Pewnego dnia usiadł obok mnie chłopak, na którego nie zwróciłam specjalnej uwagi. Pilnie robiłam notatki z jakiegoś opasłego dzieła, spoglądając co jakiś czas na zegarek. Byłam umówiona ze swoim ukochanym, a miałam jeszcze kilka długich rozdziałów do przejrzenia. Mój długopis śmigał po papierze, a chłopak wyglądał, jakby nie bardzo wiedział, co robić. Wstawał co jakiś czas po nową gazetę z tych wystawionych na półkach do czytania i przeglądał ją od niechcenia, właściwie nie zatrzymując się na żadnym artykule. Trochę mi przeszkadzał, kursując pomiędzy stolikiem a regałem.
„Czeka na kogoś czy co?” – pomyślałam i dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że i owszem, czeka. Na mnie. Co chwila bowiem zerkał w moją stronę. Zupełnie nie byłam nim zainteresowana, więc trochę złośliwie udawałam, że nie widzę jego spojrzeń. A kiedy oddałam książkę i wyszłam z sali, od razu podszedł i zapytał, czy pójdę z nim na kawę.
Odmówiłam, mówiąc zgodnie z prawdą, że jestem umówiona. Dostrzegłam zawód malujący się na jego twarzy. To nie była pierwsza ani ostatnia sytuacja, w której ktoś obcy zaprosił mnie na kawę. Byli nawet tacy, którzy zaczynali od kwiatów. Dlaczego więc właśnie tamten chłopak tak bardzo utkwił mi w pamięci, że myślałam o nim potem wiele razy?
Już kilka minut po tym, jak dałam mu kosza i witałam się z ukochanym, przebiegło mi przez głowę, że trochę szkoda… Bo gdybym nie była umówiona, to kto wie, co mogłoby się zdarzyć? Ale byłam zbyt lojalna wobec partnera, aby go wystawić do wiatru... Ten związek rozpadł się zresztą kilka tygodni później. Może więc już wtedy czułam, że nie jesteśmy sobie przeznaczeni? Niestety, nie znałam nawet imienia nieznajomego, nie mówiąc o jego numerze telefonu. Dzisiaj byłaby może szansa znalezienia go przez Facebooka, ale wtedy nikt nawet nie słyszał o telefonie komórkowym, a co dopiero o internecie.
Chodziłam do tej biblioteki jeszcze przez parę miesięcy i za każdym razem miałam nadzieję, że znowu spotkam tamtego chłopaka, jednak tak się nie stało. Pewne szanse zdarzają się tylko raz. Od tamtej pory minęło ćwierć wieku. Moje życie tak się ułożyło, że w pewnym momencie zostałam sama. Kiedy rozwiodłam się z mężem, nie myślałam o poszukiwaniu kolejnego partnera. Pochłaniała mnie praca i wychowywanie córki, która wtedy chodziła jeszcze do podstawówki. A potem to już się chyba przyzwyczaiłam do mojej samotności, bo jakoś mi nie ciążyła. Dopóki Kamila nie skończyła studiów i nie wyprowadziła się z domu.
Wtedy dopiero poczułam, co to znaczy nie mieć nawet z kim porozmawiać po powrocie z pracy. Zaczęłam także rozmyślać o straconych szansach. Jak ten chłopak z biblioteki… Kto wie, jak by się potoczyło moje życie, gdybym wtedy z nim poszła na kawę. Może byłabym szczęśliwsza, bardziej spełniona? Chwilę potem śmiałam się ze swoich myśli. Przecież równie dobrze mógł okazać się damskim bokserem albo alkoholikiem.
– W życiu nie dałabym się poderwać na ulicy! – stwierdziła kiedyś Hania, moja koleżanka. – Jak można się spotkać z kimś, kogo zupełnie się nie zna!
– A jak masz go poznać, skoro nie chcesz się spotkać? – zaśmiałam się.
– Przez znajomych… No wiesz, żeby ktoś mi potrafił o nim coś powiedzieć, wtedy będę czuła się pewniej – wyjaśniła.
– Ale wtedy zamiast wyrobić sobie własne zdanie, możesz nabrać uprzedzeń, jeśli opinia znajomych będzie negatywna – zauważyłam przytomnie. – A to może być fajny facet, tylko nie w ich guście.
– No to trudno – Hania rozłożyła ręce. – A w ogóle, ja tak dobieram sobie przyjaciół, żeby ich gust był moim.
