„Szwagierka obiecała zeznawać na moją korzyść podczas rozwodu. Niestety, sprzedała się teściom i załatwiła mnie na cacy”

kobieta, która się rozwiodła fot. Adobe Stock, sepy
„Sędzia był mocno zdziwiony tym, co mówiła. Spytał nawet Marię, czyim właściwie jest świadkiem. Moim czy mojego męża? Odparła ze świętym oburzeniem, że wprawdzie to ja ją poprosiłam na świadka, ale chyba się nie spodziewałam, że będzie kłamała”.
/ 09.05.2022 21:12
kobieta, która się rozwiodła fot. Adobe Stock, sepy

Kiedy poznałam Jurka, zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Był cichy i małomówny, co  mnie zaintrygowało. A przy tym był taki przystojny! I bez szemrania spełniał wszystkie moje zachcianki. Szybko uznałam, że to chodzący ideał. Zakręciłam się wokół niego i szybko wzięliśmy ślub. 

Owszem, mogę teraz powiedzieć, że widziały gały, co brały, bo Jerzy od początku był uzależniony od swojego władczego ojca. Zauważyłam to od razu, ale sądziłam, że uda mi się to jakoś naprawić. Roman panował w swojej rodzinie niepodzielnie i wymagał absolutnego posłuszeństwa. Także od dorosłych już synów, których zatrudniał w swojej firmie. Prowadził sklep ogrodniczy i uważał, że cała rodzina powinna być mu wdzięczna za pracę i utrzymanie.

Mnie wydawało się to straszne. Nie do przyjęcia było, żeby w sprawach mojej rodziny decydował teść. Niby dlaczego? Jestem osobą bardzo obrotną i samodzielną, więc sama doskonale potrafię o siebie zadbać. Postanowiłam jednak nie tyle walczyć z teściem, co pokazać mężowi, że on także może żyć zupełnie inaczej niż dotychczas. Na własną rękę, sam będąc głową rodziny. Chciałam, żeby stał się prawdziwym mężczyzną.

Zainwestowałam w Jerzego nie tylko wszystkie swoje uczucia, ale także wszystkie pieniądze. Dokładniej mówiąc – cały spadek po dziadkach.

– A może otworzysz swój własny sklep ogrodniczy? – zaproponowałam mężowi któregoś dnia. – W końcu znasz się na tym biznesie doskonale.

Wiedziałam, że to jedyny sposób, by mógł uniezależnić się od ojca i zacząć żyć na własną rękę.

Przekonanie go do mojego pomysłu nie trwało długo, chociaż początkowo był naprawdę przerażony wizją własnej firmy. Nie wierzył, że sobie poradzi. Jednak od czego miał mnie? Oprócz tego, że dałam pieniądze i pomogłam mu załatwić wszystkie formalności, starałam się motywować go każdego dnia, by czuł, że jest zdolny rozwiązać każdy problem. Tak więc razem ciągnęliśmy nasz małżeński wózek, z daleka od toksycznego teścia.

To ja pomogłam jej stanąć na nogi

Inaczej było z Marią. Maria była żoną młodszego brata mojego męża, Macieja. I moim kompletnym przeciwieństwem. Od pierwszego dnia w tej rodzinie dała się im podporządkować. Bez protestów zgodziła się na rolę cichej i pokornej żony. Nie miała prawa głosu w swojej własnej rodzinie. A co najgorsze, zamieszkała z naszymi teściami!

W ten sposób kompletnie straciła szansę na to, aby zapanować nad swoim małżeństwem. Maciej, pozostając pod dachem rodziców, nigdy tak naprawę nie dorósł. No bo co niby zmieniło się w jego życiu po ślubie, skoro w domu wciąż królowała mamusia, a w pracy tatuśTak jak przed ślubem codziennie chodził do sklepu i bezwolnie wykonywał wszelkie polecenia, a potem wracał do domu, gdzie także nie miał nic do gadania.

