Prawdziwe historie - Horoskop urodzinowy - Astrologia

chłopak fot. Fotolia
Poznaj prawdziwą historię pewnego astrologa. Jak udało mu się stworzyć udany związek?
/ 27.03.2017 05:19
chłopak fot. Fotolia

Dzielnicową komendę policji odwiedziłem zaraz po dziewiątej rano i od razu podszedłem do stanowiska dyżurnego. Tam oświadczyłem, że chciałbym zgłosić popełnienie przestępstwa.

– Na czym ono polega? – spytał policjant.
– Na uwięzieniu drugiej osoby.
– Kto to zrobił?
– Ja – odpowiedziałem spokojnie.
– Z pewnością żona oskarży mnie, gdy ją wypuszczę, więc… – wzruszyłem ramionami.
Policjant przez chwilę patrzył na mnie lekko zdumionym wzrokiem. Pewnie nieczęsto spotykał się z taką sprawą.
– A gdzie jest uwięziona?
– Na razie nie wolno mi tego powiedzieć. Z kosmogramu wynika, że mogę to zrobić dopiero po godzinie szesnastej.
– Kosmogramu? – spytał niepewnie.
– Astrologicznego – wyjaśniłem.

Wszystko zależy od układu planet

A że młody policjant nadal wyglądał, jakby nie kojarzył, to mu wytłumaczyłem, że chodzi o określony układ planet, z którego wynikają różne przestrogi, polecenia i zalecenia, które otrzymujemy z gwiazd i których należy przestrzegać dla własnego dobra. Gdy skończyłem tłumaczyć, on nadal patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem. Wreszcie pokonał zdumienie, gdzieś zadzwonił i kilkanaście sekund z kimś konferował. A gdy odłożył słuchawkę, zaprosił mnie na drugą stronę przejścia, które zagradzała stalowa krata. Następnie jakiś mundurowy zaprowadził mnie do pokoju, w którym było jedno biurko i dwa krzesła. Wszystkie meble przyśrubowano do podłogi. W rogu zaś, pod sufitem, za grubą pleksiglasową szybą wisiała włączona kamera. Palące się pod obiektywem czerwone światełko wskazywało, że jestem obserwowany.

Dałem się podpuścić kolegom. To prawie doprowadziło do rozwodu

Dopiero w tym momencie pomyślałem, że najwyraźniej uznano mnie za osobę psychicznie niestabilną i postanowiono poobserwować przez jakiś czas. Usiadłem na metalowym krześle, założyłem nogę na nogę i sięgnąłem po komórkę. W pierwszej chwili chciałem pograć w pasjansa, ale okazało się, że mam kilka SMS-ów od Alutki.

Pierwszy: „Jak tylko stąd się wydostanę, natychmiast złożę pozew o rozwód”. Drugi: „Próbujesz zniszczyć moją karierę. Nigdy ci tego nie daruję”. Trzeci: „Zawsze byłeś dupkiem. Sądziłam, że mam do czynienia z prawdziwym mężczyzną, a okazuje się, że wyszłam za mąż za podrzędnego astrologa!”. Czwarty: „Nigdy cię nie kochałam. Wyszłam za ciebie z litości. Nienawidzę cię”. Piąty: „Właśnie dowiedziałam się, że straciłam kontrakt na kilkaset tysięcy złotych. Założę ci sprawę o zwrot straconych przeze mnie pieniędzy”.

Zrezygnowałem z pasjansa i zacząłem na spokojnie analizować to, co doprowadziło mnie do dzisiejszego ranka. To teściowa nastawiła żonę przeciwko mnie. Jestem astrologiem. Myślę, że nawet niezłym, skoro od lat ustawia się do mnie kolejka chętnych na ułożenie horoskopu. Astrologię odkryłem już w szkole średniej, na początku traktowałem ją jako hobby i ciekawostkę, ale potem złapałem prawdziwego bakcyla – zwłaszcza kiedy okazało się, że to żadne czary-mary i głupoty. Widzicie, jestem Skorpionem z ascendentem w Strzelcu i mam Neptuna w Rybach, więc właściwie był to naturalny wybór. Z punktu widzenia astrologii oczywiście.

W Alutce zakochałem się na studiach. Kiedy porównałem nasze horoskopy urodzinowe, wiedziałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Po trzech miesiącach randek poprosiłem ją o rękę. Dlaczego tak szybko? Następny korzystny układ planet pojawiłby się dopiero po kolejnych 7 miesiącach, a ja nie chciałem czekać. Bo to był idealny termin na ślub. Lata naszego małżeństwa potwierdziły moją teorię.

Rodzice Alutki byli przeciwni naszemu związkowi. Pochodziłem ze skromnie żyjącej rodziny, i to im nie odpowiadało. Ich problem, pomyślałem.
Pierwsze dwa lata małżeństwa były niczym z bajki. Miałem świadomość, że teściowa wierci Alutce w brzuchu dziurę, bo wzięła sobie za męża „jakiegoś tam astrologa”. Podsłuchałem kiedyś niechcący, jak narzekała: „On nie pali, nigdy nie widziałam w jego ręce choćby kieliszka wina. Nie chodzi do pracy, tylko sprasza do siebie obcych ludzi. Żaden z niego mężczyzna. Nie dla takiego zera cię wychowałam”. Alutka zdenerwowanym głosem prosiła, by matka dała spokój, że ona jest szczęśliwa…

Jest życie po życiu. Udało mi się tam dotrzeć

Jednak kropla drąży skałę. A dwie – jeszcze szybciej. Alutka przejęła po ojcu interes, kilka kserokopiarni na terenie miasta. Biznes szedł świetnie, a moja żona postanowiła jeszcze go podkręcić. Do tego czasu żyliśmy za zarobione przeze mnie pieniądze, które nie były aż tak małe, plus dofinansowanie od ojca Ali. Co prawda, nie mogliśmy jak teściowie dwa razy w roku wyjeżdżać za granicę, ale na dobre wczasy w Polsce było nas stać.

