Marianna, jego żona, napisała do mnie tego SMS-a. Chciała mnie w ten sposób upokorzyć. W tak okrutny sposób zemścić się na niebawem już byłym mężu.
Tomek też od razu zrozumiał, co się stało i jakie to mogło mieć konsekwencje, bo wykrztusił tylko:
– O Boże! – i wziął mnie w ramiona.
Długo całował moją twarz i włosy, szepcąc jak bardzo mnie kocha, i że zawsze będzie przy mnie i naszym dziecku. Dotykał delikatnie mojego płaskiego jeszcze brzucha, a ja czułam, jak ogromny ciężar spada mi z serca.
Płakałam i ściskałam kurczowo rękę Tomka, dziękując jednocześnie losowi za szczęśliwe zakończenie tego koszmaru. Naprawdę chciałam zabić siebie i dziecko? Przecież to absurd.
Czytaj także:
„Marcin ukrywał przed żoną kochankę i syna. Dowiedziała się, bo... przez przypadek wysłał jej sms-a o alimentach”
„Urodziłam w wieku 17 lat. Moi rodzice latami kłamali, że dziecko zmarło, bo nie chcieli wychowywać bękarta”
„Myślałam, ze mnie kocha. On wykorzystał moją naiwność w najgorszy możliwy sposób. Straciłam wszystko...”