„To nie zawsze się sprawdza” – pomyślałam. Mojego męża przecież poznałam przez wspólnych przyjaciół. I patrzenie na niego ich oczami wcale nie okazało się dla mnie dobre. Był świetnym towarzyszem zabaw, ale niesolidnym partnerem.
– W każdym razie ja chyba także bym się nie odważyła – wyraziła swoją opinie Wera. – Jak facet zaczepia babkę na ulicy, to znaczy, że ma śmiałość, więc pewnie robił to już niejeden raz. Po co mi randka
z podrywaczem? Co ty myślisz, Dorota?
Zawahałam się przez moment, czy im nie powiedzieć o facecie z biblioteki, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Do tej pory nie mówiłam o nim nikomu. Nieujawnione marzenia zostają romantyczne, ujawnione stają się trywialne…
– Zapewne macie rację – stwierdziłam dla świętego spokoju. – Nie wiem, nikt mnie w ten sposób nie podrywał.
Dzisiaj sądzę, że ta rozmowa stała się magicznym zaklęciem, które zaczarowało przyszłość. Bo przecież naprawdę nikt mnie w ten sposób nie podrywał już od wielu lat. Aż tu nagle w grudniu, z miesiąc po tej dyskusji z przyjaciółkami…
Robiłam właśnie zakupy w centrum handlowym. Biegałam od butiku do butiku w poszukiwaniu spódnicy. Po piątym czy szóstym miałam już serdecznie dosyć. Wpadłam więc do sklepu z książkami
i płytami zrobić sobie małą przyjemność. Chodząc między półkami i rozglądając się za czymś ciekawym, podeszłam do lady, przy której była tablica z koncertami. Wiedziałam, że ta sieć księgarni prowadzi przedsprzedaż biletów, zerknęłam więc na tablicę i odkryłam, że za dwa tygodnie będzie koncert mojej ulubionej grupy.
– Ile kosztuje bilet? – zapytałam kasjera.
Cena mnie przytłoczyła. Nawet najdalsze miejsca nie były na moją kieszeń! Podziękowałam i odeszłam od kasy rozczarowana. Po drodze zauważyłam, że przygląda mi się jakiś facet.
Kilka minut później siedziałam w pasażu, jedząc lody, które sobie kupiłam na pocieszenie, kiedy podszedł do mnie ten facet z księgarni i nieśmiało zapytał:
– Czy wybrałaby się pani ze mną na koncert? Mam akurat dwa bilety.
Byłam tak zaskoczona, że rożek z lodami omal nie wyleciał mi z ręki.
– Nie… Raczej nie… – bąknęłam.
– Rozumiem. Szkoda… – odparł facet i w jego oczach dostrzegłam szczery zawód. – W takim razie przepraszam.
Ukłonił mi się w uroczy staroświecki sposób i odszedł. A ja nagle poczułam, że zrobiłam coś naprawdę głupiego. Był przecież taki sympatyczny! W dodatku po wyjściu z księgarni, zanim kupiłam lody, zdążyłam pomyśleć o nim przynajmniej ze dwa razy. Że całkiem przystojny…
„Jego także masz zamiar potem wspominać jako kolejną straconą szansę? – zapytałam sama siebie. – I zastanawiać się godzinami, dlaczego nie poszłaś z nim na koncert? Kobieto! Obudź się!”.
Bo przecież nie proponował mi romansu ani szybkiego seksu za pieniądze! Zwyczajnie zaprosił mnie na koncert. I to w dodatku na ten, na który chciałam pójść! Usłyszał moje pragnienia i odpowiedział na nie…
Nagły impuls poderwał mnie z miejsca. Zrobiłam kilka kroków w stronę oddalającego się faceta. Musiał usłyszeć szybki stukot moich obcasów o lśniącą posadzkę, bo zatrzymał się i obejrzał.
– Przepraszam, ale zmieniłam zdanie
– rzuciłam. – Chętnie pójdę na koncert.
Jego twarz rozjaśnił uśmiech. I w ten właśnie sposób poznałam Henia, mojego drugiego męża. Okazało się, że tamtego dnia przyszedł do księgarni właśnie po bilety na występ swojego ulubionego zespołu. Spodobałam mu się już wtedy, kiedy chodziłam między półkami. A potem zobaczył moje rozczarowanie, kiedy usłyszałam cenę biletów, i…
– To był odruch! Poczułem, że naprawdę bardzo chcę pójść na ten koncert właśnie z tobą! – powiedział mi potem.
Cieszę się, że wtedy za nim pobiegłam. Bo wreszcie mam przy sobie właściwego faceta, którego podarował mi los. Na szczęście wykorzystałam tę szansę.