Początkowo cieszyłem się, że moja żona wreszcie może spożytkować rozpierającą ją energię. Alutka rzuciła się w wir interesów z entuzjazmem, i nie ma co kryć, miała do tego głowę jak nikt. Kilka razy w kosmogramie wyczytałem dla niej ostrzeżenie. Dwukrotnie posłuchała mojej rady. Potem jednak do sprawy włączyła się teściowa, która orzekła, żebym lepiej trzymał się ze swoimi gwiazdami z dala od ICH rodzinnego biznesu. W efekcie moja żona dwa razy potknęła się w interesach. Nigdy nie powiedziałem: „A nie mówiłem?”. Na jej twarzy widziałem tylko coraz większą zaciętość, jakby chciała powiedzieć: „Bez ciebie też dam sobie radę”.

Zakochany człowiek jest ślepy na rzeczywistość

Uznałem, że dla dobra naszego małżeństwa nie powinienem wtrącać się w życie zawodowe żony. W końcu ona miała swój świat, ja swój, a łączyła nas miłość. Tak myślałem. A jednak pewnego dnia w gwiazdach zobaczyłem, że obok Alutki pojawił się jakiś mężczyzna. Tydzień później dowiedziałem się od żony, że dzięki pewnemu obrotnemu młodzieńcowi niedługo podpisze kontrakt, który będzie interesem jej życia. Dzięki uzyskanym z transakcji pieniądzom rozbuduje biznes i stanie się numerem jeden na rynku usług kserokopiarskich. Nie mogłem się powstrzymać i sprawdziłem układ gwiazd na dany dzień. To, co zobaczyłem, przeraziło mnie. Postawiłem dodatkowe horoskopy – i zyskałem pewność.

To prawda, że nie istnieją jakieś specyficzne układy planet, które krzyczą: uwaga, śmierć. Dlatego jeśli jakikolwiek astrolog powie komuś, że zna datę jego śmierci, nie wierzcie, to oszust. Ale gdy astrolog o dużym doświadczeniu i wyjątkowo silnej intuicji (przypominam – Skorpion z ascendentem w Strzelcu i Neptunem w Rybach!), kochający kobietę do utraty tchu, patrzy na niebezpieczne układy, po prostu czuje, co się za nimi naprawdę kryje. Wiedziałem, czułem, że Alutce grozi śmierć, gdy tylko rankiem tego dnia przekroczy próg naszego domu. Dlatego też pod pozorem, że trafiłem na coś cennego, rankiem zwabiłem ją do piwnicy i zatrzasnąłem za nią okratowane drzwi.

Niebezpieczeństwo, jak wskazywały gwiazdy, miało trwać do późnego popołudnia. Po szesnastej mogłem Alutkę uwolnić. Dlaczego jednak zgłosiłem się na policję? Wcale nie dlatego, by uprzedzić zgłoszenie mojej wściekłej żony. Gwiazdy podpowiedziały, że policja uratuje moje małżeństwo. W jaki sposób? Nie miałem pojęcia. Pozostawało mi tylko poczekać, aż nadejdzie odpowiednia chwila…

Nie mam dzieci ani męża. Za to mam kochanka

Do pokoju wszedł policjant. Poinformował mnie, że uwięzienie innej osoby wbrew jej woli zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat trzech.
– Nie sądzę – odpowiedziałem.
– Mógłbym wiedzieć, dlaczego?
– Żona będzie mi dziękować za uratowanie życia.
– W jaki sposób uratuje jej pan życie? – komisarz nie był przekonany.
– Nie wiem – wzruszyłem ramionami. – To się dopiero okaże. Po szesnastej. Wcześniej nie powiem, gdzie ją zamknąłem. Komisarz spojrzał na zegarek, potem na mnie z lekkim obrzydzeniem i wyszedł.

Pięć następnych godzin spędziłem na rozgrywaniu kolejnych pasjansów.
Wraz z godziną szesnastą w drzwiach pojawił się znajomy komisarz i spytał, czy teraz pokażę mu, gdzie zamknąłem żonę. Pojechaliśmy radiowozem do mojego domu.
– Żona jest zamknięta w piwnicy – wskazałem na drzwi wejściowe. – Odprowadzę samochód żony sprzed wjazdu, żeby radiowóz mógł wjechać na podwórko.
– Pozwoli pan, że zrobi to policjant. Najwyraźniej gość bał się, że dam dyla.

Kiedy wchodziliśmy na werandę, usłyszałem za plecami odgłos uruchamianego auta. Potem silnik skoczył na wysokie obroty. Kierujący uderzył w zamknięte skrzydło bramy, rozbił je i wyjechał na jezdnię wprost na drzewo po drugiej stronie jezdni. Jak wykazały późniejsze badania, awarii uległ układ hamulcowy w aucie mojej żony.
– Rano jeżdżą tędy samochody ciężarowe – wyjąkała Alutka, gdy po uwolnieniu dowiedziała się, że jej samochód nadaje się do kasacji. – Kilkutonowe kolosy zasuwają po naszej ulicy, jakby ich kierowcy brali udział w wyścigach samochodowych.
– Mąż uratował pani życie – stwierdził policjant, zerkając na mnie z szacunkiem.

Nawet idealnego męża nie zostawiaj NIGDY z przyjaciółką

Jakiś czas później dostałem w firmie żony stanowisko głównego konsultanta. Oczywiście nie powiedzieliśmy nikomu, że moim obowiązkiem jest sprawdzanie biznesowych kosmogramów.

Redakcja poleca

REKLAMA