Po co mu w tym wszystkim była żona? Chyba tylko do łóżka. Maria jednak szybko się przekonała, że kiedy Maciej spełnił już swój małżeński obowiązek i spłodził syna, wolał się poświęcić zupełnie innej rozrywce niż łóżkowym igraszkom. Dokładniej mówiąc – piciu. Dlaczego sięgał po alkohol? Tego nikt nie wie. Może na dnie kieliszka szukał poczucia własnej wartości? W każdym razie nawet nie krył się specjalnie z tym, że zalewa robaka praktycznie każdego dnia.

Jego rodzice nie reagowali. Nawet im przez myśl nie przeszło, żeby pomóc Marii w wyciągnięciu męża z alkoholizmu! Coś mi się zdaje, że to jego picie było im nawet na rękę. Ojciec mógł mieć pewność, że nie dojdzie do zamachu stanu, bo pijanemu synowi nie przyjdzie do głowy, by sięgnąć po władzę w firmie czy w rodzinie. A matka cieszyła się, że mogła opiekować się swoim Maciusiem, jakby nadal był małym chłopczykiem.

– Biedactwo, jest chory! – mówiła, gdy pijany jak bela walił się w ogródku tuż pod drzwiami do domu, bo nie był w stanie nawet wejść sam po kilku schodkach.

Wciągała go do środka i kładła do łóżka. Na Marię zaś parzyła wrogo, gdy ta twierdziła, że Maciek powinien się leczyć. W sprawie alkoholizmu młodszego syna teść i teściowa byli nieprzejednani. Uważali, że  nie wolno tego sekretu nikomu zdradzać, nawet lekarzowi, bo „Co na to ludzie powiedzą?!”. Moja szwagierka była więc z góry skazana na klęskę w tej samotnie prowadzonej wojnie z wódką. Mogła prosić, przekonywać, tłumaczyć. Wszystko na nic. Jej słowa przypominały rzucanie grochem o ścianę. W końcu został jej tylko rozwód.

Jednak to nie było takie proste. Niby pracowała, ale pensję miała niewielką, a rodzina zapowiedziała jej z góry, że na alimenty nie ma co liczyć, jeśli zwróci się przeciwko nim.

To ja załatwiłam jej porządną pracę, dzięki której wreszcie mogła utrzymać siebie i synka. Wspierałam ją psychicznie, starałam się podnieść jej poczucie własnej wartości, aby nie bała się zmienić swojego życia. Robiłam z nią dokładnie to samo, co w wypadku mojego męża. A kiedy podjęła ostateczną decyzję, żeby się rozwieść, stanęłam po jej stronie przeciwko wszystkim. Nie miałam nic do stracenia. I tak byłam już czarną owcą w rodzinie.

Straszyli, że zrobią wszystko, aby odebrać Marii dziecko. Biedaczka, ile się wtedy nadenerwowała! Ale ja zeznałam w sądzie, że Maria jest wspaniałą matką i drugiej takiej ze świecą szukać. Teściowie nie mieli szans w walce o wnuka i ze złości przestali się do mnie odzywać. Nie dbałam o to. Od zawsze jeździłam do nich niechętnie. Stworzyłam przecież swoją własną rodzinę, po co więc miałam pielgrzymować do teściów?

Maria wywalczyła sobie całkiem przyzwoite alimenty. Mogła wynająć niewielkie mieszkanko i spokojnie wychowywać swojego synka. Byłam z niej naprawdę dumna. Cieszyłam się, że w końcu wyzwoliła się z tego jarzma. Zostałyśmy przyjaciółkami.

Dowiedziałam się o sobie ciekawych rzeczy

To ona pierwsza dowiedziała się o tym, że w moim małżeństwie zaczyna się psuć. Jerzy nagle zrobił się nerwowy i kłótliwy. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Każdy pretekst był dla niego dobry, aby wszcząć awanturę, a potem ogłosić ciche dni, które ciągnęły się w nieskończoność. Nie miałam pojęcia, co się z nim dzieje, i kładłam wszystko na karb przeżywanego przez niego kryzysu wieku średniego. Starałam się zachować spokój i robić wszystko tak, jak do tej pory. Dbać o dom, dzieci, firmę i męża. Ale Jerzy tego nie docenił. Zażądał rozwodu!

– Zawsze narzucałaś mi swoją wolę – wygarnął mi. – Musiałem zerwać kontakty z rodziną, bo ciągle się z nimi wykłócałaś! Nie będę tego dłużej znosić.

Szybko się zorientowałam, że tak naprawdę za wszystkim stoi inna kobieta. Przejrzałam jego pocztę w komputerze i odkryłam, że mężuś zdradzał mnie od paru ładnych miesięcy. W życiu by mi nie przyszło do głowy, że ten cichy, uległy, prostolinijny facet może wykazać się takim wyrachowaniem. Postanowiłam walczyć o swoje. Mam tu na myśli połowę firmy, którą zakładałam i prowadziłam razem z mężem. A także sowite alimenty. Nie tylko na dzieci – także na siebie, bo przecież to on był winny rozpadu naszego małżeństwa!

Teściowie jakby tylko czekali, kiedy w moim związku zacznie się ferment. Natychmiast wzięli stronę syna i rzucili się na mnie jak dwa wściekłe buldogi.

Zawsze byłaś zgniłym jabłkiem w rodzinie! – krzyczeli.

Usiłowali mnie też zastraszyć. Mówili, że podczas rozwodu nie dostanę ani grosza, bo firmę to zakładali oni; powstała za ich pieniądze i z ich kontaktów. To oczywiście była kompletna bzdura. Firma to wspólna własność moja i męża. Miałam to na papierze, czarno na białym. Nie mogli mi więc niczego odebrać. A w dodatku włożyłam w nią spadek, na co również miałam dowody.

Nie bałam się też samej rozprawy rozwodowej. Moim największym atutem była Maria. Przecież od początku była świadkiem całej historii mojego małżeństwa i mogła powiedzieć w sądzie, jaka jest prawda. Doskonale wiedziała, że tu nie chodzi o moją apodyktyczność, tylko o to, że Jerzy ma kochankę! Liczyłam na nią i byłam jej pewna. Przecież ja sama pomogłam jej kiedyś w podobnej sytuacji. Nie martwiłam się więc. Sądziłam, że wygraną w sądzie mam w kieszeni.

Tym bardziej że przecież dokładnie omówiłyśmy wszystko we trzy wraz z moją panią adwokat. Znałam na pamięć to, co Maria miała powiedzieć na rozprawie, a także wszystkie pytania „szczegółowe”, jakie planowała jej zadać moja mecenas. Dlatego kiedy Maria zaczęła zeznawać, nie od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Niezbyt uważnie jej słuchałam. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów.

– Patrycja zawsze była despotyczna – mówiła moja „przyjaciółka”. – Od początku lekceważyła swojego męża, podobnie jak całą rodzinę.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę! Co ona wyprawia?! Potem było już tylko gorzej...

Z zeznania Marii wynikało, że rodzina mojego męża to prawdziwe anioły! Dowiedziałam się na przykład, że jestem niewdzięczna, bo przecież oni zawsze chcieli mi nieba przychylić, a ja nie potrafiłam tego docenić.

– Z tym ich sklepem to był pomysł rodziców Jurka – kłamała Maria bez mrugnięcia okiem. – Pomogli im go założyć, dali pieniądze na rozruch interesu i przekazali swoje kontakty w branży ogrodniczej.

Wyszło na to, że wszystko, czego się dorobiłam, zawdzięczałam rodzinie męża! Ale to jeszcze nie koniec. Maria, wystawiając im laurkę, nie omieszkała przy tym oczernić mnie... Podobno ciągle robiłam w domu awantury, zaniedbywałam dzieci i w ogóle nie dało się ze mną wytrzymać. Nic więc dziwnego, że w końcu mój mąż doszedł do wniosku, że dłużej tego nie zniesie, i postanowił odejść!

Nie mogłam się nadziwić, że można tak bezczelnie mówić kłamstwa i nawet się nie zająknąć… Spojrzałam w stronę teściów. Siedzieli zadowoleni i pewni wygranej. Na ich twarzach malował się triumf. Najbardziej w tym wszystkim zabolało mnie to, jak zachował się Jerzy. Pokochałam go, bo myślałam, że jest dobrym człowiekiem. A teraz siedział cicho jak mysz pod miotłą i nie pisnął ani słówka, choć doskonale wiedział, że wszystko, co mówi Maria, to bzdury! Wygrana sprawa rozwodowa była ważniejsza niż potraktowanie mnie honorowo.

Sędzia również był mocno zdziwiony. Spytał nawet Marię, czyim właściwie jest świadkiem. Moim czy mojego męża? Na to moja była szwagierka i była przyjaciółka odparła ze „świętym oburzeniem”, że wprawdzie to ja ją poprosiłam na świadka, ale chyba się nie spodziewałam, że będzie kłamała...

Potem teściowie i szwagier tylko dolali oliwy do ognia swoimi zeznaniami, robiąc ze mnie bezdusznego potwora. Tak oto straciłam szansę na rozwód z winy męża i ledwo uniknęłam tego, że zostałby orzeczony… z mojej! Wyszłam z sali sądowej kompletnie wytrącona z równowagi. Mecenas tylko rozłożyła ręce, bo co miała zrobić?

Dogadali się za moimi plecami

Przez długi czas próbowałam zrozumieć, dlaczego Maria mnie zdradziła i jak teściom udało się ją przekupić. Oczywiście nie miałam zamiaru jej o nic pytać. Po tym jak pięknie mi się odpłaciła za to, co dla niej zrobiłam, nie miałam ochoty na nią patrzeć, a co dopiero z nią rozmawiać.

Sprawa wyjaśniła się kilka miesięcy później, kiedy znajoma pracująca w sądzie administracyjnym powiedziała mi, że moja była szwagierka zakłada księgę wieczystą na swoje mieszkanie. Dwa pokoje z kuchnią na przedmieściu. Kupione za gotówkę, bo nie było cesji na żaden bank. Wiedziałam, że nie mogła uzbierać takich pieniędzy. Mieszkanie musieli więc opłacić teściowie. „Sprzedała mnie za mieszkanie” – pomyślałam z goryczą.

Teraz jestem już nie tylko po rozwodzie, ale i po sprawie majątkowej. To ja spłaciłam męża i sama prowadzę interes. Jerzemu nie wyszło z nową kobietą. Widocznie była niegłupia, bo szybko poznała się na jego rodzince… Wrócił więc do sklepu ojca. I tak oto Roman znów ma obu synów pod ręką i może sobie nimi rządzić.

Zawsze myślałam, że Maria jest moim sprzymierzeńcem. Wychodząc za mąż, wdepnęłyśmy przecież w to samo bagno i tylko pomagając sobie nawzajem, mogłyśmy się z niego wydobyć. Długo myślałam, że to porządna kobieta i mogę na niej polegać. Jak widać jednak – każdy ma swoją cenę.

Czytaj także:
„Wziąłem ślub tylko dlatego, że moja dziewczyna była w ciąży. Tutaj moje obowiązki powinny się skończyć”
„Pół miesiąca pracuję na żłobek, bo babcie nie chcą zająć się wnukiem. Ale to ja krzywdzę dziecko, bo wróciłam do pracy”
„Mam kochającego męża i romans z szefem. Niczego nie żałuję, bo to on otworzył mi drogę do kariery”

Redakcja poleca

REKLAMA